Ab Baars - Netherland's Reed King

Autor: 
Maciej Karłowski
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdybyśmy chcieli pójść do dużego sklepu płytowego pomiędzy Bugiem i Odrą i poprosili sprzedawcę o wskazanie jakie płyty Aba Baarsa ma w ofercie, to w znakomitej większości wypadków, oznaczałoby to, że zaryzykujemy strzał pięścią w pysk. Sam kiedyś takie pytanie zadałem, nie w sprawie Aba Baarsa co prawda i nie dostałem po głowie chyba tylko dlatego, że była pomiędzy mną a panem za ladą duża dysproporcja masy ciała. Grymas twarzy sprzedawcy jednoznacznie sugerował, że jeśli nie wyjdę natychmiast to wyprowadzi mnie ochrona. Na szczęście nie wyginęły jeszcze do szczętu sklepiki małe. W nich, o ile specjalizują się w jazzie, choć tu prawdopodobieństwo istnienia takiego jeszcze bardziej maleje, zapewne ktoś będzie coś wiedział i ze smutkiem w oczach skonstatuje, że nagrania takie, jeśli w ogóle, trafiają mu w ręce, to rzadziej niż rzadko.

Ab Baars sam doświadczył jak wielki jest impakt jego nazwiska i muzyki u nas, kiedy to kilka lat temu przyjechał zagrać koncert w nieistniejącym już warszawskim klubie Powiększenie i przyszło mu występować dla publiczności nie wiele większej niż liczba muzyków na scenie.

Od tamtej pory sporo wody w Wiśle upłynęło, Baars dalej jest jednym z najwybitniejszych muzyków w Europie, a grono słuchaczy chyba jest większe, czego dowody mieliśmy choćby podczas jego pobytu w Krakowie, gdzie zagrał ot choćby ze znakomitym drummerem Zlatko Kaucicem. W Pardon To Tu będzie gościł po raz drugi (pierwszy pobyt miała miejsce w ubiegłym roku z zespołem Luca Exa), po raz pierwszy jednak zaprezentuje swoje legendarne trio i duet z żoną Ig Henemann. Pardon To Tu to też inne miejsce niż było jeszcze rok temu. Teraz, opromienione nagrodą WDECHY, może sprawić, że na koncercie nie będie wiało pustkami.

Jak będzie to się dopiero okaże. Warto jednak z tej okazji pokusić się o kilka słów o Baarsie skreślić, bo choć nie cieszy się on taką legendą jak najsłynniejszy Holenderski improwizator Han Bennink, czy wielki mag Micha Mengelberg to jednak pozycję na tamtejszej scenie ma podobnie jak oni ugruntowaną.

 

Baars zaczynał swoją przygodę z muzyką bardzo wcześnie. Miał pięć lat kiedy zaczął grać na fortepianie i studiować teorię muzyki. Wkrótce jednak czas wkrótce pokazał, że jego artystyczne życie zwiąże się wcale nie z teorią muzyki ani też z fortepianową klawiaturą. Jako piętnastolatek sięgnął po saksofon tenorowy, na którym gra do dziś, a później, po tym gdy jako student odwiedził w Los Angeles wielkiego Johna Cartera, również po klarnet. Obydwa te instrumenty oraz bambusowy flet shakuhachi stały się żelaznym jego instrumentarium.

Karierę sceniczną zaczynał Baars w latach 70. w Eindhoven, mieście, które o wiele bardziej niż rozpływaniem się w meandrach jazzu i sztuk scenicznych śledziła sukcesy miejscowego klubu piłkarskiego (PSV Eindhoven), który w tamtych latach przeżywał swój złoty okres i gromił resztę holenderskiej ligi bez litości.

