Mateusz Walerian - jeszcze nie ma na koncie własnych płyt, ale grywał z braćmi Oleś, Matthew Shippem czy Hamidem Drakiem - dziś na naszych stronach w wywiadzie Alicji Dylewskiej

Autor: 
Alicja Dylewska

Wrażenia pokoncertowe z 24 października były na tyle silne, że nie mogłam doczekać się rozmowy z głównym sprawcą tego przedsięwzięcia. Mateusz Walerian, bo o Nim mowa, młody kompozytor, saksofonista, klarnecista i flecista, autor takich projektów, jak Mateusz Walerian Trio, Sainthunter, Flower Sermon Trio, Trio Lotus, Zen, czy Blackadmin, Demiurge Droppin’ Acid przemówił. Enjoy!

Koncert Mateusz Walerian Trio & Matthew Shipp odbył się w ramach cyklu Okuden Music. Czy możesz przybliżyć ideę tego cyklu?

Idea Okuden Music pojawiła się parę lat temu. Przesłanek optujących za realizacją własnego cyklu (początkowo festiwalu) pojawiało się sporo. Po dłuższym namyśle zrezygnowałem z formy festiwalu, ponieważ moim zamierzeniem było prezentowanie projektów, a nie organizacja imprezy kulturalnej. Cykl Okuden prezentuje z założenia muzyków przejawiających charakterystyczną, subiektywną stylistykę. Zapraszam muzyków zaliczanych do  wąskiego grona wizjonerów, posiadających własną, unikatową  przestrzeń dźwiękową oraz charakteryzujących się bezwzględną niezależnością intelektualną. Całość pod względem organizacyjnym ogarniam samodzielnie, jest to ogrom pracy. Przy budżecie, którym dysponuję nie mam możliwości przeznaczenia części środków na cele organizacyjne. Nawet same koncerty w moim przypadku charakteryzuje brak wynagrodzenia, podczas cyklu Okuden gram za darmo, a muzycy za naprawdę minimalne, czasami śmieszne wręcz stawki. Twierdzą, że tylko i wyłącznie ze względu na ciekawą formułę, ekskluzywną oprawę i rodzinną atmosferę, wszakże cykl Okuden jak do tej pory skupiał muzyków reprezentujących jedno środowisko. Naturalnie za każdym razem pomaga mi sztab bliskich osób i przyjaciół, pracujących tak jak i ja w tym wypadku wolontaryjnie. Pojawia się pytanie, dlaczego zależy mi do tego stopnia, aby organizować Okuden na tak nie sprzyjających warunkach ? Powodów jest wiele. Jednym z głównych jest skandalicznie żenujący poziom organizowanych eventów w moim mieście rodzinnym, uzurpujących sobie prawo do bezczelnego marnotrawienia publicznych pieniędzy poprzez organizację imprez pod szyldem jazzu. Jest to skandalicznie nieprzyzwoity, bezwstydny wręcz proceder. Średnio 5%, maksymalnie do 10 % dobrego materiału na przestrzeni kilkunastu lat. Nie dość, że w większości wypadków jest to totalny chłam, to jeszcze w dodatku wielokrotnie powielany. Miałem do czynienia z częścią miejscowego impresariatu quasi „jazzowego”. Rozmowę zaczynają od obrzucenia człowieka błotem. Nieważne, że przychodzisz z projektem prezentującym uznanych, światowej renomy twórców. Na dzień dobry jesteś traktowany praktycznie jak śmieć, często przez zgraję pozbawionych kompetencji, nacechowanych przerostem ego zakompleksionych amatorów. Wiele osób pracujących w miejscowym impresariacie nie ma najmniejszego szacunku dla publiczności, serwując okruchy przyzwoitości pośród natłoku żenady (czyt. pospolite „przestępstwo kulturalne”)

Jak to się stało, że Matthew Shipp zagrał z Twoim Trio?

