Singer Jazz Festival 2015 w Pardon, To Tu

Autor: 
Maciej Krawiec
Autor zdjęcia: 
mat. organizatora

Dobiegła końca kolejna już edycja Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Od ubiegłego roku w jego ramach odbywa się również festiwal Singer Jazz. Gościem specjalnym był tym razem izraelski saksofonista i flecista Albert Beger, który na kolejnych koncertach spotykał się z polskimi artystami. Trzy z nich odbyły się na scenie klubu Pardon, To Tu: podczas tej nieformalnej rezydencji Beger wystąpił tam z braćmi Olesiami, wokalistką Elmą, a także triem Jachna/Tarwid/Karch.

Beger zaprezentował się jako muzyk mocno osadzony w post bopie i free jazzie, elokwentny w swojej grze, żywiołowy, a przede wszystkim świetnie komunikujący się z partnerami scenicznymi. Emanował empatią, otwartością na aktywne muzykowanie i emocjonalny przekaz. Czuło się, że uwielbia wchodzić w różne artystyczne interakcje.

Z trzech koncertów zagranych w Pardon, To Tu zdecydowanie najciekawiej wypadł występ Begera z grupą w składzie Wojciech Jachna na trąbce i flugelhornie, Grzegorz Tarwid na pianinie i Albert Karch na perkusji. Pierwszą część wypełniła gra tria, do którego później dołączył saksofonista. Cały koncert stanowił progresywną, niezwykle intrygującą muzyczną propozycję opartą na kompozycjach z rewelacyjnej płyty tria „Sundial”. Zawierają one z wolna wprowadzające w trans motywy, ale i pełne pasji ekstatyczne dźwiękowe eksplozje. W Pardon, To Tu muzycy dali sobie wiele wolności, by kreatywnie eksplorować je zarówno indywidualnie, jak i kolektywnie. Beger zaś z powodzeniem wpasował się w ich założenia i dodał intensywnej nowej barwy do brzmieniowej palety tria.

Wieczór, na którym saksofonista wystąpił razem z braćmi Olesiami, również przyniósł wiele muzycznej satysfakcji – zwłaszcza w jego drugiej części, kiedy to rosnące z każdą minutą wzajemne wyczucie artystów dawało im coraz więcej komfortu w swobodnym tworzeniu. Na ten koncert złożyły się kompozycje Begera, w których ważne były wyraziste, melodyjne, niewolne od komunikatywnego piękna tematy oraz energetyczna praca sekcji. Szczególnie warte uwagi były długie, namiętne partie solowe saksofonisty, którym zdawał oddawać się całym sobą. Z wielką klasą partnerowali mu Olesiowie, mądrze łącząc przewidywalną stabilność rytmu z fantazją zawieszeń pulsu, przejść między taktami czy gry solo.

Najmniej udany był improwizowany występ duetu Beger-Elma, który zdominowały archaiczne zabiegi elektroniczne artystki oraz brak równowagi między siłą instrumentów dętych Begera a płaskim syntetycznym brzmieniem wokalu. Elma dysponuje dużą wyobraźnią oraz interesującym głosem, którymi operuje w niebanalny sposób – wiedzą o tym znający jej debiutancką płytę „Hic Et Nunc”. Tam jednak słyszymy śpiew czysty, a także zespół złożony z wybitnych muzyków, z którymi tworzy ona spójny akustyczny przekaz. W duecie z Begerem wydała mi się wokalistką niezdolną jeszcze do utrzymania na swych barkach sytuacji, w której tak wiele zależy od spontanicznej inwencji, zwłaszcza że użyta przez nią technologia pozbawiła jej śpiewanie emocjonalnej humanistycznej głębi. Nie znaczy to, że nie było w ich występie momentów wartych uwagi – chwile swoistej „chemii”, gdy dwa muzyczne głosy składały się na przekonującą całość, miały miejsce, ale rozbudzane przez nie nadzieje szybko gasły, gdy raz po raz płynące ze sceny dźwięki budziły skojarzenia z wokalnymi żartami Bobby'ego McFerrina, elektronicznymi dokonaniami Urszuli Dudziak czy groteskowym szamaństwem Justyny Steczkowskiej.

 

Albert Beger był zatem współtwórcą trzech dalece odmiennych od siebie klubowych koncertów, w każdym prezentując własną wrażliwość i umiejętności od różnych stron. Muzyka improwizowana w swym duchu sprzyja scenicznym spotkaniom artystów, którzy wcześniej nie występowali ze sobą, i z całą pewnością jest w nich potencjał zdarzeń świeżych i wyjątkowych. Przy właściwym nastawieniu wykonawców i ich otwartości na dialog mogą to być niezapomniane doświadczenia zarówno dla nich samych, jak i dla publiczności. W ramach występów Begera w Warszawie chętnie bym jednak usłyszał go również z jego własnym zespołem – by poznać i takie oblicze tego muzyka.