Staram się nie mieć żadnych oczekiwań - wywiad z Andreasem Schaererem

Autor: 
Piotr Wojdat

Z okazji zbliżającego się występu Andreasa Schaerera na festiwalu Ad Libitum rozmawiam z nim o Szwajcarii, wokalistyce na University of Arts w Bernie oraz o współpracy z Bobbym McFerrinem przy operze “Bobble”.

Czy Szwajcaria jest dobrym miejscem do rozpoczęcia kariery muzycznej?

Andreas Schaerer: Szwajcaria daje duże możliwości w zakresie edukacji jazzowej. Istnieje kilka uniwersytetów sztuki z wydziałami jazzu, na których można studiować tego typu muzykę. Poza tym Szwajcaria jest silnie związana z niemiecką, francuską, austriacką i włoską sceną. To dobre miejsce, żeby nawiązać kontakt z innymi artystami.

Trudności w Szwajcarii polegają na tym, że nie ma tak wielu miejsc i festiwali, na których można grać. Zatem jeśli chcesz zarabiać na życie jako muzyk, musisz działać także poza Szwajcarią i otworzyć się na inne obszary, w których możesz występować i regularnie grać koncerty. Jeśli chcesz spróbować swoich sił tylko w Szwajcarii, nie możesz liczyć na powodzenie.

Poza tym Szwajcaria ma dobry sposób na wspieranie swoich artystów, gdy pracują poza krajem. Mamy różne możliwości, które pomagają nam na przykład pokryć koszty podróży.

Szwajcaria to bardzo drogi kraj. Jeśli chcesz mieszkać w Szwajcarii, ale otrzymujesz wynagrodzenie za pracę poza Szwajcarią, to odczujesz ogromny dyskomfort. Dzienna ilość pieniędzy, którą musisz mieć, żeby tu mieszkać, jest bardzo duża. Jeśli masz średnią opłatę europejską, ale mieszkasz w Szwajcarii, będzie problem. To wspaniałe, że mamy możliwość istnienia różnych rad artystycznych, które wspierają muzyków podróżujących poza Szwajcarią.

Podsumowując, myślę więc, że Szwajcaria jest doskonałym miejscem do rozpoczęcia kariery muzycznej.

Kiedy i w jakich okolicznościach rozpocząłeś swoją karierę?

AS: Myślę, że trudno odpowiedzieć na to pytanie. Moi rodzice powiedzieli mi, że śpiewam od zawsze. Wydaje mi się, że pierwsze szkolenia wokalne przeprowadziłem, nie wiedząc, że będę ćwiczyć, gdy byłem małym dzieckiem. Decyzja o podjęciu kariery zawodowej była właściwie dość późna. Nastąpiło to dopiero, gdy miałem 21 lub 22 lata. Uświadomiłem sobie, że chciałbym, aby muzyka była w centrum mojego życia. Zacząłem studiować wokalistykę jazzową, a później kompozycję na University of the Arts w Bernie.

Czy czujesz się częścią jakiejś sceny?

AS: Myślę, że mam wiele wspólnego z różnymi scenami. Oczywiście jedną z nich jest współczesna europejska scena jazzowa. Ale także w ciągu ostatnich czterech czy pięciu lat coraz więcej zacząłem współpracować z muzykami ze sceny klasycznej. W dzisiejszych czasach mam możliwość pójścia w naprawdę różnych kierunkach. Wykonuje podobne prace kompozytorskie dla zespołów klasycznych, a także współpracuję ze współczesnymi muzykami jazzowymi. Stykam się także z artystami przekraczającymi granice gatunkowe, czego dobrym przykładem jest Soweto Kinch - raper z Wielkiej Brytanii i saksofonista. Jestem więc bardzo otwarty na różne sceny muzyczne.

Kim jesteś: muzykiem czy wykonawcą?