To akurat bardzo proste, zaprosiłem Matthew, a on się zgodził. Zagraliśmy koncert w ramach cyklu Okuden Music, którego jestem pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym, była to trzecia edycja cyklu. Z racji na fakt wysokiego poziomu prezentowanych podczas serii projektów, Matthew zdecydował się przyjąć moje zaproszenie. Naturalnie dodatkowym argumentem z całą pewnością były zrealizowane przeze mnie do tej pory projekty z udziałem muzyków z jego bezpośredniego kręgu współpracowników. Wygląda na to, że otrzymałem godne referencje, ponieważ Matt zgodził się na wspólny koncert bez wahania. Osobiście uważam, że kluczowym argumentem okazała się jednakże bez wątpienia moja sekcja rytmiczna, z którą mam zaszczyt współpracować od paru lat. W momencie, w którym  posiadasz trio sygnowane swoim imieniem, z udziałem dwójki światowej renomy wirtuozów, będących wizytówką jazzu europejskiego, sytuacja jest naprawdę banalna pod względem referencji. Dodaj do tego fakt, że bracia Oleś jako pierwsi muzycy w historii polskiej sceny znaleźli się w katalogu szwajcarskiego hathut’u, gdzie prezentowani są muzycy zaliczani do arystokracji świata jazzu i muzyki współczesnej. Matthew zrealizował dla hathut’u szereg nagrań, które na początku lat 90 wyznaczyły nowy kierunek rozwoju dla muzyki jazzowej. Nie sądzę więc, że miał wątpliwości zgadzając się nawet na koncert z kimś mojego pokroju. Przyleciał zagrać nie ze mną, lecz z młodym gościem, oraz dwójką kolegów należących do tego samego co on, wąskiego klubu gentlemana jazzowego półświatka.  

Długo czekałeś na odpowiedź Matthew? Słyszałam, że decyzję podjął niespodziewanie szybko.

Tak, akurat siedział przed monitorem. Odpowiedział krótko i rzeczowo, przekierowując  mnie od razu do osoby odpowiedzialnej za logistykę. Współpraca z teamem Matthew pod względem organizacyjnym to czysta przyjemność. To jednak normalne wśród profesjonalistów, zwłaszcza w wypadku czołówki światowej, jak do tej pory zdążyłem zakonotować.

A dlaczego właśnie Matthew Shipp?

Matthew jest od lat moim ulubionym pianistą, jest dla mnie jednym z najlepszych pianistów w historii gatunku. W swojej muzyce łączy praktycznie wszystko, co jest mi tak bliskie. Pianistyka Matthew stanowi dla mnie możliwie najbardziej wyrafinowaną esencję pianistyki jazzowej wszechczasów. Moim zdaniem Matthew jako pianista osiągnął zen. Jego muzyka charakteryzuje się otwartą formą zamkniętą, czy też zamkniętą formą otwartą. Tak naprawdę nie jest ani otwarta, ani zamknięta. Jest jednocześnie jedną i drugą, nie będąc żadną z nich. Niektórzy doszukują się w jego muzyce takich czy innych wpływów, lecz moim zdaniem jest to nie na miejscu. Każdy dobry muzyk jest jednocześnie wytrawnym słuchaczem i od pewnego kontekstu kulturowego ucieczka jest przedsięwzięciem niemożliwym. Często mówi się o Matthew, że odnalazł świętego Graala świata jazzu i jest to określenie jak najbardziej adekwatne. Nic dodać, nic ująć. Jest jednym z kilku muzyków w historii, którzy dokonali przełomu w muzyce instrumentalnej, polegającego na trwałej zmianie jakościowej, wyznaczającej kierunek dla rozwoju gatunku.  Matt zrealizował również szereg projektów oscylujących stylistycznie w okolicach muzyki elektronicznej, czy rapu. Obydwa wymienione gatunki były szalenie istotnym czynnikiem podczas mojej edukacji muzycznej. Zadziwiające jest to, że w zasadzie jako jedyny w sposób kompetentny i pozbawiony żenady połączył elektronikę z jazzem, a próbowało wielu. Matt jest muzykiem, który kreuje rzeczywistość według własnego uznania.

Jak wyglądały przygotowania do koncertu?

