Dźwięki ciał w ruchu - Hubert Zemler solo w Pardon, To Tu

Autor: 
Kajetan Prochyra

Dźwięk ciał w ruchu - tak muzykę określił fizyk, znany bardziej jako pianista i improwizator, Vijay Iyer. I właśnie tym był dla mnie wtorkowy koncert Huberta Zemlera solo w Pardon, To Tu. Między kompozycją a improwizacją, koncertem, spektaklem i żywą instalacją akustyczną. Moim zdaniem był to wieczór znakomity.

Hubert Zemler jaki jest - każdy widzi: dwie ręce, dwie nogi, korpus i głowa. Skromny, uśmiechnięty a przede wszystkim niezwykle aktywny na muzycznej scenie niezależnej. Bo przecież Slalom (niedawna premiera płytowa tria z Bartłomiejem Tycińskim i Bartoszem Weberem), Horny Trees (z Pawłem Szamburskim i Maciejem Trifonidisem), Piętnastka (z Piotrem Kurkiem) a ostatnio także międzynarodowy kwartet z Evanem Ziporynem, Wacławem Zimplem i Gyanem Riley. Dzieje się. Bo kto by nie chciał grać z perkusistą takim jak Zemler, który gdy gra, daje znać nie tylko o rytmie, ale przede wszystkim o własnej wyobraźni i wrażliwości.
18 stycznia 2011 roku Zemler zasiadł za perkusją w piwnicy Chłodnej25 - tak powstała jego solowa płyta „Moped” - jedna z najciekawszych płyt w wielobarwnym katalogu wydawnictwa LADO ABC (świętującego z resztą właśnie X-lecie swojego istnienia). O albumie tym miałem przyjemność pisać tutaj.

Wreszcie we wtorek nadarzyła się okazja by Zemlera-solistę zobaczyć na żywo. 
Koncert rozpoczął się utworem niemal wyłącznie na bębny - tomy, studnie, werbel i stopę - dodatkowo wytłumione położonymi na membranach kocami. Już po chwili fakt, że anatomiczna budowa Zemlera wydaje się być raczej standardowa, mógł być przez niektóry poddany w wątpliwość. Wielu z nas ma kłopoty by jednocześnie jedną ręką klepać się po głowie a drugą głaskać po brzuchu. Zemler zaś potrafi każdą część swojego ciała oddelegować do innego fragmentu złożonej, rozwijającej się w czasie rytmicznej struktury. Wprawione w ruch pałki szybko zaczęły przypominać chiński taniec z wachlarzami bojowymi. Sam rytm zdawał się zagrzewać do walki a może i opisywać pole bitwy z filmów Kurosawy. Było emocjonująco, barwnie i spektakularnie - dosłownie i w przenośni.

Kolejny utwór miał charakter bardziej swobodnej improwizacji. Z bębnów zrzucone zostały koce a koncert stał się momentami tak głośny, że niektórzy zaskoczeni widzowie na dźwięk ekspresyjnego uderzenia w werbel podskakiwali z miejsc. Utwór ten mógłby się nazywać „Zamykasz oczy” bo chyba każdy z zebranych w Pardon, To Tu słuchaczy na te kilka minut oddał swoje powieki we władanie tłukącego w bębny Huberta. Uderzenie w werbel - mrugnięcie. Tik, którego (przynajmniej ja) nie byłem w stanie opanować.

Bodaj ostatni utwór znów miał charakter zamkniętej kompozycji. Na perkusji pojawił się nawet metronom a Hubert odwrócił się w stronę afrykańskiego balafonu. Z minimalistycznego motywu zaczęło wyrastać muzyczne drzewo, melodyjne drzewo.

Ostatnia część koncertu była dla zebranych niespodzianką - na ścianie wyświetlony został kilkuminutowy film, autorstwa Michała Kudły - kalejdoskop ujęć przyrody, drzew, światła, wody i ognia - z muzyką zapowiadającą nową płytę Huberta Zemlera. Jak, ze szwajcarską dokładnością zapowiada autor: album ten „kiedyś się ukaże”. Po projekcji publiczność nie pozwoliła opuścić muzykowi sceny bez bisu.

Koncert solo, powie wielu, jest dla improwizatora zdobywaniem trudnego, niebezpiecznego szczytu. Aby się na to porywać trzeba być doświadczonym i jak najlepiej przygotowanym himalaistą. I z pewnością na muzycznej scenie istnieją perkusiści, którzy wyprzedzają w tym Zemlera, a każde ich samotne podejście do tego szczytu zakończone jest zdecydowanym i pewnym sukcesem - okraszonym niekiedy wytyczeniem zupełnie nowej do niego drogi.
I można było pewnie wtorkowego wieczora dosłyszeć momenty, w których Hubertowi omsknęła się noga, albo ręka puściła wspinaczy chwyt. Tylko, przyznać muszę - może dlatego, że za mało znam się na tej muzycznej wspinaczce - guzik mnie to obchodzi. Dla mnie koncert Zemlera nie był wspinaniem się na jakiś szczyt a improwizowanym spektaklem na temat dźwięku ciał w ruchu: jak ciało, umysł może reagować na dźwięk, który pojawia się w danej chwili i doprasza się odpowiedzi. Jak balansować można między kompozycją i improwizacją, rytmem i melodią, muzyką i emocją. I nawet jeśli kompozycja, którą usłyszeliśmy w zaprezentowanym pod koniec wieczoru filmie była bardziej dopracowana, oczyszczona, wolna od ewentualnych pomyłek - we mnie wywołała dużo mniej emocji niż żywa wspinaczka Huberta Zemlera. Właśnie takich emocji szukam w żywym kontakcie z muzyką.