Ciągłe odkrywanie siebie na nowo – wywiad z Maciejem Garbowskim

Autor: 
Maciej Krawiec
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Miłą okazją do naszej rozmowy jest niedawna premiera płyty koncertowej tria RGG, gdzie dołączają do Ciebie, Krzysztofa Gradziuka i Łukasza Ojdany goście: puzonista Samuel Blaser i trębacz Verneri Pohjola. Album nazywa się „City of Gardens” i zanim zapytam Cię o kulisy jego powstania oraz muzykę nań zawartą, chciałbym się dowiedzieć, czy jej nazwa celowo nawiązuje do hasła towarzyszącego kandydaturze Katowic – miasta, w którym mieszkasz i pracujesz – do miana Europejskiej Stolicy Kultury?

Rzeczywiście hasło „miasto ogrodów” promowało swego czasu Katowice, a finalnie stało się ono częścią oficjalnej nazwy ważnej miejskiej instytucji kultury, gdzie odbył się nagrany na tym albumie koncert. Wybierając jednak taki tytuł płyty, chodziło nam raczej o ukłon wobec idei przełamywania stereotypów. Kilka lat temu brałem udział w ankiecie dotyczącej wizerunku Katowic, podzielonej na dwie grupy respondentów – mieszkańców regionu oraz gości z innych województw. Można było dostrzec wyraźną rozbieżność pomiędzy odpowiedziami obu grup badanych osób. Ślązacy utożsamiają Katowice z kulturą, innowacyjnością oraz przyrodą. Druga grupa badanych cały czas pozostaje w stereotypie przemysłu ciężkiego. Tymczasem województwo śląskie jest w czołówce najbardziej zalesionych rejonów w kraju, a oferta kulturalna miasta bardzo mocno się urozmaiciła.

Mimo że miasto nie zostało ogłoszone Europejską Stolicą Kultury.

Tak się rzeczywiście nie stało, ale to, co nastąpiło później, uważam za typowe przekucie niepowodzenia w sukces. Tytuł Europejskiej Stolicy Kultury jest przyznawany na jeden rok, natomiast Katowice zostały Miastem Kreatywnym UNESCO bezterminowo, dzięki czemu wspieranych jest bardzo wiele działań, a wszelkie inicjatywy można planować w dużo dalszych perspektywach czasowych.

 

Na czym polega to wsparcie?

Organizowane są m.in. spotkania z cyklu Radar Muzyczny, zawiązany został także projekt pod nazwą „Krakowice”. Obie inicjatywy mają przede wszystkim uświadamiać muzyków o szansach i zagrożeniach w naszym sektorze, umożliwiać nawiązywanie kontaktów z artystami i organizatorami życia muzycznego z wielu zakątków świata. Osoby kreatywne mogą liczyć na wsparcie finansowe wszelkich inicjatyw, muzycznych i nie tylko, uzyskując jednocześnie pomoc merytoryczną, zrozumienie i zaufanie tych, którzy o dofinansowaniu poszczególnych pomysłów pomysłów decydują. W instytucji Katowice Miasto Ogrodów pracują młodzi i ambitni ludzie o bogatej wyobraźni. Dzięki temu wsparcie otrzymują naprawdę cenne inicjatywy. Ja we własnym zakresie działam w swoim Institute of Music Performance (IMP), czyli przestrzeni, która początkowo miała być moją pracownią artystyczną, a obecnie realizuje również zadania edukacyjne, nagraniowe i wydawnicze.

Jak mają się one do Twojej aktywności jako wykładowca katowickiej Akademii Muzycznej?

Moje 11-letnie doświadczenie akademickie pokazało mi, jak spora jest luka w świadomości muzyków u progu profesjonalnej kariery. W trakcie spotkań w ramach IMP staram się uświadamiać ich, jakie działania powinni podejmować jeszcze w trakcie formalnej edukacji oraz jakie wyzwania staną przed nimi, gdy nagle opuszczą mury uczelni.

 

 

Co dokładnie masz na myśli?

