Cosi Lontano… Quasi Dentro

Autor: 
Dominik Strycharski
Markus Stockhausen / Gary Peacock
Wydawca: 
ECM
Dystrybutor: 
Universal Music Polska
Data wydania: 
26.08.2014
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Markus Stockhausen trumpet, fluegelhorn, synthesizer Gary Peacock bass Fabrizio Ottaviucci piano Zoro Babel drums

To jest płyta, która dawno, dawno temu zmieniła moje pojmowanie jazzu o 180 stopni i właściwie to ona spowodowała, że powiedziałem sobie: tak, w jazzie można tworzyć dzieła które porażają, które wstrząsają. Fenomenem tej płyty jest to, że przy zachowaniu integralności jazzowego języka i frazowania, jej atmosfera i klimat są tu kompletnie jakoś nie jazzowe, odległe od jazzowej tematyczno – wariacyjnej narracji. W ogóle nie są „jakieś” – ta płyta ma wręcz swój osobny język i logikę. Wiem że pisano to być może o wielu innych wydawnictwach, ale dla mnie to właśnie „Cosi Lontano… Quasi Dentro” zasługuje na to miano.

Jednym z elementów, który od początku wyróżnia „Cosi Lontano” jest przyjęcie odrębnego pomysłu strukturalnego i narracyjnego dla każdego utworu. Pomysłu realizowanego konsekwentnie, czujnie a zarazem bardzo muzycznie, bez wyrachowania.

Pierwszy utwór czyli „So Far”, jest tutaj jakby wizytówką płyty. Abstrakcyjne i prawie upiorne elektroniczne dźwięki, które obok dźwięków trąbki zapewnia Stockhausen, perkusja i kontrabas zwiastujące nadejście burzy (słowo daję, tak to brzmi) po to, aby cała historia stała się nagle jakby po ludzku smutna i zamyślona. To bardziej swoisty teatr dźwięku niż jazzowy „kawałek”. Choć cały czas czuć że grają go jazzowi muzycy, organicznie operujący rytmem, harmonią i barwą swoich instrumentów, to słychać, że wykorzystują ten arsenał jedynie po to by budować narrację, nie dokładając nic z popisu i niepotrzebnej wirtuozerii.

Finał nie ustępuje niezwykłością reszcie, jak dla mnie to jak pożegnanie z planetą ziemia z okien statku kosmicznego. Na odległym i trochę mrocznym burdonie organów powolne sola trąbki, kontrabasu, fortepianu opowiadają coś bardzo osobistego, poruszającego i nie do końca nazwanego. „Almost Inside”, to doskonały tytuł dla tej impresji. Warto zauważyć że tytuły są tu w ogóle wyjątkowo dobrze dobrane do utworów. Albo „Across Bridges”, gdzie kontrabas nadaje groove całości, a perkusja jedynie dodaje swoje akcenty, podczas kiedy Markus snuje bardziej konwencjonalne solo.

Na linii trąbka – kontrabas jest często rozpięta dramaturgia tego nagrania.

Warto też wspomnieć o tym, że wspaniale wyeksponowana tu jest rola i brzmienie właśnie kontrabasu, wykorzystanego jako teatralna wręcz maszyna do budowania napięć i treści. To często główny bohater tej muzyki, a to co robi tu Peacock jest wręcz porażające. Świetnie to słychać w „Forward” i „Late”, gdzie jego gra jest prawie całą muzyką, z tłem umiejętnie ustawiającym scenerię dla tego jednego właśnie  „aktora”. Zresztą „Late” to poza wszystkim genialny duet dwóch muzycznych płaszczyzn – dzikiej smyczkowo-kontrabasowej i rozległej, przestrzennej trąbkowej. Mistrz Peacock korzysta z bardzo wielu środków, często bliższych muzyce współczesnej, jednak zawsze podporządkowując je atmosferze i opowieści.

W całości ta płyta brzmi trochę jak wizyta na odległej stacji kosmicznej. Jest pełna emocji, dawkowanych jednak w najmniejszych możliwych ilościach. Przestrzenne, „reverbowe” brzmienie ECM dobrze służy tej lekko kosmicznej muzyce. To jest płyta gestu, płyta kilku równoległych wymiarów. I fantastycznego niedopowiedzenia.

 

1. So Far, 2. Forward, 3. Late, 4. Across Bridges, 5. In Parallel, 6. Breaking, 7. Through, 8. Almost Inside