Między wierszami 7. festwialu Cross Culture: kulturo Polska, odnajdź siebie na powrót!

Autor: 
Anna Poczatek
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

 

Siódme wydanie skrzyżowania kultur muzycznie dobiegło końca - jak zapowiadają synoptycy - w ostatnią ciepłą sobotę tego roku. W namiocie rozstawionym przed PKiN wystąpili zaproszeni na festiwal mistrzowie oraz ich warsztatowi uczniowie.  I było ciepło - w ciele i w duszy. W ciele, bo licznie zgormadzeni miłośnicy muzyki ogrzewali wnętrze namiotowej sali, ciepło w duszy, bo dźwięki wydobywające się z dusz muzyków były prawdziwą muzyką. Jak doszło do tak oczekiwanego przez wszystkich finału?

Jednym z zamysłów organizatorów festiwalu było zorganizowanie warsztatów  muzycznych: instrumentalnych, głosowych i z ekspresji scenicznej. Zaproszeni do prowadzenia warsztów mistrzowie to mocne charakterologicznie i rzemieślniczo postacie. Plan zajęć, które odbyły się w ciągu ostatniego tygodnia, można zaczać zgłębiać tutaj i tu

Sobotni koncert był podzielony na występy uczniów prowadzonych przez mistrzów, a w części głównej - samych mistrzów, występujących solo, w duetach i większych składach, które krystalizowały się na jammowyh spotkaniach owych twórców w minionym tygodniu, a nawet w ostatnich minutach przed występem. Improwizacja, komunikacja i muzyczny warsztat przyniosły dziś upragnione przez słuchaczy smaczne owoce.

Trzeba przyznać, że muzycznie ta edycja festiwalu była wielce interesująca. Poza znanymi w Polsce gwiazdami (jak Fresco) i personami niemal z mitologii (jak Psarantonis) wystąpili muzycy bardzo cenieni niekomercyjnie, ale właśnie kulturotwórczo.

I tu muszę, niestety, wytknąć jeden z błędów PR-owców festiwalu. Otóż Urszula Duzdziak (ze swoim zespołem) - skądinąd postać o  niepodważalnej estymie - została określona w programie i w komentarzach organizatorów jako jedyny polski akcent.  A tymczasem jako mistrzowie warsztatów uczestniczyli w tym wydarzeniu Agata Harz  (prowadząca klasę tradycyjnego śpiewu polskiego) oraz Michał Rychły (klasa słowiańskich fletów i piszczałek) ze swoim zespołem.

Agata Hartz zajmuje się tradycyjnym polskim śpiewem opartym na tzw. głosie białym.  Zadajmy sobie teraz pytanie: ilu Polaków jest w stanie wyobrazić sobie cokolwiek po usłyszeniu hasła: "tradycyjny biały śpiew polski"? Optymistycznie zakładam, że ze słowiańskimi piszczałkami i fletami sprawa wygląda nieco lepiej. A przecież każdy Polak słyszał kiedyś głęboki, przestrzenny niczym echo, przeciągający sylaby zaśpiew ludowy. Tyle że my - Polacy - sie od niego odwracamy. Nie chcemy słuchać naszej muzyki ludowej, chyba że przypakiem w radiu usłyszymy zwinny i supermelodjny kawałek Kapeli ze Wsi Warszawa (na marginesie: brawa dla nich).

Z perspektywy jazzoholika taki stan jest dla mnie bolesny. Z perspektywy Polki jest to dla mnie wyzwanie. Z perspektywy słuchacza warszawskiego Cross Culture jest to dla mnie zgadka. Bo dziś wystąpiło dwóch artysów - odległych kulturowo -którzy zdają się doceniać naszą rodzimą muzykę bardziej, niż my sami to robimy. Niestety, nawet muzycznie jestesmy dziećmi historii...

 Jako druga tego wieczoru mistrzyni wystąpiła szwedzka  skrzypaczka Maria Bojlundktóra między innymi twórczo wykorzystuje polskie tzw. tańce trójwymiarowe, które Szwedzi włączyli do swojej tradycji muzycznej.... już w XVI wieku. Dziś było słychać, że zrobili to skutecznie. Dziś Maria Bojlund swoją muzyką wypowiedziała Ikeowe "Tack Polen" - "Dziękujemy, Polsko". A ja pomyślałam: szlag, kiedy wreszcie my sobie sami podziękujemy...

Drugim artystą, który mógł dziś dać nam do myślenia, był mistrz tańca, śpiewu i ekspresji scenicznej z Wybrzeża Kości Słoniowej - Kouame Sereba. Grał dziś na łuku muzycznym. Instrument ten wygląda jak... łuk. Trzymana w poziomie jego ramię jest dźwiekowo podatne na zmianę średnicy oraz uderzenia czymś w rodzaju smyczka, cięciwa zaś wydaje rozmaite dźwięki, gdy grający np. na nią dmucha.  Wydawało by się: no cóż - to zapewne zręczne wykorzystanie łuku łowieckiego do urozmaicenia sobie czasu podczas żmudnych afrykańskich polowań. Właśnie: polowań. Historycy podejrzewają, że również polscy prapramyśliwi używali łuku go gry. Sereba zgrał w duecie z panią Herz, więc dziś mieliśmy okazję na przeniesienie do hipotetycznej, odegłej przeszłości naszej kultury: usłyszeliśmy duet ludowej śpiewaczki z Polski i "łucznika".

Tak, dziś znów okazało się, że ludziom jest do siebie blisko, gdy świadomie znajdą się w sferze muzyki.  I że ludzka wyobraźnia jest w stanie stworzyć w cudzej głowie piękne i ogromne swiaty.  Kouame Sereba tak wypowiedział się o pani Hartz: "In Poland I've discovered that world is really big, and all that happened due to this litlle woman". I teraz można by pisać długo o mnogości naprawdę poruszających dźwięków dziś zasłyszanych, ale sądzę, że dla tych którzy na koncercie nie byli, ta konstruktywna uwaga będzie najlepszym jego podsumowaniem.