Gdzieś jednak poza stadionowym zgiełkiem, Baars jako członek Ohm Septet, free jazzowego zespołu prowadzonego przez basistę Niko Nikko Langenhuijsena świętował swój płytowy debiut. Niedługo potem przeniósł się do Rotterdamu, do tamtejszego konserwatorium i oddał się studiom nad muzyką klasyczną, nie tracąc jednak wcale zainteresowania nowocześniejszymi stylami z jazzem, rockiem i muzyką improwizowaną na czele. Stał się też aktywnym muzykiem tamtejszej sceny, co w konsekwencji doprowadziło go i do płytowego debiutu w roli lidera i do być może także najważniejszego spotkania w życiu, z pianistą, kompozytorem i improwizatorem Mishą Mengelbergiem. Musiał zrobić na słynnym liderze spore wrażenie, skoro niemal od razu stał się członkiem sztandarowej w europejskiej muzyce improwizowanej formacji Instant Composers Pool, występując obok największych indywidualności nie tylko holenderskiej sceny z Hanem Benninkiem, Willerem Breukerem na czele. I już rok później biorąc udział w nagraniu płyty orkiestry poświęconej Theloniousowi Monkowi. Sam Micha Mengelberg zwykł mawiać, że Baars to jeden z najbardziej oryginalnych muzyków, z jakimi się spotkał, że wypracował bardzo oryginalny styl gry i całą koncepcję twórczą i że jego muzyka to po prostu „Ab’s music”. Rekomendacja to szczególna, zwłaszcza w ustach jednego z najbardziej ekscentrycznych wizjonerów improwizacji Starego Kontynentu.

Błędem byłoby jednak spoglądać na twórczość Baarsa tylko z perspektywy działalności w ICP. Ta, choć bez wątpienia szalenie istotna i przysparzająca mu szerszej popularności, a także przynosząca Boy Edgar Prijs, a w 1989 roku także stypendium Ministra Kultury Holandii (to dzięki niemu mógł wyjechać do USA i studiować pod okiem Johna Cartera) to jednak musi w pewnym sensie ustąpić miejsca pracom w trio, działającym nieprzerwanie od ponad ćwierć wieku i w tym samym składzie.

 

Zwykło się traktować je jako trio Aba Baarsa, a ja tak sobie myślę, że to raczej zespół trzech równorzędnych improwizatorów, pełniących w bandzie znacznie ważniejsze niż akompaniatorskie funkcje. Kiedy powstawało Baars miał już na swoim koncie również pierwszy solowy album, zatytułowany „Kerang”, na którym grał na wszystkich poza shakuhachi wspomnianych wcześniej instrumentach oraz na saksofonie barytonowym.

Tworząc trio z Wilebertem de Joode na kontrabasie i Martinem van Dujnhovenem perkusja Baars był już ukształtowanym twórcą. Miał na koncie wiele nagrań pod własnym nazwiskiem i status filara europejskiej sceny improwizowanej. Trio pozycję tę ugruntowało. Czym zespół jest w perspektywie muzyki w Europie najlepiej oddaje box zawierający komplet nagrań z lat 1991-2011, albumy nagrane z jednym z najważniejszych amerykańskich puzonistó1)Roswellem Ruddem, Kenem Vandermakriem, Nieuk Ensemble i Butchem Morrisem oraz legendarnym już magiem saksofonu sopranowego Stevem Lacym. W tym świetle nie ma wiele przesady w stwierdzeniu jakim określa Aba Baarsa Thom Jurek z All About Jazz - Netherlands reed king.

A jak do tego dodamy muzykę z pogranicza improwizacji i kameralistyki tworzoną w duecie wspólnie z altowiolistką Ig Henneman – żoną i wieloletnią towarzyszką twórczych to niechybnie wyłoni się obraz artysty, którego działalności twórczej nie sposób zbyć zwykłą notką biograficzną. Właśnie w trio i w duecie Ab Baars i czeka na nas dziś w Warszawie. Najwyższa więc pora przestać udawać, że przed nami jeden z wielu zwyczajnych koncertów.  

Kiedyś, ktoś zaczepił na ulicy Steve’a Lacy’ego i poprosił go aby ten w 15 sekund opowiedział jaka jest różnica pomiędzy improwizacją a kompozycją. Pan Lacy wziął oddech i rzekł: Improwizator jest w stanie powiedzieć dokładnie to co chce w 15 sekund, kompozytor może potrzebować roku żeby napisać 15 sekund muzyki. Cała wypowiedź zajęła mniej więcej 15 sekund. I pewnie to czeka nas dziś w Pardon To Tu.