Marcin Olak Poczytalny - Dziub-dziub a sprawa polska

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

„A kto widział Dziub Dziuba? Jak wygląda Dziub Dziub?”

Rozmawiam z kumplem. Przez telefon, bo przecież zostajemy w domu. To ma sens, ale brakuje normalnych spotkań. Całe szczęście, że telefony, że internet… Rozmawiamy, rzecz jasna, o wirusie, o tym, jak nas zhackował. Co się pozmieniało, co rozsypało, co już chyba nigdy nie będzie takie jak było. I o ludziach, bo może ktoś znalazł sposób, żeby sobie ciut lepiej poradzić. Albo ze zwykłej, ludzkiej ciekawości. Ot, gadamy – ale w tej rozmowie zaczyna nam się coś rysować…

Zaczęło się niewinnie, na pograniczu żartu. Rzecz dzieje się się na początku tego zamieszania, epidemia właśnie pojawiła się w Chinach, w Wuhan, i właśnie trafiła do mediów. Otóż kumpel ma znajomego, który ma kolegę, którego żona czy dziewczyna – nie pamiętam dokładnie – wróciła z Tajlandii. Otóż ta para żyła sobie spokojnie, aż do wybuchu epidemii, kiedy to… Tu ważne zastrzeżenie: kolega znajomego kumpla piastuje jakieś tam stanowisko, co sugerowałoby jakieś wykształcenie, inteligencję i obycie. Może nawet klasę. I tenże dżentelmen w dniu wybuchu epidemii poprosił swoją partnerkę, żeby na wszelki wypadek przeniosła się do innego pokoju. Nie, ona nie wróciła właśnie z Chin. Tak, Tajlandia też jest w Azji, ale niezbyt blisko Wuhan. Dziewczyna ma spać w innym pokoju, bo wirus pojawił się jakiś tysiąc kilometrów od miejsca, w którym była. No mistrz! Śmiejemy się, przecież – no, nazwijmy to po imieniu – głupota, zabobon i przypał jak się patrzy. To jeszcze powinien nie pozwolić jej korzystać ze wspólnej kuchni czy toalety! Strach mu rozum odebrał. Strach przed obcym, innym, niezrozumianym… Po chwili śmiech zamiera nam na ustach, bo komuś się skojarzyło, że przecież to już było. Kiedyś ludzie tak się bali, że byli gotowi robić dużo gorsze rzeczy. Przed wojną faszyści twierdzili, że Żydzi przenoszą choroby i wszy. Dlatego, że są Żydami, wtedy to wystarczyło. A na to nakłada się informacja o pobiciu Azjaty, tylko dlatego, że był Azjatą. Bo koronawirus też przyszedł z Azji. Chiny, Tajlandia, Indie, Japonia, co za różnica. I świadomość, że typ z tego samego powodu wyprosił swoją partnerkę do innej sypialni. Ten sam mental, ta sama parodia rozumowania. Śmiech zamiera na ustach. Zgroza.

Jakby ten cholerny wirus miał taki malutki dzióbek – ba, może nawet jest Dziub-dziubem we własnej osobie. I pomalutku wydziobywał ludziom zdrowy rozsądek. Albo jakieś resztki przyzwoitości, który na co dzień trzymały w karbach takie idiotyzmy. Bo co można powiedzieć o ludziach, którzy z okazji koronaferii spotykają się na imprezkach, albo o pani, która urządziła dyskotekę, bo przecież ludzie kupili bilety? Albo o takich, co wychodzą ze szpitala, pomimo zdiagnozowanej infekcji, bo muszą do sklepu, do znajomych, po piwko? Albo z pełnym wachlarzem objawów idą do pracy, nie myśląc, że przecież mogą kogoś zarazić? No Dziub-dziub jak nic. Zgroza.

 

Rzadko oglądam wiadomości, ale i tak docierają do mnie wypowiedzi przedstawicieli rządzącej partii, że wybory w terminie, że nie ma podstaw by przekładać… No, to już jest jakaś masakra, to się przecież nie zgadza z niczym. Z konstytucją, ze zdrowym rozsądkiem, z elementarną przyzwoitością. Wydawać by się mogło, że w obecnej sytuacji wypadałoby wydobywać z siebie tyle dobra ile tylko można, żeby jakoś z tym wszystkim sobie poradzić… Na szczęście jest mnóstwo takich ruchów – i super, nie dość, że robią cudowne rzeczy, to jeszcze pomagają mi zachować resztki wiary w gatunek ludzki. I chciałoby się, żeby ci, którzy pełnią najważniejsze urzędy byli przykładem, może nawet inspiracją… Dobra, przesadziłem. Żeby chociaż byli w elementarnym stopniu przyzwoici. Żeby choć nie szkodzili. Nie aż tak… 

Tak, jasne, przecież miało być o muzyce. Pisząc ten tekst słucham Juliana Lage, „Love Hurts”. To po prostu dobra muzyka, nie wiąże się w żaden sposób z tematem dzisiejszego felietonu. Po prostu słucham jej z przyjemnością, a takie małe przyjemności nabierają ostatnio coraz większego znaczenia. To jakoś pomaga mi złapać dystans, spojrzeć z innej perspektywy.

I uwierzyć, że ludzi dobrej woli jest więcej.