Interesuje mnie doskonały fortepian - wywiad z Dominikiem Wanią

Autor: 
Piotr Wojdat

Ostatnie miesiące są dla Ciebie pracowite i twórcze. Zacznijmy może od Twojej solowej płyty z muzyką autorstwa Zbigniewa Preisnera. To nie pierwszy owoc współpracy z tym kompozytorem…

DW: Do tej pory brałem udział w projektach zbiorowych Zbigniewa Preisnera. Nagrywałem muzykę do kilku filmów. Ale wszystko zaczęło się od tego, że dostałem telefon od Zbigniewa Preisnera mniej więcej tej treści: polecił mi Ciebie Tomasz Stańko, chciałbym Cię zaprosić do nagrania płyty z nowymi kolędami. To było cztery lata temu. I tak to się zaczęło.

Ta płyta, która teraz się pojawia, jest to rzecz, o której rozmawialiśmy już ze Zbigniewem od jakiegoś czasu. Chodziło o to, żeby powstały kompozycje, które nagrałbym solo. I jest to kompletnie inna rzecz od tego, co stworzył wcześniej Leszek Możdżer. Leszek improwizował na bazie tematów. A ja gram kompozycje od a do z. Wprowadziłem tylko kosmetyczne zmiany harmoniczne. No, może z wyjątkiem jednej kompozycji, gdzie miałem więcej swobody w interpretacji.

Ta płyta jest bardzo nastrojowa, wręcz kontemplacyjna. Zapewne niektóre kompozycje mogłyby się znaleźć w jakimś filmie.

Zbigniew Preisner wypowiada się o Tobie bardzo ciepło. Docenia umiejętności i to, jakim jesteś człowiekiem. A jak Ty postrzegasz tego kompozytora?

DW: Jest bardzo wymagającym artystą i człowiekiem. Nie uznaje kompromisów. I jest to zupełnie zrozumiałe na tym poziomie. Myślę, że jestem w stanie dostosować się do tych wymagań i rozumiemy się dobrze. Uważam, że moja pianistyka mieści się w tych kategoriach estetycznych i nasze muzyczne relacje są przyjacielskie.

Kolejnym projektem, w którym bierzesz udział jest Noise Trio Wojtka Fedkowicza. Niedawno zakończyliście sesję nagraniową.

DW: Miesiąc temu zakończyliśmy nagrania. Po dość długiej przerwie od ostatniej płyty zespół Noise Trio wraca z nowymi kompozycjami Wojtka. I znowu jest tu zmiana, bo po raz pierwszy pojawia się w tym zespole fortepian akustyczny. W poprzednim niby też był fortepian akustyczny, ale grany z keyboarda. Moim zdaniem to dwie różne rzeczy.
Poza tym zmienił się też zestaw perkusyjny u Wojtka. Teraz jest bardziej jazzowy, mniej rozbudowany. Większość płyty została nagrana na lutniczej gitarze basowej, a więc akustycznej i bardziej kameralnej w brzmieniu. Byliśmy pod wrażeniem tego instrumentu. Jest w tym brzmienie nawiązujące do lat 60. Są też efekty w postaci pogłosu sprężynowego i innych zabawek. Fortepian też czasami idzie przez efekt. Używam przystawki, która nazywa się Memory Man. Można dzięki temu zmieniać dźwięk, zapętlać go lub też grać odwrotnie. Ale jest to używane przeze mnie w sposób bardzo oszczędny. Kanwą projektu jest niemal akustyczne trio.

W postprodukcji pewnie jeszcze zostaną dodane różne rzeczy z programu Live Ableton. To już jest jednak w gestii Wojtka i Jacka. Ale to, co teraz wyszło, jest według mnie naprawdę interesujące. Ciekaw jestem jak to będzie finalnie brzmiało.

Cieszy mnie to, że jest to bardziej akustyczna odsłona tego tria. Jestem osadzony w akustycznym instrumencie. W tej chwili najbardziej interesuje mnie doskonały fortepian. Nie jest jednak tak, że do syntezatorów jestem nastawiony na nie. Świadczy o tym zawartość zeszłorocznej płyty Jacka Kochana “Ajee”. Przeszła trochę bez echa, a według mnie powinna zostać bardziej doceniona. To jedna z lepszych płyt Jacka Kochana. A przy okazji to album, na którym gram tylko na syntezatorach. Jest też Fender Rhodes i Wurlitzer.