Nie wiem, czy można mówić o przygotowaniach, nie było na to czasu, w dodatku wyniknęło w między czasie sporo prozaicznych, technicznej natury komplikacji, które udaremniły w skuteczny sposób zaplanowany wcześniej harmonogram. Mieliśmy jedną krótką próbę, na której zaprezentowałem Matthew materiał, który chciałbym zagrać. Zagrałem tematy, objaśniając jedynie klimat, na którego uzyskaniu mi zależy.

Jak postrzegasz współpracę z Matthew?

Tak jak współpracę z innymi gigantami, z którymi miałem do tej pory zaszczyt pracować. Z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że im większą renomę muzyk posiada, tym większym szacunkiem darzy moją pracę. Do tej pory zaledwie kilka razy miałem do czynienia z tak uprzejmym podejściem i zrozumieniem dla tego, co robię. Weźmy za przykład Marcina i Bartłomieja. W ich wypadku nie można mówić o polskich muzykach, ponieważ jest to pierwsza liga światowa, a że pochodzą z Polski to akurat akcydens. Szanują mnie do tego stopnia, że nie tylko chętnie grają moje kompozycje, akceptują mój aranż, ale nawet występują jako moje trio. Poza nimi w większości wypadków moja dotychczasowa współpraca z polskimi muzykami to było czyste piekło. Wyobraź sobie, że zapraszasz kogoś na kolację, robisz zakupy, potem spędzasz dzień w kuchni, wreszcie nakrywasz do stołu i serwujesz kolację. Twój gość chodzi w butach po dywanie, a następnie kopniakiem przewraca stół i rzuca Tobie pod nogi worek z jedzeniem mówiąc : „teraz będziesz wpie****** moje kanapki.” W wypadku kolacji jest to dzień pracy, w wypadku trasy koncertowej tygodnie, a nawet miesiące organizacji, za które nikt nie płaci, robisz to wolontaryjnie, ponieważ chcesz zaproponować swój projekt. To mniej więcej tak, jakby zamówić mahoniowy parkiet w salonie, a w miast tego otrzymać fioletowe kafelki w łazience. W Polsce większość muzyków charakteryzuje tak bezczelnie roszczeniowy charakter, że współpraca z nimi jest przedsięwzięciem często wręcz ordynarnym.

To ciekawe, co mówisz o polskich muzykach, masz jakiś pomysł skąd taka właśnie u nich postawa?

Potoczna polska mentalność, czyli roszczeniowy charakter. Są to ludzie, którzy grają muzykę, ponieważ uważają, że im się to należy, a nie dlatego, że czują potrzebę tworzenia. Chore ego, przerost formy nad treścią, gwiazdorstwo, infantylizm. Jeżeli nie szanujesz siebie, jak możesz szanować innych ?

Jesteś zadowolony z występu?

Znawcy twierdzą, że występ podobno był doskonały. Po koncercie byłem przekonany, że zagrałem naprawdę słabo. Po przesłuchaniu materiału okazało się, że koledzy z zespołu nie muszą się mnie wstydzić.

Czyjego autorstwa były zaprezentowane kompozycje?

Były to moje kompozycje, według moje aranżacji.

Czy koncert został zarejestrowany i czy będzie wydany, jeżeli tak, to kiedy?

Koncert został zarejestrowany. Być może zdecydujemy się wydać ten materiał. Mam nagranie „z powietrza” - na przenośny rekorder – zrealizowałem je jak zwykle (tak jak każdy swój koncert) w celach poglądowych. Mam również nagranie profesjonalne - 16 ścieżek, zrealizowane przez moją koleżankę, absolwentkę akademii muzycznej (dwa fakultety – w klasie instrumentalnej, oraz z reżyserii dźwięku). Po przesłuchaniu nagrania poglądowego boję się odpalić nagranie profesjonalne, do tego stopnia. Materiał jest świetny, sam Matthew niedługo po koncercie zaproponował wydanie tej muzyki. Pierwszy raz w życiu jestem w pełni zadowolony z tego, co udało mi się zagrać. Słuchałem tego parę razy i nie jestem w stanie się przyczepić absolutnie do czegokolwiek. Zespół brzmi jakby grał ze sobą od wielu, wielu lat. Matt również to podkreślił, stwierdzając, że jest to całkowicie kompletna, organiczna muzyka, oraz że ten skład ma nieograniczone możliwości i że ma nadzieję na stałą współpracę. Jest tylko jeden problem – nagranie ma 1g 40 min, a ja nie mam pojęcia, gdzie ciąć. Jeżeli się zdecydujemy na wypuszczenie krążka z tym koncertem, będę zmuszony wydać double album.    

