Marcin Olak Poczytalny - Dzienniki zarazy, część któraś-tam

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Siedzę w domu, gdzie miałbym być? To znaczy w razie czego miałbym kilka pomysłów, ale w tym momencie to bez znaczenia. W ogóle wiele spraw straciło na znaczeniu. Są nieosiągalne, więc lepiej odpuścić. Odpuszczam. Płynę z prądem. To znaczy stoję, ruchu zbyt wiele tego nie ma. To ciekawe.

Wirus zmienił mój sposób życia i w konsekwencji moje spojrzenie na wiele spraw. Pozbawił mnie dostępu do wielu fragmentów rzeczywistości, które uważałem za ważne, za bardzo moje. I nagle okazało się, że mogę nie pić kawy w mojej ulubionej kawiarni, mogę żyć bez… w zasadzie bez większości rzeczy i spraw, którymi jakoś obrosłem. Zostało tylko to, co absolutnie niezbędne we mnie i dookoła mnie. Niezbędni ludzie, relacje, zachowania, przedmioty, sprawy. Taka skondensowana prawda. Trochę jakby wirus wyłączył wszystkie zbyteczne programy i zostawił mnie sam na sam z istotą, z jądrem systemu. Czyli to tak wygląda? Hmm...

Myślę, że nie tylko ja tak mam. Zero złudzeń, zero pozorów, nie ma jak uciec przed prawdą. Obawiam się, że po pandemii będą naprawdę długie kolejki do psychologów, terapia będzie na wagę złota... A z drugiej strony myślę, że to jest jakaś szansa. Jeśli widzę istotę tego, kim jestem, to może to jedyna okazja, żeby coś zmienić? Tak na poważnie? Ludzie potrzebują lat medytacji, terapii czy czegoś-tam, żeby dotrzeć do tego punktu. Do spotkania z prawdą o sobie. A tymczasem wirus załatwił nam to w miesiąc, za darmo. Dzięki, COVID-19.

Wróciłem z ogrodu. Znów ćwiczę Tai-chi, próbuję przypomnieć sobie podstawowe formy. Podchodzę do tego nie nazbyt ortodoksyjnie, więc ćwiczę w słuchawkach, słucham muzyki. Dziś Michael Kiwanuka, „Love And Hate”. Przyjemny soul, prosty, mocny, prawdziwy. Fajnie buja. Ponoć można się przy tym dobrze kołysać, nie wiem, nie próbowałem. Ja sprawdzam, jak przy tym odpala 8 Kawałków Brokatu. Na razie nie odpala, ale mam czas. Przypomnę sobie.

Ciekawe ile to jeszcze potrwa? Do wakacji? Do jesieni? Zaczynam patrzeć na tę epidemię jak na sytuację podróży – do wewnątrz, no bo gdzie? Już po miesiącu jest ciekawie, zobaczymy co będzie dalej… Na wszelki wypadek sprawdziłem namiary na psychologów on-line. Może ja będę potrzebował, może ktoś ze znajomych? Podróż do wnętrza siebie to wspaniała przygoda, ale w niektórych przypadkach może być potrzebne wsparcie. Jakoś pocieszające – i trochę przerażajace zarazem – jest to, że teraz wszyscy jesteśmy jakoś przymuszeni do tej podróży. Przed zarazą do medytacji siadali ci, którzy byli na taką przygodę gotowi. Na terapię szli najczęściej ci, którzy już nie mieli innego wyjścia. A teraz wszyscy, gotowi czy nie.

Ale może właśnie to jest nam – ludziom – teraz potrzebne? Może to szansa, nie opresja. Próbuję płynąć z tym prądem, wyciągnąć z tej sytuacji tyle, ile mogę, ile potrafię. Uczę się. Słucham chętniej niż mówię. Gram mniej, uważniej dobieram dźwięki.

„Love & Hate”. Miłość i nienawiść. W jakiś sposób wszystko się do tego sprowadza.