Chodzi mi o aktywność nagraniowo-wydawniczą, a także promocyjną. Studenci szkół muzycznych rzadko kiedy mają pojęcie, ile pracy ich czeka, by przebić się ze swoją sztuką do odbiorcy i w jaki sposób skutecznie tę pracę zaplanować. Priorytetem IMP jest przy tym zachęcanie do myślenia nie tylko o rodzimym rynku, ale także o publiczności zagranicznej. W tym celu nawiązałem kontakt z takimi instytucjami kulturalnymi, jak Jazz am Rhein w Kolonii, Muzzix w Lille i De Werf w Brugii. IMP nie jest więc szkołą jazzową, a bardziej placówką, która odpowiada na realne problemy muzyków. To miejsce spotkań oraz wymiany doświadczeń między fachowcami a adeptami. Ponadto IMP stało się również stacjonarnym studiem nagrań audiowizualnych na potrzeby nowego programu publicystycznego „Improwizja”, który będzie emitowany w Telewizji Jazz.

Utrzymujesz kontakty z artystami z wielu krajów, zwłaszcza ze Skandynawii. Jak sytuacja młodych muzyków improwizujących wygląda tam?

Niedawno rozmawiałem z młodą jazzową artystką ze Szwecji, bardzo kreatywną i utalentowaną osobą. Powiedziała mi, że gdy zetknęła się z wymogami rynku muzycznego, popadła w wątpliwości, czy będzie w stanie dalej zajmować się sztuką. Świat medialny, technologia, środki promocyjne zmieniają się tak szybko, że nie sposób za tym nadążyć. W związku z tym artyści, nieraz o bardzo wrażliwych osobowościach, mogą się szybko zniechęcić widząc, na ilu kwestiach dalekich od sztuki powinni się skupiać. Anders Jormin podczas naszego ostatniego spotkania podzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami na temat daleko idących zmian na tzw. rynku muzycznym, jakie od kilku lat dostrzega. Dotyczą one rozszerzenia zakresu kryteriów, jakie obecnie debiutujący artysta powinien spełnić, aby jego twórczość mogła zostać zauważona. Wspomniał również o szerokiej problematyce związanej z programem nauczania uczelni wyższych, który powinien poruszać tematykę muzyki free, jako kluczowy element rozwoju ekspresji artystycznej. Kolejną istotną kwestią jest rozwijanie własnego języka muzycznego poprzez prezentowanie oryginalnych kompozycji i koncepcji rozwoju własnej ekspresji, czego brakuje na uczelniach wyższych. Zatem i na te problemy staram się reagować w ramach aktywności IMP, z jednej strony inspirując muzyków do poszukiwania własnej tożsamości w sztuce, a z drugiej – zachęcając ich do intensywnej, mądrej promocji w kraju i za granicą. 

To, jeśli chodzi o edukację i palące problemy, które stoją przed wchodzącymi na rynek artystami. Chciałbym jednak wrócić do wątku, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę – aktualnych działań muzyków dojrzałych o ugruntowanej pozycji, jakimi są członkowie tria RGG oraz Verneri Pohjola i Samuel Blaser. Zagraliście w ubiegłym roku na Silesian Jazz Festival i to było Wasze pierwsze spotkanie w takim składzie.

W tak uformowanym kwintecie zagraliśmy faktycznie po raz pierwszy. Z Vernerim grywamy od kilku lat, a z Samuelem spotkaliśmy się po raz pierwszy na London Jazz Festival w 2015 roku, później jeszcze na koncercie we Wrocławiu. Stopniowo dojrzewaliśmy do decyzji o utworzeniu kwintetu z Vernerim i Samuelem. Zeszłoroczna edycja Silesian Jazz Festival w Katowicach stała się ku temu znakomitą okazją. Rzeczywiście obaj zaproszeni artyści nigdy wcześniej się nie spotkali – zdarzyło się to dopiero na krótkiej próbie w dniu koncertu. Z występu, który znalazł się na albumie „City of Gardens”, pamiętam wyjątkową energię, miłą atmosferę i wielką radość. Kilka dni później napisali do nas Verneri i Samuel, że świetnie im się grało oraz że chętnie spotkaliby się z nami ponownie. Była to wspaniała koncertowa końcówka minionego roku i cieszę się, że jej owocem jest płyta, a także rejestracja wideo – występ był bowiem nagrywany i jest obecnie emitowany w Telewizji Jazz.

Trio RGG istnieje siedemnaście lat. Gdy patrzysz wstecz na drogę, która przebyliście, jak Ci się ona jawi?