Jakie są Twoje dalsze plany koncertowe i w jakim składzie?

Kolejne plany koncertowe jawią się pod znakiem współpracy z Matthew, ponieważ wyraził on szczerą chęć stałej współpracy i jak sobie pewnie wyobrażasz, jestem dość szczęśliwym człowiekiem w tym momencie. Na początek przyszłego roku jest również planowana trasa naszego kolejnego projektu z Hamidem, moim duchowym mentorem. Nasze najnowsze trio z udziałem pewnej damy pochodzącej z dalekiego wschodu będzie prawdopodobnie najbardziej bezwzględnym projektem w historii polskiej sceny. Być może dołączy jeszcze kontrabas, ale to na razie tylko opcja. To nie jest narcyzm, takie są realia. Prezentowałem szkice (persony oraz koncepcję) paru cenionym wyjadaczom. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że publiczność nie jest gotowa na ten przekaz. Mnie to nie dziwi, sam próbuję się na ten spektakl psychicznie przygotować. Osobiście wierzę w publiczność, w Polsce naprawdę mamy do czynienia ze wspaniałymi, otwartymi i poszukującymi słuchaczami. Szkoda, że impresariat muzyczny tak często ich nie szanuje. Uwielbiam grać tutaj koncerty. Oprócz tego chciałbym zająć się globalną promocją Sainthunter’a (Hamid Drake _ drums + percussion / Timothy Dahl _ electric bass + double bass / Mateusz Walerian _ saxophone + woodwinds). Sainthunter nie jest zespołem jazzowym, to projekt po prostu muzyczny. Zastanawiamy się, a raczej planujemy już w tym momencie również poszerzenie tego składu o fortepian + syntezatory. Rozważamy dwie opcje personalne. Niewiadomo co począć, ponieważ wybór jest trudny. Będę robił  wszystko, żeby te trzy zespoły pozostały ze mną na zawsze, zamykają temat pod względem moich preferencji stylistycznych. Na horyzoncie pojawiło się ostatnio również grono życzliwych osób, chcących zorganizować wspólnie ze mną festiwal. Jeżeli plan się powiedzie, sądzę że doprawdy godnie Was wszystkich uraczymy.

Intrygująca informacja! Czy dama, o której wspomniałeś, gra na jakimś instrumencie? I zdradź choć rąbek tajemnicy, dlaczego publiczność nie jest gotowa?

Nic więcej nie powiem, tylko tyle, że słuchając jej lewituję. Potem przez dłuższy czas nie jestem w stanie się skupić na czymkolwiek. To porażające. Sądzę, że z cała pewnością będziecie na tym występie, więc skonfrontujemy wrażenia zmysłowe. Boje się, że nie będę w stanie w ogóle nic z nią zagrać, najchętniej słuchałbym jej solo, ale spróbuję. Pomysł na instrumentarium tego trio był mój, a wujek Hamid zaproponował tę, a nie inną osobę. Po tym jak się zapoznałem z twórczością tej Pani nie mogłem dojść do siebie przez długi, długi czas. Tylko dla ludzi o żelaznej psychice. Nic już nigdy nie będzie jak dawniej. Robi się naprawdę niebezpiecznie - zbyt blisko Absolutu.

„Tylko dla ludzi o żelaznej psychice” – sprawa robi się dość poważna! Kiedy planujesz objawić ten zjawiskowo zapowiadający się spektakl?

2012. Zima, wiosna lub lato, zobaczymy. Na razie czekam na stypendium, jak je dostanę, będę się zastanawiał nad terminem.

