Plastik jest świetny by przechowywać w nim pół litra wody, ale nie da się ująć w nim całego oceanu - rozmowa z Patem Metheny

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

O projecie "Orchestrion", muzyce elektronicznej, polityce oraz różnych zastosowaniach plastiku z Patem Metheny, przy okazji premiery jego nowej płyty "The Orchestrion Project" rozmawia Kajetan Prochyra.

Przepraszam, że zacznę od najbardziej banalnego i oczywistego pytania, ale trudno mi wyrzucić je z głowy: jakie to uczucie grać na Orchestrionie? Czy da się to z czymkolwiek porównać?

To bardzo dobre pytania, bo o to po w sporej mierze chodziło w tym projekcie: Orchestrion cieżko porównać z czymkolwiek. Latami proszono mnie bym grał koncerty solo. Jednak, prawdę mówiąc, umiarkowanie mnie to interesowało - chyba że mógłbym przy tej okazji zrobić coś zupełnie wyjątkowego. Co innego niż wyjść z gitarą, usiąść po środku i zacząć grać. Tego typu mechaniczna muzyka interesowała mnie właściwie od dzieciństwa (ojciec Pata trzymał w piwnicy pianolę - przyp. KP). W pewien sposób sam pomysł na Orchestrion jest dość oczywisty, jednak nikt wcześniej go nie zrealizował.

Pytasz jakie to uczucie grać na Orchestrionie? Wstrząsające! Prawie nikt nie potrafi patrzeć na mnie kiedy gram i powstrzymać się od śmiechu - bo to po prostu bardzo zabawnie wygląda. Powiem więcej: to cholernie śmieszne. A gdy muzyka zaczyna się naprawdę rozkręcać wydaje się to wprost niewiarygodne. "Zaraz, jak to w ogóle jest możliwe?". Mój odbiór tego jest podobny. Sam mam sporą frajdę obserwując reakcje publiczności. A poza tym... Wiesz... Jestem bardzo szczęśliwy i bardzo wdzięczny za karierę jaka spotkała mnie jako muzyka, ale zasadniczo, po prostu stoję na scenie. Zbyt wiele wokół mnie się nie dzieje. Po prostu gram. Taki koncert, z bardzo silnym elementem wizualnym, jest dla mnie bardzo intensywnym przeżyciem.

Rozwijając ten projekt na koncertach pojawiło się bardzo wiele nowych pomysłów i rozwiązań, dlatego bardzo się cieszę, że mogłem zarejestrować także album koncertowy. Oczywiście z pierwszej płyty Orchestrionu też jestem zadowolony - to były pierwsze kroki. Nowa płyta została nagrana podczas ostatniego koncertu trasy. Mogłem wtedy grać zarówno skomponowany materiał jak i improwizować.

Jak długo zajęło Ci opanowanie tego instrumentu?

Wiesz, jak to w życiu bywa, deadline doskonale wymusił na mnie koncentrację. Miałem określony czas na realizację tego projektu. Dziś, jeśli chcę gdzieś zagrać koncert, muszę planować go z rocznym albo i dwuletnim wyprzedzeniem. Kiedy ogłosiłem, że chcę zrealizować takie przedsięwzięcie trasa i nagranie płyty było już zaplanowane - a ja nie miałem jeszcze pewności czy to w ogóle zadziała. Według planu miałem mieć 3 miesiące na to by nauczyć sie grać i napisać muzykę. Poszczególne części Orchestrionu wykonywali różni konstruktorzy. Ich cechą wspólną było jednak to, że żaden nie dotrzymał obiecanego terminu. Gdy wreszcie wszystkie elementy trafiły do mojego domu zostało mi około 2 miesięcy pracy. Praktycznie nie zostało już czasu na sen. Ale udało się.

Kiedy album był już gotowy przyszła kolej na trasę koncertową, a to wymagało zupełnie odrębnego przygotowania. Ten etap był jednak całkiem przyjemny. Rozstawiliśmy Orchestrion w kościele na Greenpointcie. Jeździłem tam codziennie na 10-12 godzin i sprawdzałem jak mogę zagrać na tym koncert. Dopiero wtedy miałem rzeczywiście okazję poćwiczyć na instrumencie.

Podejrzewam, że poznawanie i relacje z kolejnymi konstruktorami, wynalazcami było dla Ciebie sporą frajdą. To muszą być ciekawi ludzie.

O tak! I co zabawne, wogóle się ze spbą nie znali. Każdy z nich myślał, że tylko on robi takie instrumenty. Ponieważ interesowałem się tym dość długo, znałem jednego, drugiego, dziesiątego. Teraz poznałem kolejnych 7 wariatów, rozsianych po rożnych miejscach naszej planety, którzy teraz konstruują dla mnie nowe instrumenty.

Czy to znaczy, że będzie nowy Orchestrion? Czy planujesz jeszcze wyruszyć z nim w kolejną trasę?

