Almah

Autor: 
Maciej Karłowski
Avishai Cohen
Wydawca: 
Parlophone
Data wydania: 
10.03.2014
Ocena: 
2
Average: 2 (1 vote)
Skład: 
Avishai Cohen: double bass, electric bass, vocals (10); Nitai Hershkovits: piano; Ofri Nehemya: drums; Cordelia Hagmann: violin; Amit Landau: viola; Noam Haimovitz Weinschel: viola; Yael Shapira: cello; Yoram Lachish: oboe, English horn; Amir Bresler: drums (10); Keren Tannenbaum: violin (10); Galia Hai: viola (10)

Avishai Cohen wiadomo, kontrabasista słynny grający niegdyś i z Chickiem Coreą, i Alicią Keys. Artysta, którego kochają słuchacze, i za to, że gra na kontrabasie potężnie i za to, że odważnie sięga po mikrofon i śpiewa piosenki w ladino. Sam przyznam szczerze, uważam jego wersję słynnego songu „Alfosina Y el Mar” za najbliższą sercu i chętnie po nią sięgam.

Cohen na kolejnych płytach podążał tropem, którym idzie od lat. Muzyka jest podobna, podobnie skonstruowana, choćjhak sam Sohen twierdzi odwołuje się do poczatków jego facynacji muzycznych czyli do muzyki klasycznej, kameralnej.  Nie ma co wyliczać szczegółów o skomplikowanych rytmach brzmiących jakby były najbardziej naturalnymi z możliwych, o orientalnym posmaku tematów, precyzji i rozmachu basowego grania i tej witalności płynącej z melodyki basenu morza śródziemnego.

I na najnowszym krążku to wszystko jest. Najmniej śpiewu, bo o nim przypomina sobie Cohen dopiero w zamykającym płytę „Kumi Venetse Hasadeh”, nie ma też „Alfonsiny Y El Mar” co oznacza, że nie ma utworu, któremu chciałoby się poświęcić więcej czasu. Muzyka sączy się czasem lekko, czasem dynamicznie nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. I to, kiedy już album się kończy, przywodzi niestety smutne refleksje. Oto spędziłem godzinę z muzyką artysty, którego cenię, a nawet lubię i nic szczególnego nie zostaje mi w pamięci, choć utwory nowe i stare siętu mieszają. No może oprócz tego śródziemnomorskiego szumu i utkanej na kwartet smyczkowy i obój otuliny zdobiącej grę tria bas, piano, perkusja.

Oto więc Avishai Cohen dołączył do grona słynnych muzyków, którzy zaliczyli tzw. album with strings. Jeśli to miało być celem to udało się cudownie, jeśli chodziło o to żeby po raz kolejny objawić światu, że jest się znakomitym muzykiem to też, choć dowody przed laty były bardziej spektakularne. Jeśli natomiast intencją było z przynieść słuchaczom ekscytującą muzykę to chyba niestety nie wyszło to najlepiej, choć pewnie niesprawiedliwe byłby napisać, że to zła płyta jest.

Overture “Noam” Op.1; Song For My Brother; On A Black Horse/Linearity; A Child Is Born; Arab Medley; Southern Lullaby; Hayo Hayta; Shlosre; Kefel; Kumi Venetze Hasadeh.