Enter Music Festival 2013 w 12 migawkach

Autor: 
Gosia Niedzwiecka
Autor zdjęcia: 
Jakub Witchen / Tomasz Kaczorek / zdjęcie w sliderze Gosia Niedzwiecka

1.

Leśna droga, szczebiot ptaków, obłędna zieleń. Idę. Nie jest ciepło, ale świeci słońce.  W oddali widzę kanarkowe spodnie. Odległość jest zbyt wielka, żeby rozpoznać, ale wiem: Marialy Pacheco przechadza się z chłopakami z trio w stronę strzeszyńskiego pomostu.  Wzruszające spotkanie. Nie widziałyśmy się nigdy wcześniej: kiedy na początku maja przeprowadzam z nią wywiad, siedzę na swojej sofie we Wrzeszczu, a Marialy przygotowuje się do charytatywnego koncertu na rzecz ofiar huraganu w Japonii.

2.

Próba dźwięku przed koncertem Marialy.  W przerwie miedzy utworami przeraźliwie skrzeczy ptak. Marialy wybucha śmiechem. Moje serce robi zdjęcie. Pan Fotograf też robi. Ktoś się pewnie przyczepi, że fotka jest nieostra, ale jak się dobrze przyjrzeć, to bardzo wyraźnie na niej słychać ten perlisty śmiech. Ja słyszę. Dziękuję za to zdjęcie.

Marialy Pacheco na Enter Music Festival 2013, fot. Tomasz Kaczorek

3.                                                                       

Brak identyfikatorów dla prasy: zepsuła się drukarka, a organizatorom zabrakło kreatywności. Dostaję opaskę na nadgarstek, dokładnie taką, jak wszyscy, którzy kupili karnet na festiwal. Prasa jest mało ważna. I tak nikt w tych czasach nie czyta, prawda? Zdjęcia – owszem. Tekst – niekoniecznie. Brak festiwalowego identyfikatora nie ułatwia pracy, ale łatwe rzeczy nigdy mnie nie interesowały. Momentami jest niesympatycznie. Gdyby wzrok mógł zabijać, pierwszego dnia niechybnie straciłabym życie, ale to jest już jakby zupełnie inna historia. Muzyk, z którym gawędzę przez pół wieczora, celowo chowa swoją metkę „ARTYSTA”. Ja nie mam nic do ukrycia. Absolutnie nic.

4.

W rytm kubańskich melodii inhaluję papierosiane karcynogeny. Enter pachnie fajkami, a nie jeziorem i lasem, niestety. Ach, gdyby tak chociaż pachniały kubańskie cygara…byłoby klimatycznie. Jest chłodno, ale słoneczna i uśmiechnięta muzyka trio Marialy Pacheco rozgrzewa atmosferę. Cudny, wdzięczny start festiwalu.

5.

Adrian Gaspar i przyjaciele. Humor, kunszt, temperament, żywiołowość i naturalność. Śmieję się w głos z dowcipnych zapowiedzi kolejnych kawałków. Uwiedziona muzyką, piszczę, wrzeszczę, skaczę zapominając ile mam lat. Maestro Wladigeroff grający równocześnie na trąbce i skrzydłówce… Zjawiskowa Maria Petrova na perkusji… aż chciałoby się zawołać: ”Kobiety, do garów!”. Zespół zostaje niespodziewanie okrzyknięty gwiazdą pierwszego dnia festiwalu.

6.

-you are very mysterious and scary…

-are you scared of me?

-hell, no, I am from Colombia... so we are like equivalents!

www.jakubwittchen.com

7.

Niebo interweniuje: zaczyna się ulewa. Zbyt dużo ognia było na scenie tego dnia: trzeba gasić. Na scenie trio Możdżer Danielsson Fresco. Nie ma zaskoczenia. Jest dobrze. Znajome klimaty. Czuć, że nowy materiał jeszcze się do końca nie przegryzł, nie przefermentował, nie uleżał, nie dojrzał. Jest jak świeże i chrupiące ogórki małosolne. Lubię małosolne. Coraz więcej wody spływa z nieba. Deszcz-nie-deszcz, ekipa techniczna spisuje się na medal. W wilgotnym powietrzu dźwięki mają wyjątkowo soczysty smak. Robi się coraz zimniej. Nie wszyscy wytrzymują do końca koncertu. 

8.

Sklep znanej marki sportowej w centrum Poznania. Spotykam Adriana Gaspara i Marko Ferlana.  Zakupy, rozmowa, harmonica. Kawiarnia, rozmowa, harmonica. Winda, rozmowa, harmonica. Samochód, rozmowa, harmonica. Oaza, rozmowa, fortepian. Rozmowa, koncert, rozmowa. I tak do rana. Dziękujemy Ci, wolontariuszko Elu.

 

9.                                                                                                

Nie mogę powstrzymać łez podczas konceru Zohara Fresco i Gości. Do tej pory, gdy myślę o tym oczyszczającym doświadczeniu, pocą mi się oczy. Ukrywanie Wielkich Mistrzów pod nazwą „Goście” jest pewnym nieporozumieniem.  Goście, to genialny perkusjonista, Suresh Vaidyanathan grający na ghatam, czyli glinianym garnku, wybitny flecista, Chandan Mysore Ananda Kumar, potomek ikony muzyki karnatyckiej, oraz świetny włoski akordeonista, Antonello Messina. Polecam wygooglać.

Suresh  Vaidyanathan, www.jakubwittchen.com

10.

Indyjski Mistrz, Chandan, udziela nam za kulisami korepetycji muzycznych. Uczymy się liczyć. Liczymy, liczymy, liczymy…otwieramy buzie ze zdziwienia.  Liczenie w pamięci do stu dwudziestu ośmiu, zawrotne tempo…abstrakcja. Enter Music Festival jest niewątpliwie swoistym laboratorium muzycznym.

11.

Podczas rozmowy z Zoharem Fresco, tracę głos. Nie wiem, czy to skutek niefrasobliwego nadużycia strun głosowych poprzedniego dnia (spontaniczna reakcja na to, co wyczyniał na scenie Alexander Wladigeroff), czy raczej wszechświat decyduje, że w tym spotkaniu nie słowa są istotne.

12.

Niespodziewany zaszczyt. Maestro afrykańskiej harfy z zespołu Ba Cissoko, Kandia Kora, daje mi lekcję gry na instrumencie.  Jest zaskoczony moją wiedzą na temat kory. Ujmująca, afrykańska bezpośredniość. Śmiejemy się. Bariera językowa znika, gdy strony chcą się porozumieć. Brakuje słów? „Muuuuu”. Aha! To jest skóra krowy! I wszystko jasne. Ga gona mathatha!* - jak mówią ziomkowie z mojej przybranej, subsaharyjskiej ojczyzny. Znajomość języka na niewiele się zdaje, gdy się nie ma o czym gadać, prawda?

*Ga gona mathatha /ha hona matata/ (tswana) – nie ma problemu