AS: Mam nadzieję, że jednym i drugim. Jak tylko wejdziesz na scenę, musisz coś wykonać. Moim zdaniem, jeśli zdecydujesz się zagrać koncert, najważniejsze jest to, żeby stworzyć energię i połączyć się z publicznością. Moja rola nie sprowadza się tylko do bycia muzykiem grającym swoje rzeczy, które konsumuje publiczność. Chodzi raczej o stworzenie zbiorowej energii. Aby tak się stało, ważne jest, aby być też wykonawcą. Nie tylko siedzieć introwertycznie na scenie, ale być gospodarzem zgromadzenia. Myślę, że o to właśnie chodzi. Bycie muzykiem polega na włączaniu radaru, aby otrzymać wszystkie piękne informacje, które nas otaczają i przetłumaczyć je na muzykę. Te dwie funkcje są ważne.

Czy byłeś już w Polsce?

AS: Tak, ale krótko. Grałem również z Lucasem Nigglim w duecie na Sopot Jazz Festival. Jakieś trzy lata temu zostałem zaproszony przez Grzegorza Karnasa na jego festiwal w Żorach. Pamiętam, że kiedy graliśmy w Sopocie, Lucas i ja pomyśleliśmy, że publiczność była naprawdę dzika. Reakcja była bardzo intensywna i bezpośrednia. Miałem też wrażenie, że publiczność była młodsza niż na przykład w Niemczech czy Szwajcarii. To było bardzo piękne. Nie mogę się doczekać powrotu do Polski.

W październiku wystąpisz z Lucasem Nigglim na festiwalu Ad Libitum. Jakie są Twoje oczekiwania związane z tym koncertem?

AS: Zapowiada się bardzo ciekawy wieczór. Dwa koncerty z niesamowitymi artystami. Z niecierpliwością czekam również na słuchanie muzyki.

Staram się nie mieć żadnych oczekiwań, kiedy gram na scenie. Jestem otwarty na wszystko, co się stanie. Może będzie to bardzo krucha, intymna, skupiona energia, ale może być również dziko i szorstko. Jestem otwarty i chętnie będę podążać w tych dwóch kierunkach.

Co sądzisz o Lucasie Nigglim? Występujesz z nim także w kwartecie.

AS: Lucas Niggli jest naprawdę wspaniałym przyjacielem. Współpracujemy od sześciu lat. Zaczęliśmy grać razem jako duet - tylko głos i perkusja. Połączenie wydawało się bardzo naturalne i bardzo intensywne od pierwszego koncertu. W rzeczywistości nasz pierwszy koncert został nagrany i wydany. Album zatytułowany jest ”Try-Gly-Gly-Phe-Met”. To był w pełni improwizowany koncert, wydawał się bardzo czysty i jakoś dało się odczuć, jakbyśmy byli braćmi od najdawniejszych czasów. Trochę to było tak, jakbyśmy zagrali kilka koncertów kilka tysięcy lat temu i teraz gramy ponownie.

Lucas jest niesamowitym wykonawcą. Ma niesamowitą energię na scenie. Myślę, że jest zarazem niczym pantera i czarodziej. Sposób, w jaki gra na perkusji, jest tak energiczny. To tak, jakby polował na coś w lesie. Jego gra jest bardzo zróżnicowana: od bardzo dzikich rockowych uderzeń po bardzo delikatne, wrażliwe dźwięki. Myślę, że jest jak cały wszechświat.

Około dziesięć lat temu Bobby McFerrin zaprosił Cię do współpracy przy operze „Bobble”. Czy mógłbyś opisać, jak do tego doszło?