Kiedy powstało RGG (wówczas jeszcze Raminiak-Garbowski-Gradziuk Trio), byliśmy studentami katowickiej Akademii Muzycznej. Okres studencki stworzył nam przede wszystkim możliwość spędzania ogromnej ilości czasu razem. Na pewno silnym bodźcem do działania był debiutancka płyta o tytule „Scandinavia”. Miało to też wymiar sentymentalny, gdyż jest to również tytuł pierwszej wspólnie zagranej kompozycji. Jak patrzę na przebytą drogę? Tak, jakby to cały czas był początek. Przypomina mi to opowieść pewnego człowieka, który spytany o to, kto jest jego bohaterem odpowiedział: „ja, za dziesięć lat”. Po dziesięciu latach zapytany retorycznie: „więc teraz już jesteś swoim bohaterem?” odparł: „nie, nie jestem nawet blisko niego”. Osobista twórczość muzyczna w kontekście RGG i nie tylko, jest dla mnie właśnie taką wędrówką w kierunku obranych wzorców. Im dalej jednak idziemy, tym więcej pojawia się nowych możliwości i nadziei, dlatego każdy kolejny krok jest jednocześnie pierwszym krokiem. Niektórzy uważają RGG za ewenement ze względu na to, że w trio fortepianowym nastąpiła zmiana pianisty. Muszę jednak powiedzieć, że choć minęło już ponad pięć lat od czasu, kiedy w RGG gra Łukasz Ojdana, cały czas odkrywamy się nawzajem na nowo – i to w muzyce jest piękne.

 

Nazwa tria wywodzi się od jego założycieli, ale nie postanowiliście jej zmienić.

Nie było powodu by to robić, ponieważ zespół nie zmienił swoich założeń estetycznych. Co więcej, niezależnie od tego, czy dla publiczności RGG stanowi markę czy nie i jakie ma skojarzenia z tą nazwą, dla mnie jest to również kwestia sentymentalna, a także sprawa tożsamości. Jesteśmy tym samym RGG, co kiedyś i spotkanie pod tym szyldem jest zawsze fascynującym doświadczeniem. Czasami śmieję się, że RGG to taka nasza spółdzielnia i, niczym ZUS, po prostu nie może zmienić nazwy. (śmiech)

Teraz, po kilku latach pracy z Łukaszem Ojdaną, możesz z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to był dobry wybór?

Bardzo się cieszymy, że Łukasz do nas dołączył. Jest to muzyk skoncentrowany na własnym rozwoju, poszukuje nowych harmonii i brzmień, co wpływa na jakość całego tria. Doskonale rozumiemy się pod względem estetyki muzycznej. Z Przemkiem natomiast jesteśmy w stałym kontakcie. Zdarzyło nam się również spotkać w Katowicach we czwórkę z Przemkiem i Łukaszem. Przypieczętowaliśmy to spotkanie wspólnym zdjęciem, które nazwaliśmy RRGG.

RGG w obecnym składzie funkcjonowało również jako zespół Tomasza Stańki. Jak postrzegasz ten dwuletni okres współpracy z nim?

To było jak włączenie siódmego biegu w wehikule, jakim jest nasze trio. Formalnie współpraca nie została zakończona. Współtworzenie kwartetu z artystą, którego muzyki od kilku dekad słucha cały jazzowy świat, było dla nas przygodą i wielkim wyróżnieniem. Oprócz tego, mieliśmy zaszczyt premierowo wykonać kompozycje z ostatniej płyty Tomasza Stańki „December Avenue”, nagrane później z muzykami nowojorskimi dla wytwórni ECM. Za nami także wspólne koncerty, podróże... Niesamowite doświadczenie.

Plany na nadchodzące miesiące?

Mamy za sobą jednodniową sesję tria w studiu Tokarnia. Przed nami koncerty z Vernerim, oraz Anną Gadt. Chcemy również zorganizować trasę koncertową w kwintecie, promującą płytę „City of Gardens”. Zajmą nas więc nie tylko same koncerty, ale i logistyka związana z ich organizacją oraz planowaniem premier kolejnych płyt m.in z Pauli Lyttinenem.

Zapowiada się intensywnie! Dziękuję Ci za rozmowę i życzę powodzenia.