To jest ostatnia piosenka, którą napisałem o Żydach - rozmowa z Olgierdem Dokalskim z zespołu Daktari

Autor: 
Kajetan Prochyra

Na początek dość banalne pytanie: skąd wzięła się nazwa zespołu?

Daktari pochodzi od nazwy amerykańskiego serialu z lat 60tych, który opowiadał o grupie lekarzy, którzy w afrykańskim buszu leczyli zwierzęta. Daktari to w suahili oznacza tyle co doktor. Tak serial jak i tę nazwę można umieścić na takiej mapie około antropologicznej, która obrazuje nasz sposób podejścia do muzyki folkowej, do przetwarzania tradycji. To jest nasza wariacja na podstawie tej muzyki. Lech Janerka opowiadał, że na początku, kiedy chciał grać punk, a nie było dostępu do tej muzyki, oglądał zdjęcia, studiował jak wyglądali muzycy punkowi i starał się na tej podstawie tę muzykę naśladować. Kiedy wreszcie usłyszał prawdziwy punk był bardzo zawiedziony. Liczył, że będzie to coś strasznie rewolucyjnego, a to się wcale takie rewolucyne nie okazało. U nas samo podejście jest trochę podobne. Z drugiej strony wychodzę z założenia, że muzyka folkowa jest czymś organicznym, czymś co cały czas żyje. Można tworzyć coś nowego, nowe kompozycje, ale jest to jakoś cały czas to samo, odwołującego się do tego samego źródła.
 
To do jakiego źródła Wy się odwołujecie?
Stawiam sobie za cel tworzenie fuzji między tradycją mistyczną a humanistyczną - w zespole staramy się znaleźć jakieś wypośrodkowanie między tymi dwoma z pozoru wykluczającymi się podejściami do tworzenia tekstów kultury. Mam nadzieję, że w naszej muzyce słychać tam gdzieś ten modernizm, który leży u podstaw komponowania. Chcemy odnaleźć się z jednej strony w tradycji mistycznej, uduchowionej, do której nie da się podejść racjonalnie, bo wtedy ona bardzo dużo traci, z drugiej strony pozostając w takim humanistycznym dyskursie. Duże znaczenie dla nas ma kultura wizualna. Na płycie Daktari znajduje się utwór Zanussi. Na kolejnej znajdzie się, mam nadzieję, kompozycja “Przestrzeń poza kadrem”, dedykowany manifestowi artystycznemu Grzegorza Królikiewicza.

 
Dla mnie pierwszym skojarzeniem z Waszą muzyką jest Masada?
Ciesze się bardzo, że porównuje się nas do tak świetnego zespołu, przy czym nie wiem, czy ktoś z członków Daktari jakoś bardziej słucha Masady. Ja ostatnio słuchałem jej jakieś 8 lat temu. Kiedyś grałem w zespole Gaamera. Ten zespół był bardziej folkowy, chociażby ze względu na skład - były i skrzypce, akordeon, kontrabas, darbuka. W tamtym czasie słuchałem sporo Hasidic New Wave i sceny nowojorskiej, ale ostatnio zdecydowanie mniej. Ta pierwsza płyta Daktari, mocno klezmerska, jest w pewnym sensie zamknięciem pewnego etapu. Nie udało się nagrać płyty z Gaamerą - w trzy miesiące udało się to z Daktari i udało się to zrobić bardzo dobrze. Powstały nowe kompozycje, nowy pomysł na zespół: połączenie rockowej energii z jazzowymi kompozycjami - wszystko na, powiedzmy: klezmerskim, folkowym polu.
 
Skoro w trzy miesiące udało się nagrać płytę, to znaczy chyba, że mieszkacie w jednym pokoju?

Prawie. Daktari to kwintet, w którego skład wchodzą: Mateusz Franczak na saksofonie tenorowym, Miron Grzegorkiewicz na gitarze, Maciek Szczepański na basie i Robert Alabrudziński na perkusji, plus ja na trąbce. Składa tak naprawdę krystalizował się przez mniej więcej miesiąc-dwa. Ostatni dołączył Mateusz, z którym studiowałem antropologię kulturową na UW. Pierwszym kryterium doboru muzyków było to, jak się ze sobą dogadujemy - czy jest jakaś chemia, na bazie której moźna robić dobrą muzykę. Okazało się, że taki twórczy ferment się pojawił.

Co mówiłeś kolejnym muzykom, gdy zakładałeś zespół: “hej, mam pomysł na nazwę”, “mam pomysł na granie” czy “lubię cię, choć pogramy, zobaczymy co wyjdzie”?

Tutaj zdecydowanie był pomysł by sprawdzić się w noise’owym improwizowanym graniu i wszystkim chłopakom bardzo to odpowiadało. Dużą rolę w naszej muzyce gra Miron [Grzegorkiewicz], który gra na gitarze. Mirona spotkałem, gdy graliśmy z kIRkiem - to jest inny skład, z którym gram: połączenie dubstepu z free jazzem - w Simfonii Varsovii. Przed nami grał How How [zespół M.G.]. Koncert skończył się wspólną improwizacją. Tak nam się przyjemnie grało, że z miejsca zaprosiłem go do Daktari.

Czy fakt, że dość znacząco, jak na bardzo młody zespół udało się Wam zaistnieć, jest Twoim zdaniem efektem Waszej wspaniałości czy katorżniczej pracy związanej z promocją?