Istnieje choć szansa, byś wyjawił, na jakim instrumencie gra owa dama?

Jej Ekscelencja gra na kilku instrumentach, niespodzianka. Wezmę Was z zaskoczenia.

Zastanawia mnie jak często wpadają Ci do głowy nowe pomysły i jak często zasiadasz do komponowania?

Trudno mówić o kompozycjach, tematy mojego autorstwa są raczej proste, cenię sobie esencjonalizm, minimal. Pod względem formy operuję jedynie kolorami, walorem, dynamiką czy zestawieniem instrumentalnym pozostawiając muzykom jak najwięcej swobody. Nie ma sensu narzucanie zbyt dookreślonej formy i stylistyki w momencie, gdy masz zaszczyt pracować z ludźmi takiego formatu. Zawsze istnieją jakieś oczekiwania, które w moim wypadku polegają raczej na określonym klimacie, spójności danej historii. To nie jest tak, że czegoś „chcę”, jeżeli już to raczej ograniczam się do zaznaczenia tego, czego absolutnie „nie chcę”.  

Jak mógłbyś określić muzykę, którą tworzysz? Czy podaje się ona jakimkolwiek klasyfikacjom, które oczywiście konieczne nie są, więc jeżeli ich brak to co Ciebie inspiruje szczególnie?

Inspiruję się wieloma aspektami rzeczywistości. Łatwiej powiedzieć, czego nie słucham. Z całą pewnością nie słucham chłamu. Z jazzu słucham właściwie tylko klasyki, wybiórczo współczesnej awangardy nowojorskiej/chicagowskiej, oraz bardzo selektywnie sceny europejskiej. Inspiruje mnie sztuka i kultura Japonii, Indii oraz kilku innych rejonów świata orientu. W kwestii jazzu od zawsze zafascynowany jestem rdzenną kulturą muzyczną Afryki. Kojąco działa na mnie klasyka, oraz muzyka współczesna. W dotkliwie szalonym stopniu inspiruje mnie piękno przyrody, a także fizyka teoretyczna oraz osiągnięcia współczesnej nauki. Trzeźwość i kulturę intelektualną zachowuję poprzez wąskie środowisko moich przyjaciół, w którym się obracam.

Kiedy wreszcie coś wydasz?

Nie podoba mi się 90 % tego co robię. Oczywiście nie mam na myśli projektów. Projekty podobają mi się wszystkie. Mam na myśli sposób mojej gry. Cały czas nie jestem zadowolony ze swojego poziomu instrumentalnego. Sądzę, że długo nie będę. Pewnie nigdy. Na początek wystarczy, że nie będzie mnie drażnić słuchanie moich własnych partii. W momencie, gdy ten współczynnik w sposób znaczący się obniży, prawdopodobnie zdecyduję się na zrealizowanie nagrania. Wiesz co jest dla mnie wyznacznikiem ? Zgodzisz się ze mną, że pan John Coltrane był najwybitniejszym instrumentalistą w historii jazzu ? Tylko przez przypadek grał na saksofonie, instrument nie ma znaczenia. Ludzie z którymi miałem zaszczyt parokrotnie rozmawiać, a którzy znali go osobiście zawsze powtarzali jedno : „John pracował najwięcej ze wszystkich”. Pierwszy album wydał w wieku zdaje się 31 lat, jeżeli dobrze pamiętam. Ja dopiero co przekroczyłem ćwierćwiecze. Może to bezczelne, że stawiam się w kontekście mesjasza, jednak skoro ja jestem póki co niczym, a on był wszystkim  i wydał pierwszy album w takim, a nie innym momencie, to ja się pytam dokąd mam się spieszyć ? Żyjemy w czasach totalnej nadprodukcji, ilość płyt, które się okazują jest obrzydliwa. Ponad 95 % jest do niczego. Robi mi się niedobrze i często mam ochotę wręcz zwymiotować, kiedy przeglądam to, co się ukazuje. Zwłaszcza na polskim rynku. Kto tego słucha ja się pytam ? Czy raczej : kto będzie tego słuchał ? Jaki jest sens produkowania tak daremnej muzyki ? Jaki jest sens produkowania daremnego produktu w jakiejkolwiek branży ? W tej chwili każdy może wydać płytę, dosłownie - każdy. Nie jest to żaden wyczyn. Jest to quest banalny niczym zakupy w sklepie spożywczym, czy przejażdżka windą i notabene – do windy się właśnie ta zdecydowana większość produkowanej obecnie muzyki nadaje (w środowisku funkcjonuje określenie „elevator music”.) Narzędzie kontroli nie istnieje. Jesteśmy zasypywani w większości totalnym chłamem, na dodatek wtórnym, marnie kopiowanym chłamem.

