Bosque de niebla

Autor: 
Andrzej Nowak (trybuna muzyki spontanicznej)
Lucia Martínez / Agustí Fernández / Barry Guy
Wydawca: 
FSRecords.net
Data wydania: 
15.03.2021
Dystrybutor: 
https://sluchaj.bandcamp.com/album/bosque-de-niebla-2cd
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Lucía Martínez - drums, percussion, cracklebox, voice Agustí Fernández - piano Barry Guy - bass

Swobodna, pełna preparowanych dźwięków, improwizacja perkusji, kontrabasu i fortepianu potrafi być naprawdę odległa od tego, co jazzowi puryści zwykli oczekiwać po triu fortepianowym. Tu, w wydaniu Pani Lucíi oraz Panów Agustíego i Barry’ego – odległość tę śmiało mierzyć możemy w latach świetlnych.

Naszą recenzję zacznijmy wszakże od drobnego rysu sytuacyjnego. Oto dokładnie 11 lipca 2019 roku kataloński mistrz fortepianu, Agustí Fernández, koncertował ze swoim Ensemble w Barcelonie, w ramach imprezy festiwalowej, jaka odbywała się w siedzibie Fundacji Joan Miró. Efektów wspanialej pracy ośmioosobowego składu posłuchać możemy na płycie Via Augusta, którą muzyk wydał we własnym labelu Sirulita. Choć cały improwizowany świat o tym nie huczał, płyta ta była z pewnością jednym z najlepszych wydawnictw ubiegłego roku.

Dokładnie dwa dni wcześniej, trójka muzyków z rzeczonego Ensemble postanowiła zamknąć się na kilka godzin w barcelońskim Rosazul Estudi. Efektów ich równie wspanialej pracy posłuchać możemy na jednej z najnowszych płyt FSR Records. Dwa dyski przynoszą nam piętnaście improwizacji z hiszpańskimi (katalońskimi?) tytułami, które trwają 95 minut. A aktorzy trzyosobowego, studyjnego spektaklu są następujący: Lucía Martínez – perkusja, instrumenty perkusyjne, cracklebox i głos, Agustí Fernández – fortepian oraz Barry Guy – kontrabas.

Nagranie otwierają głębokie, minimalistyczne dźwięki fortepianu, małe grzmoty kontrabasu, a także powiew świeżości wprost z perkusyjnych talerzy. Owa introdukcja zdaje się przez moment przywoływać w pamięci trio Aurora, którą partnerzy perkusistki ongiś skutecznie tworzyli. Posmak ten jest z nami jednak bardzo krótko, albowiem już w drugim utworze zaczyna się tu gra na całego! Najpierw smyczek i mroczne piano, potem trochę rezonującego drummingu. Pozorna łagodność pryska po kilku pętlach, Guy zaczyna bowiem skakać po gryfie i snuć wątek kreowany jednocześnie arco i pizzicato (ci najlepsi tak mają!). Fernández preparuje dźwięki niezwykle efektownie, zupełnie nie przeszkadza mu w dziele niszczenia strun fortepianu samo tempo improwizacji, już teraz dość wysokie. Martínez na razie czai się z boku, ale już wiemy, że za moment dołoży do ognia. Muzycy co chwilę podsuwają nam także obfite kiście fake sounds. Skąd pochodzą dane dźwięki możemy domyślać się jedynie po rozstawianiu instrumentów w studiu – od lewej: piano, kontrabas i perkusja. Pod koniec tego epizodu pojawia się także głos Lucíi, który zmysłowo płynie nad smyczkiem. Trzecia opowieść na starcie ginie w mroku akustycznego ambientu. Kontrabas zdaje się tu mieć tysiące twarzy, a dźwięki dostarczane przez piano i perkusję lepią się w jeden zwarty strumień akustycznej nieoczywistości. Na koniec znów pojawia się głos, tym razem snujący się w obłokach basowych westchnień.

