Marcin Olak Poczytalny: Szkoda, cholera.

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

To przecież było takie trochę założycielskie radio. Inicjacyjne. W zasadzie każdy, kogo znam, usłyszał coś po raz pierwszy w Trójce. Ja na przykład od jednej trójkowej audycji zacząłem swoją przygodę z jazzem, to były Trzy Kwadranse Jazzu, do dziś pamiętam co wtedy usłyszałem. Spotkałem kiedyś Ptaszyna na jakimś festiwalu, podszedłem, podziękowałem. Cholera, czyli znowu przeze mnie? - odpowiedział. Wyglądało, że ma to przećwiczone, czyli nie tylko ja. A potem pierwsze płyty z wytwórni 4AD, Dead Can Dance, Cocteau Twins, This Mortal Coil. I mnóstwo innej muzyki. Ba, pamietam nawet czasy, kiedy skecze w Powtórce z Rozrywki były zabawne! I nawet niedawno – a przecież słucham już zupełnie innych rzeczy – włączyłem Polski Top, stare piosenki, jak podróż w czasie… Piękna podróż sentymentalna, to przecież kiedyś było ważne, osobiste. Zresztą to nie tylko muzyka, także audycje, kultura i elegancja prowadzących audycje, jak wzorzec metra… Cholera, szkoda.

No i Lista. Kiedyś była trochę jak okno na świat. Potem okazało się, że świat jest dużo większy, ale i tak czasem Lista grała w trasie, jakoś zawsze czułem się tam trochę jak u siebie. I już. Nie ma. Znalazł się bezczelny, arogancki typ. Polityk, dla którego nic poza własną racją nie ma wartości. I już.

Podobno do ludzi, którzy pracowali kiedyś w radio, dzwonią teraz potulni naganiacze, potrzeba nowych prowadzących. I podobno ludzie odmawiają, choć do niedawna praca w Trójce to było coś. Już nie jest. Coś się skończyło.

Ale jest jeszcze ta założycielskość radia, ona chyba w jakimś sensie pozostała – konstytucja czy niezależność sądów, choć o wiele ważniejsze, nigdy nie mogłyby być odczute tak mocno. Trójka to co innego, coś bardzo prywatnego. To wspomnienia i sentymenty, dźwięki i słowa, doświadczone bardzo osobiście. To trochę tak, jakby bezczelny intruz przemeblował nam wspomnienia, poprzekręcał uczucia. To boli, uwiera, budzi sprzeciw. I myślę, że nie będzie zapomniane. Coś zniszczono – ale czuję, że coś się też zaczyna. To dobrze.

Schodzę do pracowni. Sięgam na półkę z bardzo starymi płytami. Uśmiecham się do wspomnień, niosę płytę do odtwarzacza. Umarli ponoć mogą tańczyć, a ja jakoś jestem dziś w takim ponurym, makabrycznym nastroju. Do tańca, cholera. Dead Can Dance. Aion.

Trochę smutno, ale w sumie przeważa wdzięczność. Ci dziennikarze, te dziennikarki, oni zrobili świetne radio – może nie doskonałe, ale przecież bardzo ważne i wyjątkowe. Kultowe. I to, że teraz odeszli, też jest ważne. Dzięki temu Trójka ma wyrazistą puentę, domknięcie. Lepiej tak, niż powoli sparszywieć, niż pozwolić się upodlić. Niż poddać tym draniom. Warto być przyzwoitym. Tak lepiej.

Słucham dźwięków. Choć przecież w tym wypadku przecież nie chodzi o dźwięki, o piosenkę, o listę, nawet nie do końca o radio. Dla mnie to chyba bardziej kwestia granic. Nie wszędzie godzę się na polityków, na ich arogancję i bezczelne wtrącanie się we wszystko, na co tylko mają ochotę. Nie wszystko mam na sprzedaż. I czuję ulgę, że są ludzi, którzy myślą podobnie. I że było to dla nich na tyle ważne, żeby odejść z tworzonej przez tyle lat audycji, z radia... Chyba czasem warto. Myślę, że to jest jeden z takich momentów.

Jestem spokojny, skoro umarli tańczą, to i my kiedyś jeszcze zatańczymy.

Dziękuję.