Mówisz, że produkuje się nadmiar nieciekawych albumów. Twoje projekty podobają się i znawcom i publiczności, dlaczego więc nie chcesz, by mogli Twojej twórczości posłuchać również w domach? Sytuacja wydaje się być dość ekskluzywna w momencie, kiedy szansa na usłyszenie Twojej muzyki przydarzyć się może wyłącznie w sytuacji koncertowej. Jakoś nie trafiają do mnie, jako dogłębnie zauroczonego odbiorcy argumenty, które przedstawiłeś.;)

Wydając album chciałbym, żeby podobał mi się jednakowo teraz, jak i za powiedzmy 10 lat. To pewnie niemożliwe. Ostatecznie - wystarczy, żeby mi się w ogóle podobał, żebym go akceptował po dłuższym czasie. Znasz Aphex Twin’a ? Richard David James ? Jak dla mnie twórca pokroju Mozarta. Kiedyś natrafiłem na jego wypowiedź, gdzie oznajmił, że z całej muzyki, którą robi wydaje 2 %. To ma sens. Szkoda, że tak mało osób to rozumie. 

Trudno z Tobą dyskutować w tej kwestii, wszak dane nam będzie usłyszeć jedynie to, co zechcesz przedstawić.

Wiesz … naprawdę uważam, że to co robię nie jest w tej chwili na tyle istotne, żeby się tym przejmować. Ja bym w tym momencie jako słuchacz swojej muzyki w domu nie włączył. Mam ambicję wykreować produkt, który zadowoli nawet zepsutego do szpiku kości konesera.

Wizerunek kota pojawia się w Twoim towarzystwie przy każdej nadarzającej się okazji, profil na fbooku, strona internetowa, plakat reklamujący koncert. Cóż te koty w sobie mają?;)

Któryś już raz z kolei jestem o to pytany. Widzisz … jestem estetą. Dobrze poznałem ten gatunek. Od zawsze w moim domu rodzinnym były koty. Wiele można się od nich nauczyć. Sądzę, że byłbym innym człowiekiem bez kontaktu z kotami. Przez rodzinę kotowatych przejawia się w moim mniemaniu ideał kreacji absolutu, moment absolutnie szczytowego wręcz flow u Kreatora. To czysta magia, przejawiają rzeczywistość metafizyczną. Lubię koty. Przynoszą szczęście.

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Tobie tłumnie otaczających Cię kotów!;)

Nie mogę narzekać na ich niedobór. W domu rodzinnym koty, u znajomych i przyjaciół, wszędzie koty. W pracy, na wakacjach - na łonie przyrody koty zawsze obecne. W dodatku w branży i środowisku również, w dodatku grube i tłuste …

Pozostało wiele niedopowiedzianych spraw, przyszłość jest tajemnicą i niech taką pozostanie. Curiosity killed the cat, a ponieważ chcemy dla kotów jak najlepiej, obiecaj mi proszę, że spotkamy się po objawieniu Twojego kolejnego projektu i wymienimy wrażeniami.

Tak czy tak zdaje się, że nie mamy wyjścia, w końcu mam Wasz patronat :] Wspominam o tym, ponieważ nie jestem przyzwyczajony do tego, że mi się pomaga. Do tej pory przedstawiciele co prawda „pseudo branży” dokładali wszelkich starań, aby mi życie utrudniać. Pragnę przy tej okazji serdecznie podziękować za tak istotne dla mnie wsparcie.

Zatem czekam na kolejne spotkanie.