Marcin Wasilewski Trio i Joakim Milder w Filharmonii Narodowej: doskonała muzyka i niedoskonała akustyka

Autor: 
Maciej Krawiec

Jazz i warszawska Filharmonia Narodowa – to połączenie, które ma piękną historię. Pierwsze festiwale Jazz Jamboree, rejestracja albumu Krzysztofa Komedy „Astigmatic”, wydany na płycie koncert grupy Constellation Michała Urbaniaka z 1973 roku – to tylko niektóre fakty, które nadają tej sali wyjątkowego znaczenia dla polskiego jazzu. Dlatego informację, iż trio Marcina Wasilewskiego razem z saksofonistą Joakimem Milderem wystąpi właśnie tam z programem ze swojej nowej płyty „Spark Of Life”, przyjąłem z entuzjazmem i nadzieją na szczególne emocje. I emocji podczas trwania tego koncertu odczułem istotnie wiele, lecz niestety nie wszystkie były pozytywne.

Większość repertuaru wypełniły kompozycje ze „Spark Of Life”, do których dodany został przebojowy „Night Train to You” z albumu „Faithful”. To, co tak bardzo podoba mi się na nowej płycie – porywająca zarówno w całości jak i detalu forma muzyczna, która jest wysmakowanym nośnikiem komunikatywnych emocji – na koncercie znalazło swoje naturalne rozwinięcie. Zespół miał więcej czasu na rozbudowane wypowiedzi, interesujące dialogi między sobą, spontaniczną eksplorację pomysłów. Podążanie za ich muzykowaniem to przygoda dla słuchacza, zawsze wielce satysfakcjonująca. Ucieszyła mnie zwłaszcza większa niż na albumie obecność Mildera: tam jest on na drugim planie, tutaj zaś wystąpił w większości utworów, prezentując ponadto kilka bardzo dobrych ekspresyjnych partii solowych.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie zła reżyseria dźwięku, która wypaczyła w dużej mierze brzmienie zespołu. Partie saksofonu i fortepianu bywały rozmyte i nieczytelne, kontrabasu prawie nie było słychać, zaś perkusja bez uzasadnienia dominowała nad dźwiękami pozostałych instrumentów. Po niedawnym koncercie tria RGG w Studiu im. Lutosławskiego, gdzie doskonale słyszalny był nawet najmniejszy muzyczny szmer dochodzący ze sceny, zetknięcie się z taką akustyczną fuszerką było dla mnie dużym zaskoczeniem. Te trudne do zaakceptowania niedogodności nie uczyniły jednak tak wiele zła, by koncert się nie spodobał. Wręcz przeciwnie – nie ulega wątpliwości, że muzycy wystąpili znakomicie. Żal jednak tych dźwięków, które nie wybrzmiały jak należy: tej klasy sztuka zasługuje przecież na najwyższe standardy produkcyjne.