Enter Music Festival 2013

Autor: 
Lech Basel
Autor zdjęcia: 
Lech Basel

Jechałem na ten festiwal pełen obaw. Bardzo podobała mi się jego ubiegłoroczna edycja i sądziłem,że trudno będzie powtórzyć ten sukces. Zarówno artystyczny, jak i organizacyjny. Czy tak się stało?

Organizatorzy z dumą podkreślali fakt,że na tydzień przed terminem imprezy wszystkie bilety były sprzedane, Miasto Poznań zapewniało dodatkowy transport na trasie Poznań-Strzeszynek, uwagę przykuwały ciekawe nazwiska wykonawców, zaskakującą niespodzianką stały sie też warsztaty fotografii koncertowej. Potrzebna była tylko dobra pogoda. Ta jednak okazała się kapryśna i przez sporą część festiwalu albo padała, albo lało, w przerwach było sucho.

Na szczęście kubańska pianistka i kompozytorka Marialy Pacheco wraz ze swoim Trio zadbała o ciepłe, melodyjne i zmysłowe wprowadzenie w dobry nastrój. Laureatka I. nagrody dla pianisty solowego na prestiżowym  Montreux Jazz Festival'u 2012 w pełni potwierdziła wybór jury, któremu przewodniczył nie kto inny, tylko Leszek Możdżer.

Interesująco wypadł też drugi koncert formacji Adriana Gaspara o nazwie "Balkanix". Dowcipnie wygwizdana kompozycja Chicka Corei, z humorem i dystansem potraktowany Herbie Hancock, stylowo zaśpiewana oryginalna rumuńska pieśń ludowa, z wyczuwalnym feelingiem zagrane standardy oraz brawurowe popisy trębacza i bardzo energetyczne solo perkusistki zostały równie ciepło przyjęte przez poznańską publiczność, chociaż ten sposób łaczenia bałkańskiego ducha z klasycznym jazzem nie każdemu chyba przypadł do gustu. Bisów, takich jakie wywołała Marioly Pacheco, nie było tym razem.

Pierwszy dzień festiwalu zamykała oczekiwana premiera nowej płyty Dream Team'u wytwórni ACT, czyli Tria Możdżer-Danielsson-Fresco.Ich poprzednie płyty, "The Tie" oraz "Between" zyskały sporą popularność, i te oczekiwania były jak najbardziej usprawiedliwione. Sądząc po przyjęciu, oklaskach i bisach wielu osobom spośród ponad tysięcznej  publiczności popisy muzyków bardzo podobały się. Mistrzowskie opanowanie instrumentów perkusyjnych, orientalnie brzmiące wokalizy Zohara Fresco,jak zawsze perfekcyjnie i ...widowiskowo grajacy Lars Danielsson, charyzmatyczny Leszek Możdżer... wszystko to mogło zachwycać ale ja czułem pewien niedosyt związany z poczuciem,że to wszystko juz było, tylko niewiele inaczej. Tak czy owak, mimo padającego rzęsiście deszczu nie obyło sie bez bisów.

Drugi dzień rozpoczął koncert formacji nazwanej Zohar Fresco i goście. Do wspólnego koncertu Fresco zaprosił : Ghatam’a Suresh’a (bębny indyjskie), Mysore’a A Chandan’a Kumar’a i Antolenno Massinę (akordeonistę). Muzycy ci nigdy wcześniej nie grali ze sobą razem na jednej scenie i było to jednak słychać.Ja odebrałem ten koncert jako zbiór wirtuozerskich  popisów ciekawych solistów-instrumentalistów nie połączonych jednak jakąś spójną ideą zespołowej  kompozycji i prawdę mówiąc byłem tym szybko zmęczony i znużony.

Odpocząłem  przy piosenkach z najnowszej płyty duńskiej wokalistki, Caecilie Norby, prywatnie żony Larsa Danielssona. Dzisiejszy świat bardzo dynamicznie zmienia się, pędzi jak szalony nie wiadomo dokąd, zmiata z powierzchni Ziemi wiele tego co było od zawsze. A Norby zatytułowała swoją płytę "Silent Ways" i zaprezentowała na niej utwory znane od zawsze, własne interpretacje piosenek miedzy innymi  Leonarda Cohena, Paula Simona, Boba Dylana czy Johna Fogerty’ego. Strona muzyczna to wypadkowa różnorodnego podejścia do takich utworów międzynarodowego składu z różnych krańców świata. Muzyków wywodzacych się z różnych kultur, na swój sposób interpretujacych owe standardy. W tej wypadkowej zmieściła się i słowiańska dusza Możdżera, skandynawska melodyjność Danielssona, koreański gitarzysta Nguyen Lee zachwycał  pięknymi azjatyckimi liniami melodycznymi i oryginalnym bluesowym frazowaniem, a  Robert Ikiz na perkusji swoim turecko-szwedzkim groovem. Całość, oprócz bisu, utrzymana była w staromodnym nieco stylu, który mnie wciagnął bez reszty nieomal. No cóż. Od pewnego już czasu nie zaliczam sie do młodzieży.

Tę młodszą część publiczności Ceacile Norby poderwała do tańca żywiołowym bisem, tak jakby chciała przygotować publiczność do ostatniego występu tego wieczoru, firmowanego przez Ba Cissoko.

Tradycyjne instrumenty strunowe o nazwie kora w otoczeniu tradycyjnej europejskiej sekcji rytmicznej i dętej oprawione dynamicznym wokalem Bo Cissoko i pozostałych członków zespołu zaowocowały ognistym zakończeniem festiwalu przy nieustannym tańczeniu publiczności zgromadzonej pod sceną. Szaleństwo osiągnęło swoje apogeum gdy do grupy dołączył sam Leszek Możdżer idealnie wpasowując sięw brzmienie tej "nowej muzyki świata".

Czy ten trzeci Enter spełnił moje oczekiwania? I tak i nie.

Tak, bo mimo wszystko był to festiwal dobrej muzyki , jak to określił jego artystyczny dyrektor, Leszek Możdżer. Przesunięcie środka ciężkości w stronę lżejszej muzy odpowiadało zapewne sporej grupie słuchaczy. Mi zabrakło ukłonu w stronę muzyki poważnej oraz elementu zaskoczenia, niespodzianki, czegoś, czego nigdy wcześniej nie słyszałem. Wynagrodziły mi to jednak z nawiązką pozamuzyczne elementy tego festiwalu ale to zupełnie inna, zupełnie nie do przeszacowania,całkiem prywatna opowieść.

I jeżeli nic nieoczekiwanego nie stanie mi na przeszkodzie to za rok, w połowie czerwca znowu bardzo chętnie nacisnę klawisz ENTER w kalendarzu moich ulubionych festiwali.