AS: Pierwszy raz dołączyłem do współpracy przy tej operze w Lörrach, w południowej części Niemiec, tuż przy granicy ze Szwajcarią. To był festiwal o nazwie Stimmen. Szukali wokalistów, więc wysłałem trochę muzyki do kierownictwa Bobby'ego McFerrina. A potem postanowili mnie zaprosić i tak dołączyłem do tego projektu. Pracowaliśmy razem przez tydzień. Prawdopodobnie było dziewiętnastu różnych wokalistów z całego świata. Stworzyliśmy dwa koncerty z bardzo luźnym scenariuszem dramaturgicznym i głównie improwizowaliśmy. Później Bobby ponownie mnie zachęcił do dołączenia do niego w Moskwie na kolejną wersję „Bobble”. Następnie w 2014 roku zostałem zaproszony na kilka koncertów w Niemczech. Miałem grać w duecie razem z perkusistą i tancerzem. Niestety w tym czasie mój grafik był zapełniony. Miałem już wiele koncertów, które zostały potwierdzone. Mogłem z nim zagrać tylko jeden koncert w Philharmonie w Essen. Pełny 90-minutowy koncert, tylko dwa głosy, perkusista ciała i tancerz. To było niesamowite przeżycie.

Najbardziej podobało mi się podczas pracy nad pierwszą wersją „Bobble”. Spędzaliśmy cały tydzień i rozmawialiśmy o jedzeniu oraz rozmawialiśmy głównie nawet nie o muzyce, ale o filozofii i sprawach duchowych. Bobby jest naprawdę piękną i pokorną osobą, która mnie zainspirowała. Praca z nim to był prawdziwy prezent dla mnie.

Jak to jest móc uczyć wokalnego jazzu na University of Arts w Bernie?

AS: To piękna praca. W tej chwili mam pięciu lub sześciu uczniów, których uczę jazzu i improwizowanego wokalu. Poza tym mam cztery zespoły, w których pracujemy nad komponowaniem, koncepcjami i badaniem możliwości zespołu. Myślę, że jest to bardzo interesująca praca, ponieważ mam możliwość sprawdzenia z moimi uczniami, jaka jest rola muzyka w społeczeństwie XXI wieku. Mam nadzieję, że pomogę im znaleźć wewnętrzny głos, własny prawdziwy język, aby zachęcić ich do realizowania własnych wizji. Czasami jest to trudne, zwłaszcza gdy ich wizja jest zupełnie inna niż to, co słyszeliśmy wcześniej. Więc naprawdę muszą znaleźć własny sposób na wyrażenie siebie. Staram się zachęcić ich, aby poszli własną drogą, a nie tylko kopiowali muzyka, którego podziwiam.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

AS: Właśnie nagraliśmy album z moim sekstetem Hildegard Lernt Fliegen. Zostanie wydany w lutym 2020 roku w ACT Records. Następnie będziemy dużo koncertować z tym materiałem w Europie. To projekt, który istnieje już od 15 lat. Ta nowa płyta idzie w nowym kierunku. Skoncentrowałem się tylko na śpiewaniu melodii i tekstów w bardziej tradycyjny sposób. Jest mniej efektów wokalnych i mniej rozszerzonych technik wokalnych. Po prostu regularne śpiewanie. Chciałem pójść w tym kierunku. To pierwszy raz, kiedy wypowiadam słowa na albumie. Jestem bardzo ciekaw reakcji publiczności.

Potem mam zamówienie na utwór symfoniczny. Premiera odbędzie się w sierpniu 2020 r. w Bazylei. Wystąpię z Basel Sinfonietta, bardzo fajną klasyczną orkiestrą symfoniczną. Jest więc wiele do zrobienia, aby skomponować ten utwór.

Obecnie piszę utwór kameralny na sekstet smyczkowy wraz ze szwajcarskim basistą Wolfgangiem Zwiauerem i gitarzystą Kalle Kalimą. Premiera będzie miała miejsce 26 października w Bernie, więc jestem teraz w połowie tego projektu.

Z naszym kwartetem A Novel Of Anomaly spotkam się pod koniec 2020 r., aby rozpocząć prace nad nowym programem, który, mam nadzieję, zostanie nagrany w najbliższej przyszłości.

Podsumowując, czeka mnie dużo pracy. Dużo pięknej pracy, za którą jestem naprawdę wdzięczny.