Nie wiem... Z promocją ruszyliśmy właściwie dopiero niedawno. Wydaje mi się, że jest pewna luka na rynku - nie ma na młodej scenie wielu zespołów, które wybijałyby się z tłumu. My mamy energię, tę naszą złość, którą w pewien sposób chcemy na słuchaczach wyładować. Chcemy robić coś nowego - rockowy brud, ale bez rockowego groove’u - muzyka oparta na jazzowej imporwizacji. Mam nadzieję, że to się przyjmie - dopiero zaczynamy.

Jak było na Open’erze? Graliście dla 10 000 osób?
Graliśmy dla 500-600 osób. To było na World Stage. Mieliśmy do tego bardzo fajne wziualizacje autorstwa Mirona. Bardzo dużo osób się przez tę scenę przewinęło. Super się grało. Bardzo cieszę się, że nasza muzyka spotkała się tam z tak pozytywnym przyjęciem. Graliśmy dużo free. Między innymi taki bardzo otwarty utwór, którego nie ma na płycie. Bardzo się to podobało. Dwa razy bisowaliśmy, powtórzyliśmy nawet początek koncertu - to łupnięcie - nie dali nam zejść ze sceny.  


Na ile muzyka żydowska jest dla Was istotnym punktem odniesienia? Wiem, że byłeś w Izraelu - turystycznie, czy naukowo?
W Izraelu byłem raz. Kiedyś, wtedy gdy grałem w Gaamerze, bardzo dużo się tym interesowałem. Jeździłem na projekty polsko-niemiecko-izraelskie. Interesowałem się kulturą Europy środkowo-wschodniej - siedziałem w tym mocno. Potem pojechałem do Izraela i trochę przeszło mi z czasem, choć cały czas mnie to interesuje: kultura żydowska, kultura izraelska - bo to są przecież dwie różne sprawy. Choć z taką ilością przekopanego materiału muzycznego jak Raphael Rogiński nie mogę się równać. Mam chyba trochę inne podejście. Staram się inspirować kulturą bardziej niż grać tę muzykę.
Ta muzyka trochę sama do mnie przyszła. Zacząłem grać na trąbce w wieku 20 lat, czyli bardzo późno. Gram teraz, z przerwami 7 lat. Po paru miesiącach ćwiczeń zacząłem grać i to grać w skalach żydowskich. Tak samo wyszło. Po paru latach chciałem od tego odejść. W Daktari właśnie stawiamy na rozwój, łączyć różne stylistyki, nie tylko muzykę klezmerską. Do dziś jednak jakoś to we mnie siedzi.

Stąd tytuł Waszej płyty?

'Tytuł naszej płyty “This is the last song I wrote about Jews, vol. 1” (to jest ostatnia piosenka, którą napisałem o Żydach, część pierwsza) - poza takim mało śmiesznym żartem w tytule, jest to nawiązanie do twórczości Davida Thomasa, leadera Pere Ubu, który jest jednym z moich muzycznych bohaterów. Thomas przez całą swoja karierę stara się we wszystkim co robi tworzyć autorską interpretację kultury masowej. Pamiętam, że kiedy byłem na koncercie Pere Ubu w Berlinie David Thomas, odwołując się do kultu prowincjonalności w USA, przed jednym z utworów zaczął kokietować: " to jest ostatnia piosenka, którą napisałem o Cleveland". A 99% utworów Pere Ubu jest o Cleveland - wokalista Pere Ubu w dalszej części koncertu opowiadał historie ze swojego rodzinnego miasta, m. in. że jego kuzyn jest dentystą, a siostrze parę lat temu umarł pies etc. To jest z pewnością sposób na przetworzenie pustki, która ogarnia ich w tym mieście, gdzie poza małymi wyjątkami, kulturalnie dzieje się dość mało. Tytuł naszej płyty odnosi się też do naszego podejścia do tradycji. Nie jesteśmy Nie jesteśmy urodzonymi klezmerami, którzy tę muzykę grają naście, dzieści lat...'


...w sztetlu...

...dokładnie. Albo na izraelskiej pustynii, ale jesteśmy klezmerami - jesteśmy samoukami, nie gramy z nut, dużo improwizujemy i bazujemy na tym, z czego wzięła się ta tradycja - z żywiołowości, kolektywnej improwizacji, z kultury oralnej -  z rozmowy. I te nasze piosenki to takie właśnie piosenki o Żydach.



Muzycy Daktari związani są też z innymi formacjami. Co u nich słychać?

Niebawem ukaże się nowa płyta How How Mirona, Plazmatikonu Maćka no i płyta kIRka, w którym ja jestem związany.

Co to za zespół?
kIR
k zaczynał 10 lat temu jako trio stricte laptopowe. Jest to projekt, który podobnie jak Daktari mocno stawia na rozwój. Po wielu eksperymantach z idm [inteligent dance music] i dubstepem udało się wypracować własne brzmienie. Dziś gra tam Paweł Bartnik, który obsługuje laptopa i m.in. przetwarza brzmienie mojej trąbki, Filip Kalinowski, który gra na gramofonach i ja. Gramy free, godzinne, póltoragodzinne sety. Za każdym razem wychodzi to inaczej. Graliśmy na Open’erze, Nowych Horyzontach, Digitaliach, w Niemczech, na Łotwie. W środowisku elektronicznym zespół ten dość mocno zaistniał. Niebawem ukaże się winylowa limitowana płyta nakładem Anteny Krzyku i wytwórnie Innergun.

 

A co robisz poza muzyką?

Jestem informatykiem, dokładniej jestem po cybernetyce, ale pracuję jako informatyk, a nocami ćwiczę na trąbce.