Białe kruki: Rara Avis i Ken Vandermark w Pardon, to tu

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Na początku koncertu wydawało się, że wszystko będzie jasne, choć niebanalne. Na dwóch krańcach sceny ustawieni zostali reprezentanci dwóch muzycznych porządków: zanurzony w świecie muzyki początku dwudziestego wieku Simone Quatrana - pianista (co i rusz odwracający sie w stronę cytry) - a po drugiej generujacy dźwięki z oryginalnego cyfrowo-analogowego zestawu przetworników, procesorów i taśm Mimo Sec_. Po środku sceny stanął bardzo kreatywny, eksperymentujący, nieustannie preparujący swój instrument kontrabasista Luca Pissavini. Na szpicy zaś umiejscowiło się dwóch saksofonistów: Stefano Ferrian i Ken Vandermark. Szybko jednak okazało się, że pomysł na wspólne granie młodych Włochów i laureata “grantu geniuszy” - MacArthur Fellow - a ostatnio także Chicagowca roku 2012 jest dużo głębiej przemyślany.

Od pierwszych dźwięków muzyka przetaczała się od uniesień kolektywnej improwizacji po kameralne, choc równie intensywne duety poszczególnych instrumentów z pianinem. Dwa bieguny, które zdawały się zostać na początku zaznaczone prawie natychmiast okazały się być jednością w wielości. Języki każdego z muzyków zbiegały sie ze sobą tworząc wspólny, bogaty, głośny idiom, w którym tak melodia jak i harmonia, rytm, dynamika i barwa nie były podane wprost.

Drugi utwór/fragment koncertu rozpoczął się od przestrzennych poszukiwań, przywodzących skojarzenia z podróżą w głąboka morskiej toni, w której na badacza czeka świat absolutnie nieprzewidywalny a może i nierealny. Vandermark zamienił w nim tenor na baryton dając w finale prawdziwy popis, gdy z pełnego przemocy, polsmanego metalicznego jazgotu wyłonił sie na moment groove, by po chwili znów zaplątać się w zgrzytach zgniatanego złomu. Dopiero wtedy - w połowie koncertu - uświadomiłem sobie, że w zespole tym nie przewidziano miejsca dla perkusji. Ale po co, skoro praktycznie cały kwintet jest jednym, wielkim, rozbudowanym do granic wyobraźni zestawem perkusyjnym! Gdy już zaczynałem być dumny z tej złotej myśli Rara Avis z Vandermarkiem w trzeciej części koncertu wyruszyli w kierunku dokładnie odwrotnym, pokazując jak zupełnie niemelodyjne może być studium melodii.

Czwarty utwór był swoiście anty-minimalistyczno-repetatywny. Teoretycznie każdy grał w nim jedną, powtarzającą się frazę - każdy własną - która przez nałożonie na siebie porządków każdego tworzą kakofonoczna jedność. Na koniec fraza ta przeobraziła się w jeden tylko dźwięk, ton, w który wsłuchiwał sie każdy z muzyków, próbując wpasować go w kolektywny kolaż. Na finał wybrzmiał godny epilog - solo Mimo Sec_  zbudowane ze świstów i elektrycznego, a może magnetycznego szumu, przypominającego dzwiękach pradu plynacego po wielkim generatorze.

Właściwie wszystko zostało powiedziane - zagrane. Tylko entuzjazm publiczności sprawił, że Rara Avis weszli ponownie na scenę. Bis był popisem kontrabasisty, którego solo brzmiało równie, albo i nawet bardziej metalicznie niż saksofony Vandermarka i Ferriana. Pissaviniemu towarzyszyło dyskretne echo elektroniki. Gdy energia sola osiągnęła swą kulminację motyw kontrabasu znalazł swoje odbicie w dźwiękach cytry Quatrana. I po chwili było już po wszystkim.

Tym co w grze Rara Avis było dla mnie najabrdziej urzekające była architektura, szkice utworów - i za razem całego zespołu. Choć muzyka ta była po brzegi wypełniona improwizacją i przestrzenią wolną dla każdego z muzyków, bez podziału na role, tym większą siłę i wartość miał widoczny w tym nieporządku ład. To jak w kakofonii dźwięków i warstw muzycy doskonale słuchali siebie nawzajem, jak potrafili odpowiadać na kolejne muzyczne pomysły, głosy. Jak swobodnie plątały się im języki! W pokoncertowych rozmowach ogromną atencją cieszył się nie tylko gość z Chicago - po raz pierwszy występujący tego dnia na scenie Pardon, to tu, ale - może nawet przede wszystkim Mimmo Sec_ i jego niezwykły elektroniczny zestaw. Oj, nie było to zespół “Vandermark i koledzy”!! Rara Avis to po włosku (jak i po łacinie czy nawet po szwedzku) biały kruk. Jak na młody kwartet jazzowy to nazwa dość dumna. Jednak wczorajszy koncert tej formacji na to dumne miano uczciwie sobie zapracował.

W tym roku, nakładem oficyny Den Records ukazała się płyta Rara Avis, zatytułowana "Mutations/Multicellulars Mutations". Szukajcie a znajdziecie! Najlepiej pa ostatnim koncercie formacji w ramach polskiej trasy: dziś, 7go maja w krakowskiej Alchemii.