Jazz z Gwiazdą Dawida – muzyka prosto z serca

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 

Nie do podrobienia. Taki jest jazz izraelski. Spośród wszystkich zakątków Świata, najbardziej koresponduje z tradycyjnymi nurtami, z których się wywodzi. W przepiękny, ilustracyjny sposób łączy historię z nowoczesnym sposobem formowania muzyki. Jest nie do podrobienia ze względu na specyfikę brzmienia i z powodu elementów składowych, tak charakterystycznych wyłącznie dla tego rejonu Świata. Wniosek? Muzyka z Izraela zasługuje na uwagę, dlatego też dziś przyjrzymy się jej bliżej. Na czym polega jej fenomen, jacy wykonawcy najbardziej przyczynili się do jej rozpropagowania i dlaczego w ostatnich dwudziestu latach muzycy z Tel Avivu zdominowali światową scenę jazzową?

 

Dlaczego nas uwodzi?

Jazz izraelski przede wszystkim bazuje na obrazowości. Wszystkie muzyczne elementy począwszy od synkopowanych rytmów, przez skale arabskie, na tanecznych metrach skończywszy, mają na celu stworzenie przed słuchaczem czytelnej wizji dalekiego kraju, bogatego w egzotyczną kulturę. Przy czym wpływy nie ograniczają się do jednego kręgu. Mieszanka historyczno–kulturowa z dawnych rejonów Bliskiego Wschodu miksuje ze sobą wpływy muzyki tureckiej, irańskiej, arabskiej, hebrajskiej, armeńskiej, a także północno-afrykańskiej. Współczesna muzyka jazzowa izraelska w dużej mierze opiera się również na tradycji klezmerskiej. Przejawia się to w ostrych dźwiękach, krótkich urywanych nutach, skomplikowanych rytmach i przesuniętych akcentach. Cechą spajającą blisko-wschodni jazz jest przy tym nieskrępowana taneczność, połączona z prostą, wpadającą w ucho melodyką.

Rodzinne więzy

To właśnie na tych elementach blisko dwadzieścia lat temu Avishai Cohen (kontrabasista) zbudował swój ogólnoświatowy sukces. Pokazał, jak bardzo słuchacze cenią sobie muzykę akustyczną, opartą na tradycyjnej hebrajskiej melodyce. Kontrabasista od ponad 20 lat nagrywa płyty jako lider,właściwie w sprawdzonej formule, nie naruszając swojego wizerunku – emocjonalnie zaangażowanego kompozytora, ceniącego zabawę rytmem, na równi z tradycyjną muzyką Bliskiego Wschodu. I choć okrzyknięty został wirtuozem kontrabasu (przez samego Chica Coreę) Avishai, ku uciesze słuchaczy często eksperymentuje ze śpiewem. I choć niewiele ma to wspólnego z kunsztem wokalnym i poprawną emisją – jego przyśpiewy chwytają za serce i ujmują szczerością wykonawczą. Do dziś nie spotkałam osoby (nawet wśród ortodoksów wokalistyki), która powiedziałaby „Nie” utworom zebranym na płycie „Seven Sees”, czy „Morenika”.

 

 

Muzykę bardziej instrumentalną i mniej oczywistą - upodobał sobie drugi Avishai Cohen (trębacz). Muzyk bardziej wytrawny, być może ze względu na swój wczesny wyjazd do Nowego Jorku – jest skupiony raczej na muzyce post bopowej. Wraz ze swoim rodzeństwem (bliźniakami: Anat Cohen – klarnet i Yuval Cohen – saksofon) od lat tworzą trio o wdzięcznej nazwie 3 Cohens. Jednak, dużo ciekawsze od tego projektu, są odrębne ścieżki każdego z Cohenów. Trębacz, właśnie nagrał bardzo refleksyjną, płytę zainpsirowaną przeżyciami związanymi ze śmiercią ojca –„ Into the Silence”, natomiast Anat Cohen w 2015 wydała album Luminosa, będący barwnym obrazem jej ogólnoświatowych, słonecznych inspiracji.

 

Nie tylko Cohenowie

Ale jazz Izraela to nie tylko Cohenowie. Istnieje wesoła gromadka muzyków, którzy być może nie zrobili ogólnoświatowej kariery, lecz mimo to ich twórczość niczym nie ustępuje kunsztowi popularnych Avishaiów. Omer Avital, Omer Klein, Amos Hoffman, czy lepiej znani polskiej publiczności: Zohar Fresco (choćby ze współpracy z Leszkiem Możdżerem), a także Yaron Herman (pianista, z którym Adam Bałdych nagrał album „The New Tradition” (2014)). Wszyscy ci muzycy z niebywałą starannością wplatają w swoją muzykę elementy hebrajskiej tradycji i przepiękne egzotyczne narracje.

 

 

Jazzowa emancypacja

Izraelski jazz to na szczęście niekoniecznie sztywny podział na jazzmanki i jazzmanów. Mężczyźni stanowią większość wykonawców tego nurtu, jednak wśród nich wyróżnić należy wysiłek artystyczny choćby kilku pań. Na podium wybrałam trzy z nich. Siostrę Cohenów – klarnecistkę Anat Cohen, która swoją jasną muzyką opowiada w gruncie rzeczy swingowe historie; liryczną pianistkę Anat Fort (której dyskografia może i nie jest rozbudowana, lecz z pewnością zasługuje na uwagę), a także wiekową już Liz Magnes, której muzyka to absolutne wyżyny światowej pianistyki zgrabnie korespondujące pomiędzy kulturą wschodu i zachodu.

 

 

Piękni, młodzi, zdolni

Muzyka izraelska ma też porządne zaplecze młodych muzyków, którzy nie tylko miksują ducha tradycji z jazzowym sznytem, ale również sięgają po inne gatunki muzyki okołojazzowej. To całkiem reprezentacyjna grupka, na czele z romantycznym Shaiem Maestro, czy eksperymentującym z elektronicznym brzmieniem Nitai Hershkovitzem – „I asked you a question” (2016). Izrael może pochwalić się też świetnymi, bardzo obiecującymi gitarzystami: Yottam Silberstein, Rotem Sivan i Gilad Hekselman. Ostatniz z nich  ma na koncie współprace z Aaronem Parksem, Esperanzą Spalding, Jeffem Ballardem, czy Chrisem Potterem. Wszystkie kariery prężnie się rozwijają, być może dlatego, że większość z nich swój rozwój sytuuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie podobno łatwiej o ziszczenie amerykańskiego snu o popularności.

 

Muzyka izraelska to tylko wierzchołek góry lodowej zatytułowanej „Muzyka Bliskiego Wschodu”, o której można by napisać całą broszurę. Tymczasem sam Izrael oferuje nam ciekawą, lecz nie do końca docenianą w rejonie środkowej Europy muzykę, która u podstaw ma przecież tak bliskie słowiańskim upodobaniom elementy jak melodykę, żarliwość wykonawczą, osobistą narrację i romantyzm.