Kamil Szuszkiewicz i Kwartet Specjał – czyli Prolegomena w Pardon To Tu

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Red.

Z perspektywy czasu muzyka jaką przynosi Kamil Szuszkiewicz – jeden z wyróżniających się trębaczy polskiej młodej sceny jazzowej – to niemal mainstream. Kiedyś, dawno temu, takie granie nazywano freejazzem, co bardziej strwożeni brzmieniem, artykulacją i ekspresją, nawet antyjazzem. Ale dzisiaj sprawa już nie wygląda tak bardzo kategorycznie. Dzisiaj granie Kamila i jego Kwartetu Specjał mieści się w jazzowej konwencji znakomicie i bez zwątpienia.

W czwartek w Pardon To Tu Kamil razem z Kubą Cichockim – fortepian, Wojtkem Traczykiem – kontrabas, obydwaj brali z nim udział w nagraniu „Prolegomeny”, oraz Paweł Żejno – perkusja. Zagrali dobry koncert, z kompozycjami, w których stworzone zostało miejsce dla zbiorowej improwizacji, dla poszerzonych harmonii, dla poszczególnych muzyków jako improwizatorów i ich improwizacyjnej inwencji bez rezygnacji z formy, kompozycji czy tematów.

Dla rozmiłowanych z jazzie środka zbyt daleka to była muzyka od kanonu, dla freaków – wręcz może trochę nadmiernie nawet ułożona. Ale prawdę powiedziawszy, takie klasyfikacje nie za bardzo wiele mówią o tym, jakimi tropami chce w swojej muzyce podążać Kamil Szuszkiewicz. Dla mnie jest bardzo miłym doświadczeniem słuchać muzyka, któremu nie wadzi jazzowa historia, ale który nie wydaje się kurczowo na niej skoncentrowany. Równie krzepiące jest to, że zamiast popisywać się osłuchaniem, o które myślę zupełnie spokojnie można go posądzać,  potrafi mocno skupić się na muzyce i nie mrugać okiem do publiczności, stroić min albo udawać kogoś, kim nie jest. A kim jest, mam nadzieję, że będzie okazja go o to wypytać  wkrótce w rozmowie.

Dziś wydaje się artystą niemal introwertycznym, który woli grać niż zabawiać słuchaczy. Trębaczem o ciemnym, masywnym brzmieniu, oszczędnej, ale przez to bardzo poruszającej frazie, który prowadzi swój zespół, może nie tyle silną ręką, co raczej pewnie i skutecznie, przeprowadzając publiczność przez muzykę ujętą w jedną wypełniającą całość kompozycję. Jest w tej jego muzyce jakiś balans, jest niepokój i czas, aby każdy wniósł do całości swoje o niej poglądy. Jest okazja, aby pozwalać muzyce brzmieć i rozwijać się płynnie, gdzieś pomiędzy tym co wymyślili cztery, czy nawet pięć dekad temu amerykańscy awangardziści i nie stracić wszystkiego tego, co interesujące jest dla aktywnego twórcy dzisiaj. Jeśli mniej znaczy więcej to Kamil Szuszkiewicz w tym składzie jest na dobrej drodze, żeby znaleźć swoje miejsce w muzyce. A słuchacze? Docenią to z czasem bez wątpienia. W czwartek, choć zdecydowanie mniej liczni niż publiczność w ogródku, niewątpliwie docenili. A potem był bis rozegrany już w trio bez perkusji i dalej mogliśmy wygodnie pozwolić się prowadzić przez mroczne zakamarki duszy Kamila i jego zespołu.