Strange Heavens

Autor: 
Maciej Karłowski
Linda May Han Oh / Ambrose Akinmusire / Tyshawn Sorey
Wydawca: 
Biophilia Records
Data wydania: 
22.08.2025
Dystrybutor: 
Biophilia Records
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Linda May Han Oh - bass Ambrose Akinmusire - trumpet Tyshawn Sorey- drums
Często mówi się, że ludzie wolą znane piekło od nieznanego nieba. Niezależnie od tego, czy patrzymy na długą perspektywę historii ludzkości, czy po prostu reagujemy na nieustanne cykle nagłówków wiadomości, kwestii politycznych lub debat w mediach społecznościowych, niewielu może zaprzeczyć prawdziwości tego powiedzenia.
Basistka i kompozytorka Linda May Han Oh jest równie zaniepokojona tą powtarzającą się i samobójczą tendencją, jak każdy z nas. Te nieustanne obawy były oczywiście – być może nieuchronnie – obecne w jej umyśle, gdy tworzyła swój majestatyczny nowy album Strange Heavens.
 
Tak rozpoczyna się na stronie internetowej Lindy materiał promujacy najnowszy album. W dalszym ciągu tego tekstu czytamy, w ślad za samą autorką: „Wszyscy doświadczamy, jak łatwo jest dać się uśpić komfortem czegoś, co w rzeczywistości może być dość negatywne i szkodliwe dla naszego dobrego samopoczucia. Widzimy to często w naszym codziennym życiu, ale dostrzegam to również w polityce i w szerszym kontekście ludzkości”.
 
I co z takim statementem zrobić? Czy potraktować album Strange Heavens, jako światopoglądowy manifest? A może spojrzeć nań jak na propozycję zarysowania mapy drogowej, dzięki której wreszcie wkroczymy na drogę ku odrzuceniu "walorów" znanego piekła na rzecz nieznanego nieba? Czy odnosić wszystko do muzyki w ogóle czy poprzestać na odniesieniu do jazzu tylko?
Przyznam, że nie mam pozmusłu, a co gorsze, w zależności od przyjętej perspektywy odsłuch albumu może przynieść krańcowo odmienne konkluzje, w myśl których równie silnie może okazać się przekonanie, zarówno że mamy tu do czynienia albo z grafomanią wspartą domorosłą filozofią albo utopijnym pragnieniem złamania istnienia paradygmatu, że człowiek najbardziej lubi to co zna, albo w końcu, że w pięknej dziedzinie jazzowej propozycja muzyczna Strange Heaven jest niczym ożywcza bryza rozwiewająca tumany zatęchłego powietrza jazzowej bylejakości.
 
Proponuję więc dla naszego zdrowia psychicznego posłuchać albo nawet więcej, wsłuchiwać się w muzykę zawartą na płycie po prostu jak w muzykę i nie łaczyć tego z żadnymi, wygodnymi czy niewygodnymi ideami. I tak mamy tu trio bez instrumentu harmonicznego, trąbka, kontrabas i perkusja. Linda jest liderka, a jej towarzysze to bardzo znani i bardzo i powszechnie podziwiani muzycy, trębacz Ambrose Akinmusire i perkusista Tyshawn Sorey. Z każdym z nich łączy ją inny rodzaj muzycznej zażyłości i stażu współpracy. Z Tyshawnem Soreyem zacieśnili znajomość muzyczną odkąd razem stanowią trio Vijay Iyera, a z Ambrosem łączą ją długie lata znajomości datujące się na czas debiutanckiej w roli liderki Lindy płyty Entry czyli prawie pótorej dekady temu.
Skład zatem przedni i wiele obiecujacy wszak mamy do czynienia z creme de la creme światowego kreatywnego jazzu na świecie. Spod palców tej klasy muzyków praktycznie ma szansy żeby wyszła muzyka mająca jakieś wykonawcze mankamenty. I w istocie takowych nie ma. Pozostaje więc pytanie jak wygląda strona artystyczna czy dostajemy coś więcej niż spodziewaną warsztatową maestrię. Na własny użytek polubiłem myślenie o muzyce ze Strange Heavens, jak o muzyce kompaktowej, skondensowanej. Dwanaście kompozycji każda z nich w czasowym rozmiarze mieszcząca się w widełakch pomiędzy 2 minuty 47 sekund a 5 minut 27 sekund. Znakomita większość utworów oscyluje w rejonie 4 minut, a partiom improwizatorskim pozostawione jest proporcjonalnie mało miejsca. To niewiele jak na mozliwości każdego z muzyków. Wydaje sie, jakby w zamyśle utwory miały zawierać jedynie te najpotrzebniejsze dźwięki, jakby wymogiem ideowym liderki było zachęcenie kolegów aby najpierw zastanowili się co chcą zagrać, a potem to zagrali bez popuszczania wodzy fantazji i narracyjnymu wielosłowiu. Przy wszystkich różnicach pomiędzy indywidualnymi różnicami cechami w grze, wrażliwości i horyzontom estetycznym, przypomina mi to trochę zamysł płyty Storyline nagranej ćwierć dekady temu przez trio Raphe Malik - trąbka, Cecil McBee - kontrabas, Charles Moffett - perkusja.
Można było więc w pierwszym odruchu pomysleć, że oto mamy przykład niewykorzystanego potencjału, ale czy napwdę umiejętność skondensowanej wypowiedzi to marnotrawstwo okazji? Ostatecznie wcale nie gorzej jest posłuchać krótszej a treściwszej wypowiedzi niż rozpasanego wielosłowia dźwiękowego tkwiącego w samouwielbieniu i autoafirmacji tylko dlatego muzyk może. I właśnie w tym skondensowaniu tkwi w moim odczuciu największa siła muzyki ze Strange Heavens, a fakt, że jej wykonawcy jawnie docenili siłę zwięzłości wypowiedzi stawia ten album w pozycji dość wyjątkowej, tym bardziej, że Linda napisała naprawdę dobre tematy i nieprzekombinowała warstwy kompozytorskiej.
Proponuję więc abyśmy spóbowali ucieszyć ta płytą, choć stwierdzenie, że to płyta jest bardzo na wyrost. Biophilia Records defacto nie wydaje płyt. Owszem drukuje kunsztową poligrafię i dostarcza tym samym słuchaczowi przedmiot, ale rozpakowawszy go, w środku nie będzie srebrnego krążka, a jedynie kod dostępu do muzyki, jaką możemy ściągnąć w plikach bezkompresyjnych i w najwyższej rozdzielczości. Ale o tym na pewno wiedzą wszyscy, którzy zetknęli się już kiedyś z katalogiem młodej amrykańskiej bardzo proekolocznym labelem. No i na sam koniec album Strange Heavens będzie dostępny od 22 sierpnia 2025.

1. Portal, 2. Strange Heavens, 3. Living Proof, 4. Acapella, 5. The Sweatest Water, 6. Noise Machinery, 7. Home, 8. Peperbirds, 9. Folk Songs, 10. Work Songs, 11. Skin, 12. Just Waiting