Swimming With A Hole In My Body

Autor: 
Barnaba Siegel
Bill Connors
Wydawca: 
ECM
Dystrybutor: 
ECM Japan
Data wydania: 
13.05.2015
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Bill Connors - guitars

Od czego by tu zacząć… Może od wyjaśnienia, kim był Bill Connors? Ale na pewno go znacie. Jeśli słyszeliście „Hymn to the Seventh Galaxy” Return To Forever, jedną z najsłynniejszych płyt fusion, to słyszeliście również Billa. A może otarliście się o nagrania Garbarka „Places” lub „Photo…”? Tak, tam również grał ten gitarzysta. Facet , który nie zapisał się mocniej w historii jazzu, ale pozostawił po sobie kilka płyt noszących znamiona rzeczy genialnych!

Kiedy pierwszy raz usłyszałem Connorsa właśnie na wspomnianym LP grupy Chicka Corei, rządny większych ilości jazzrockowego łojenia udałem się na internetowe poszukiwania kolejnych płyt z jego udziałem. Zdziwiłem się mocno, gdy okazało się, że w latach 70. pozostawił po sobie tak naprawdę tylko trzy tego typu płyty. Potem rzucił w diabły wszystkie przestery i inne kojarzone z hałasem efekty, odwiesił na kołek gitarę elektryczną i… zapisał się na lekcje gry na gitarze. Klasycznej. Stwierdził, że musi poznać ten instrument od nowa.

 

Godna podziwu pokora sprawiła oczywiście, że Connors musiał usunąć się w cień, mając przecież szanse wypłynąć z Return To Forever na bardzo szerokie wody, ale pozostał wierny artystycznym przekonaniom. Hałaśliwe solówki zamienił na zabawę brzmieniem i tworzenie pejzaży. Zaczął nagrywać z Paulem Bleyem i Lee Konitzem, a potem podjął paroletnią współpracę z Janem Garbarkiem. Nagrał z nim dwie wspomniane na wstępie płyty, a jeszcze wcześniej razem z saksofonistą i ECM-owską ekipą zarejestrował fantastyczne „Of Mist And Melting”. W międzyczasie wrócił do gitary elektrycznej, traktując ją już jako zupełnie inny instrument od tego z czasów RTF. Nie minęło jednak parę lat, a Connors ponownie obrał nowy kurs i wraz z końcem lat 70. zrobił sobie kilkuletnią przerwę. Zanim to nastąpiło, nagrał perfekcyjny album solowy!

 

A albumy solowe to trudna sprawa, zwłaszcza te pozbawione licznych, ponakładanych na siebie ścieżek. Jeśli nie jest to czysta improwizacja, tylko starannie napisane kompozycje, najczęściej trudno jest mi się na nich skupić i wychwycić przyświecającą autorowi ideę. W „Swimming…” wszystko jest tak bajeczne i wyraziste, jak na albumach Metheny’ego! I do tego wszystko zostało ujęte przez samą, akustyczną gitarę. To opowieść podczas słuchania której przed oczami od razu pojawiają obrazy beztroskiego lata nad jeziorem. To też opowieść niepozbawiona dramaturgii.

 

Pierwsza część LP to czysta radość. Taka nieskrępowana, intymna – niepodglądana. Mamy zanurzenie w wodzie, ten jakże bogaty w doznania moment. Mamy bezstresowe brodzenie, które przeradza się już w pełne płynności płynięcie, a zwieńczone zostanie „żabką”, podczas której Connors coraz bardziej zaczyna komplikować wciąż przyjemne granie nerwowymi staccato.

 

Zawsze chętnie przesłuchuję całą część pierwszą, bo ta porcja akustycznej przyjemności tworzy potem idealnie kontrast z tym, co dzieje się na stronie B płyty. „Surrender To The Water” to już nie zabawa, a mierzenie się z siłami natury, które z zewnątrz wyglądają miło i przyjemnie, ale w głębi mogą okazać się potężne i zabójcze. Podobnie dramatyczny jest finał płyty – utwór „Breath” świetnie oddający motyw łapania oddechu, powracania do życia.

 

Bill Connors zniknął w 1980 roku na parę lat, żeby powrócić z serią elektrycznych, niemal rockowych albumów, a potem znowu zniknąć, znów powrócić… Wieść niesie, że zajął się po prostu muzyczną edukacją młodszych pokoleń. Fajnie, że ta wspaniała płyta jest w końcu dostępna, ale więcej osób miałoby okazję o niej usłyszeć, gdyby były dostępna nie tylko w specjalnym, przygotowywanym na japoński rynek wydaniu ECM…

1. Feet First; 2. Wade; 3. Sing and Swim; 4. Frog Stroke; 5. Surrender to the Water; 6. Survive; 7. With Strings Attached; 8. Breath