To jednak doskonały fortepian akustyczny jest dla mnie najważniejszym instrumentem. Nie ma nic przyjemniejszego i lepszego do tworzenia muzyki. Jak mam do czynienia z protezą, to jestem zakuty w kajdanki i nie mogę nic sensownego zrobić. Wynika to też z tego, że wywodzę się z muzyki klasycznej. Dbałość o detale i jakość dźwięku jest dla mnie bardzo istotna. Ważne, żeby pamiętać o tym, że jest się pianistą i to niezależnie od tego, czy gra się jazz, muzykę klasyczną, czy muzykę rozrywkową. Bez tego muzyk klasyczny nie zagra jazzu i odwrotnie: jazzman nie poradzi sobie z klasyką. Nie może być tak, żeby zmiana stylu wpływała na podejście do instrumentu. Jeśli jestem pianistą, tak samo traktuję ten instrument, grając z Wojtkiem Fedkowiczem, Maciejem Obarą, czy skomponowane utwory Zbigniewa Preisnera.

Wydaje mi się, że bez muzyki klasycznej, nie ma po prostu grania na instrumencie. Na jakimkolwiek - czy to na skrzypcach, czy na trąbce. Arysta nie będzie wtedy miał tej wrażliwości i umiejętności dbania o szczegół. Rozwój harmoniczny bierze się ze słuchania klasyki z XX wieku, czy tej współczesnej. W jazzie się tego nie znajdzie. Zresztą muszę powiedzieć, że więcej inspiracji znajduję właśnie w muzyce klasycznej i improwizowanej niż w mainstreamowym jazzie, gdzie dominują zamknięte formy. Grając z Maćkiem Obarą, dochodzę do wniosku, że ciężko się rozwijać poprzez słuchanie tylko Johna Coltrane’a czy Milesa Davisa. Ta muzyka jest oczywiście wspaniała, ale to już było. Podejście do instrumentu musi być jednakowe niezależnie od tego, co gramy. Nie może być powierzchowne nawet w sytuacji, gdy mamy do czynienia z czymś niezbyt skomplikowanym. W muzyce filmowej mogę zagrać trzy dźwięki i muszę je zagrać z dużą dbałością o detal.

Zachęcam do grania klasyki dla samego czytania, czy osadzenia się w instrumencie. Nawet pozycja przy fortepianie ma znaczenie. Jestem wariatem pod tym względem. Muszę mieć odpowiedni stołek. I to nie są fanaberie. Jak mam o 3 cm za wysoki stołek, to nie jestem w stanie dobrze grać. A są takie stołki, które mają ściśle ustaloną wysokość. Zostały wyprodukowane przez inżynierów, którzy nie mają pojęcia na temat tego, jak powinno się siedzieć przy fortepianie. Zdarza się zatem, że na koncercie do dyspozycji mam doskonały fortepian, ale wysokości stołka już nie jestem w stanie zmienić. To wpływa na to, że niektórych rzeczy po prostu nie będę w stanie zagrać.

Czytam teraz książkę o Beksińskich. Między innymi dlatego, że też pochodzę z Sanoka i chciałem sobie przybliżyć te postaci. Zdzisław Beksiński pisał, że miał problemy z malowaniem niektórych obrazów, bo miał za niski sufit w mieszkaniu. Dolną część obrazu musiał już malować na siedząco. To jest zupełnie inne malowanie. W moim przypadku jest podobnie. Nie jest tak, że dobry artysta zagra nawet na grzebieniu.

Do głowy przychodzi mi jeszcze przykład Maćka Obary. Ile on jest w stanie wyrzucić stroików, by znaleźć ten odpowiedni - czasami bywa to dla niego frustrujące.

Dokładasz sobie jeszcze obowiązki w postaci współpracy z Dorotą Miśkiewicz. Jak oceniasz ten projekt?

DW: Piano.pl ma się bardzo dobrze. Trzy lata od koncertu, który został zarejestrowany, Piano.pl pojawia się w różnych odsłonach. Kilka razy graliśmy w pełnym składzie. Taka okazja zresztą jeszcze się nadarzy.

Co jakiś czas Piano.pl pojawia się w mniejszych składach. Bardzo cieszę się, że ten oryginalny projekt ma swoją kontynuację. A poza tym jak gramy w mniejszych składach, zazwyczaj z trzema pianistami, to można sięgnąć po repertuar kolegów. Przypadł mi w udziale utwór “Tak jak w kinie”, który zaaranżował Leszek Możdżer.

Mam nadzieje, że jeszcze trochę pogramy. Ten projekt jest unikatowy, chyba nawet na skalę światową. No i jest atrakcyjny. Każdy koncert zakończył się owacją na stojąco.

Miałem też spore wyzwanie związane z tym projektem. Dorota poprosiła mnie, żebym zaaranżował utwór autorstwa jej ojca Henryka Miśkiewicza. Długo z tym walczyłem i ostatecznie przedstawiłem wersję diametralnie inną od tego, co znamy z oryginału. Dorota to zaakceptowała. Tak samo zresztą jak i autor.