Marcin Olak Poczytalny - A dlaczego?

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Ostatnio trafiło do mnie kilka naprawdę dobrych płyt, i muszę przyznać, że mam z tym kłopot. Otóż po prostu brakuje mi czasu na słuchanie muzyki. Jestem w stanie w spokoju posłuchać w ciągu tygodnia kilku płyt od początku do końca, ale w wypadku tej muzyki to po prostu nie wystarcza. Artyści zagrali zbyt złożone rzeczy, żebym był w stanie usłyszeć je wszystkie za pierwszym razem – nie mam szans. Chciałbym każdy album potrzymać tak przynajmniej z miesiąc w odtwarzaczu, dać sobie i muzyce czas… tyle, że tego czasu mi brakuje. Czyli muszę wybierać.

Ostatnio wybrałem „Code Girl” Mary Halvorson. Słucham nagrań tej gitarzystki już od jakiegoś czasu, i kiedy ukazuje się coś nowego staram się zapoznać z nowymi dźwiękami jak najszybciej. Wybór był na szczęście dość prosty, po prostu lubię ten typ grania i cenię twórczość Halvorson. Płyta od jakiegoś czasu nie opuszcza mojego odtwarzacza, a ja przy każdym kolejnym odtworzeniu odkrywam nowe powody, dla których chcę do tych dźwięków wracać. Chcę i wracam, choć to przecież nie jest prosta w słuchaniu płyta. Halvorson nie gra ładnie, nie stara się podobać. Przy którymś kolejnym odtworzeniu złapałem się na nuceniu tematów, ale to nie są melodie łatwo wpadające w ucho – raczej atonalne łamańce. Zatem dlaczego?

No tak, nie napisałem o jednej z najbardziej podstawowych spraw. „Code Girl” to płyta z piosenkami. Tak, z piosenkami. Nietypowymi, trudnymi do zanucenia – ale niewątpliwie to piosenki. Jeśli ktoś zna trochę twórczość Halvorson, to w zasadzie to jest zupełnie wystarczający powód, żeby po ten album sięgnąć. Bo piosenki to chyba ostatnia rzecz, której po tej artystce bym się spodziewał. Przyzwyczaiłem się już do eksperymentów Halvorson, spodziewałem się naprawdę trudnej muzyki – bezlitosnych dekonstrukcji, grania przeciwko wszelkim konwencjom. A tymczasem ta płyta to piosenki. Zaskakujące, o nieoczywistych melodiach, radykalnie przetwarzanych – ale jednak piosenki. Nie, nie napiszę jak do tego tematu podeszła Halvorson, nie odbiorę Państwu przyjemności samodzielnego odkrycia tych dźwięków. Tego po prostu trzeba posłuchać samemu… No to słucham. I uświadamiam sobie, że do tej płyty przyciąga mnie między innymi nieprzewidywalność. A ta artystka potrafi zaskakiwać jak nikt. Niby znam jej kilka poprzednich płyt, a wciąż jestem ciekaw, co się wydarzy na następnym albumie.

Co więcej, ta płyta jest tak złożona, że nie jestem w stanie wszystkiego usłyszeć za pierwszym razem. Im dłużej słucham, tym więcej szczegółów zauważam, tym lepiej się bawię. Mam satysfakcję z odkrywania kolejnych poziomów, zauważania kolejnych zależności. A jest co zauważać – na płycie, oprócz Halvorson, zagrali Tomas Fujiwara i Michael Formanek, z którymi artystka gra nie od dziś, więc komunikacja między nimi jest wprost telepatyczna. I Ambrose Akinmusire. I zjawiskowa wokalistka, Amirtha Kidambi – jej wcześniej nie znałem, ale czym prędzej nadrobię zaległości. Jak tylko „Code Girl” przestanie okupować mój odtwarzacz.

To dziwne, od dawna nie skupiałem się aż tak na płycie. Zazwyczaj muzyka była dla mnie pretekstem lub komentarzem do jakiegoś ogólniejszego tematu. A ta płyta za nic nie chce stać się punktem wyjścia, absorbuje bez reszty. No dobrze, poddaję się tej absorpcji. Godzę się z tym, że po prostu piszę o płycie, bo dawno nie słyszałem tak ciekawej wypowiedzi.

Ta płyta nie słucha się sama, wymaga od słuchacza zaangażowania: skupienia, uwagi i świadomości. W tym sensie jest przeciwieństwem muzyki rozrywkowej, tak łatwej odbiorze, że już bardziej chyba się nie da. Nie mogę tu po prostu pozwolić się rozerwać, muszę świadomie słuchać, odkrywać, nazywać… A ja lubię wyzwania, bawi mnie odkrywanie, nie chcę słuchać biernie. Do tego ta płyta zostawia niedosyt, po prostu mam ochotę posłuchać jej jeszcze raz. I jeszcze.

I, co ciekawe, nie mam wrażenia, że przecież czas ucieka, że mógłbym przez ten czas posłuchać kilku innych płyt. Może pobieżnie, ale jednak zapoznałbym się z kilkoma nowymi projektami… Nie, jednak nie. Nie chcę, nie lubię słuchać pobieżnie. Wolę pomału, dokładnie, uważnie. I zdecydowanie lubię takie płyty, których w taki sposób mogę słuchać.