W kolejnych dwóch improwizacjach w głowach artystów wybudza się prawdziwie free jazzowe zwierzę! Jeśli na początku każdego z nich mamy jeszcze odrobinę kameralistycznego posmaku, to już po kilku pętlach emocje biorą gorę! Ostre piano wprost z białych i czarnych klawiszy, dynamiczny kontrabas w formule arco in pizzicato, wreszcie pełnowymiarowa, wręcz muskularna perkusja. Maszyna pracuje wspaniale (podkreślmy fantastyczne brzmienie całości!), aż haczy o akustyczny noise, zwłaszcza pod koniec epizodu czwartego. Z kolei finał piątej części pięknie studzi się w abstrakcyjnym impro, które łączy pianistyczne preparacje z szumem perkusyjnych szczoteczek. Następna piosenka, która ma głównie za zadanie cucić nasze zmysły po dwuczęściowym trzęsieniu ziemi, podsyła nam kolejną garść wspomnień po Aurorze. Ostatnia improwizacja pierwszego dysku ponownie stawia na emocje, nie tylko free jazzowe. Nerwowy, efektowny flow, z kobiecym głosem w roli kolejnego mąciciela.

Początkowa faza drugiego dysku Leśnej Mgły stawia na zabawy w podgrupach. W pierwszej części grają, co prawda, wszyscy artyści, ale wchodzą do gry stopniowo. Zaczyna Lucia, która buduje flow perkusjonalnymi błyskotkami i głosem, potem pojawia się Barry i jego smyczek, który gada te same słowa! Wreszcie piano prepare, które daje sygnał do małej, ognistej eksplozji. Kolejne trzy utwory, to duety. Najpierw spokojne piano z klawisza i perkusyjne talerze, drążące wątek kameralny, a zaraz potem dwa duety drum’n’bass! Pierwszy gęsty, masywny, z oceanem cudownych drobiazgów na gryfie kontrabasu, ze śpiewającymi strunami i głosem Lucii, która buduje coś małego w formie scatu. Kolejny duet zdaje się być bardziej relaksacyjny, a kontrabas sprawia wrażenie instrumentu gotowego do tańca! Na te zaloty Lucia reaguje jedną ze swych zabawek, która huczy jak wiatr.

Powrót do formuły tria oznacza na drugim dysku (a może i na całej płycie) wejście w najbardziej błyskotliwą fazę nagrania. Piąty utwór otwarty zostaje na raz, z epickim niemal rozmachem – piano prepare, gęsty bas, perkusjonalne szczoteczki i błyskotki. Oto opowieść, która zmyślnie korzysta z powtórzeń, pełna jest zaś dysonansów i akustycznych zaskoczeń. Najpierw płonie ogniem free jazzu, potem tłumi się zmysłowo do poziomu abstrakcyjnych subtelności. Szósta część nie stawia na dynamikę, ani intensywność przekazu. Zabija nas niuansami, basowymi detalami (Guy gra tu już same cuda!), dźwiękami z dna fortepianu i wiatrem, która hula po scenie.

Na zakończenie tej długiej (ale nie zbyt długiej!) opowieści artyści najpierw zabierają nas na spacer po mrocznej krainie, na ceremonialny przemarsz przez zakamarki cudownie rozleniwionej improwizacji. W ostatniej zaś części płyty stawiają kolejny stempel najwyższej jakości kolektywnym i nieśpiesznym post-jazzem, z basem, który wydaje się jednocześnie masywny i lekki, jak piórko, z fortepianem gotowym na każde rozwiązanie, wreszcie z perkusją, którą zdobią coraz bardziej zagadkowe dźwięki, dobiegające zarówno z gardła artystki, jak i z miejsc zupełnie nam nieznanych. Finałowa ekspozycja osiąga na sam swój koniec całkiem niezłe tempo, znów skrzy się smyczkowymi cudami, nie stroni też od napięcia typowego dla free jazzu.

CD1: Entre helechos 4:42, Fantasmas de neblina perpetua 6:40, Cueva de los Guácharos 7:10, La viuda de la Macuira 7:54, Loro orejiamarillo 7:33, Arroyito de aguasanta 4:36, El lamento de los Yariguíes 6:45, Total time: 45:22 min.CD2: Bejuco del alma 5:47, Musguito quitapenas 3:28, Frontino y El Duende 8:29, Tatamá tiene dos hermanos 4:36, Zamarrito gorjiturquesa 8:13, Mi orquídea tiene un hijuelo 6:29, El sendero de las mariposas de alas de cristal 4:50, Arboloco 7:16