Defiant Life

„Defiant Life” to druga – po wydanej blisko dekadę temu "A Cosmic Rhythm with Each Stroke" – płyta duetu Wadada Leo Smith i Vijay Iyer. Obie sesje, w oczywisty sposób, wiele łączy – ta sama wrażliwość muzyków, nierzadko podobny nastrój i zbliżone rozwiązania formalne. Recenzowany album jest jednak bardziej stonowany, naznaczony melancholią, niekiedy smutkiem, pozbawiony gwałtownej ekspresji, która momentami pojawia się na poprzedniku.
Sylwetek autorów „Defiant Life” nie ma potrzeby na tych łamach szerzej omawiać. Dość powiedzieć, że ponadosiemdziesięcioletni, ale pozostający w doskonałej formie Smith to najważniejszy żyjący trębacz swojego pokolenia i jeden z najistotniejszych trębaczy jazzu nowoczesnego w ogóle. Choć związany z wieloma środowiskami i kierunkami w muzyce improwizowanej w ostatnich blisko sześciu dekadach, idący swoją, zawsze trochę osobna drogą – czerpiącą z dziedzictwa Milesa Davisa, AACM, free, etno, jak i współczesnej awangardy. Młodszy o 30 lat Iyer to absolutny geniusz fortepianu. Na przestrzeni minionej dekady stał się jedną największą pianistycznych gwiazd ECM. Jak się wydaje, nie wiązało się to z żadnymi artystycznymi ustępstwami, przycinaniem estetyki do Eicherowskich upodobań i standardów. Co prawda dźwięki wypełniające „Defiant Life” - przestrzenne, czasem sytuujące się stopień powyżej ciszy - dobrze wpisują się w filozofię słynnej monachijskiej oficyny. Jest to jednak muzyka niełatwa i nie sądzę, by była autorzy zmuszeni byli do jakichkolwiek kompromisów.
Impulsem do powstania albumu był - jak pisze Iyer - „smutek i gniew spowodowany okrucieństwami minionego roku, ale także nasza wiara w ludzkie możliwości”. Dwa utwory dedykowane są bojownikom o wolność: „Floating River Requiem” - Patrice’owi Lumumbie, zamordowanemu w 1961 kongijskiemu przywódcy niepodległościowemu, natomiast „Kite” - Refaatowi Alareerowi, palestyńskiemu aktywiście, który zginął w izraelskim ataku lotniczym 7 grudnia 2024 roku.
Choć duet operuje środkami wyrazu nader oszczędnie, nie ma poczucia, że czegoś w tej muzyce brakuje. Panowie doskonale zagospodarowują przestrzeń, jakikolwiek dodatkowy głos jest tu zbędny. Iyer korzysta zarówno z akustycznej klawiatury, jak i pianina Fender Rhodes oraz elektronicznych efektów. To twórczość pełna namysłu i głębi. Choć subtelna, często dość statyczna (pianista nieraz operuje długimi wybrzmieniami, drone'ami), ma znacznie większy ciężar gatunkowy, niż ambient-jazzowe produkcje, jakich w ostatnich dwóch-trzech dekadach powstało mnóstwo. Jest w wypowiedzi duetu raczej coś z uduchowionej kameralistyki w stylu Arvo Pärta.Tu każdy dźwięk, każdy szmer ma znaczenie.
Dominuje nastrój zadumy, potęgowany przez ciemne elektroniczne barwy. Bazujące na akustycznym fortepianie fragmenty są również chłodne, nieco niepokojące, niekiedy wręcz posępne. Jedynie dwa wspomniane wyżej, opatrzone dedykacją utwory mają bardziej tradycyjną jazzową formę i nieco cieplejszy, naznaczony jakąś nadzieją klimat.
1. Prelude: Survival 3:252. Sumud 12:193. Floating River Requiem 6:284. Elegy: The Pilgrimage 12:455. Kite 8:226. Procession: Defiant Life 10:21
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.