Tak, bardzo bym chciał, ale nie nastąpi to zbyt szybko - może za jakieś 3-4 lata. Teraz staram się włączać Orchestrion w inne moje projekty. Tak było i w ostatnim przypadku (na płycie "Unity Band" znalazł się utwór "Signals (Orchestrion Suite)", w której muzycy kwartetu Metheny'ego improwizują przy użyciu elementów Orchestrionu - przyp. KP). Łączenie go z grę zespołu bardzo mnie interesuje i chcę to rozwijać.

Wspomniałeś o wizualnej stronie Orchestrionu. Jak wielką wagę przywiązujesz do tego jak wyglądają Twoje koncerty?

Od blisko 50 lat wychodzę na scenę i gram dla publiczności. Nie ma dla mnie różnicy czy gram solo, w trio czy np. z Orchestrionem - zawsze jestem bardzo świadomy tego, że ludzie poświęcili swoj czas i pieniądze na to by posłuchać muzyki. Nawet jeśli stoisz w ostatnim rzędzie, przed koncertem pewnie wziąłeś prysznic, pojechałeś po swoją dziewczynę, potem staliście w kolejce - zasadniczo zrobiliście sporo by sie ze mną spotkać. To zasługuje na uwagę i szacunek. Jeśli na koncercie bedą światła, chce wiedzieć jakie to będą światła. Jeśli sala jest duża, staram się by dystans między nami był możliwie niewielki. Nie chodzi tylko o to jak koncert wygląda, ale gdzie i jak funkcjonujesz w tej przestrzeni. Jest milion elementów, które podczas koncertu otaczają muzykę i staram się mieć je pod kontrolą, jednak kiedy tylko zaczynam grać, wszystko to przestaje się liczyć. Gram i staram się zrobić co w mojej mocy by muzyka, którą słyszy publiczność była jak najlepsza - taka, jaką ja chcę by była. Reszta jest zagdaką. Nie wiem co w danej chwili czuje facet w czwartym rzędzie i, prawdę mówiąc, nie zastanawiam się nad tym. Jesteśmy w tym razem i wszyscy chcemy wynieść z tego doświadczenia jak najwiecej.

Patrząc w Twoją dyskografię zastanawiałem się w jakiej muzycznej sytuacji jeszcze Cię nie słyszeliśmy. Pomyślałem, że taką przestrzenią jest muzyka elektroniczna, która teraz rozwija się bardzo intensywnie. Czy ciekawi Cie ta scena? Czy widzisz się w duecie z laptopowcem?

Z całym szacunkiem, ale byłem na pierwszej linii frontu muzyki elektronicznej od późnych lat 70tych. Oczywiście dziś każdy ma swojego laptopa i wyglada to trochę inaczej, ale mówiąc szczerze, słysząc większości tych produkcji ogarnia mnie raczej pusty śmiech. To co mnie ciekawi, to czego sam szukam to sytuacja, w której mając te wszystkie niesamowite narzędzia i możliwości, wyjdziemy poza bom bom bom bom bom na spodzie każdego z tych numerów! Dlaczego musi to być takie podstawowe? Tak, dość bacznie obserwuje co dzieje się na scenie IDM (inteligent dance music - przyp. KP) czy jakkolwiek ją nazwiemy. Jednak cały czas brakuje mi... Melodii i harmonii (śmiech). Tak, w warstwie rytmicznej jest tam sporo świetnych pomysłów, ale by muzyka była dla mnie interesująca konieczny jest ten podstawowy balans między wszystkimi jej elementami. Tego mi brakuje. Mam 14letniego syna, który jest bardzo wkręcony w ten świat i słucham wszystkiego co przynosi i wiele z tych rzeczy mi się podoba - szczególnie ta spontaniczność panująca w kulturze dj'skiej - ale chcę muzyki, chcę akordów, chcę słyszeć, że ten ktoś przy komputerze rzeczywiście rozumie muzykę Bacha, Szostakowicza, Charliego Parkera...

Z mojego dośćiadczenia różnych kolaboracji, jeśli nie mam z kimś wspólnych zainteresowań, wspólnego zrozumienia dla chociażby bebopu - szybko taka współpraca przestaje być dla mnie ciekawa. Tak było z Joni Mitchell czy Davidem Bowie. Było fajnie, ale po dłuższej chwili okazało się, że niewiele mamy ze sobą wspólnego. Oczywiście oni  mają ogromną wiedzę dotyczącą innych dziedzin, o których ja nie mam pojęcia. Tak jest i z kulturą laptopową.

Orchestrion jest w pewnym sensie moją odpowiedzią na... świat głośników i słuchawek. Dla mnie głośniki mają swoje istotne ograniczenia. Odbieranie muzyki tylko przez głośniki i słuchawki jest tak samo fałszywe jak próba tłumaczenia całej fizyki na przykładzie plastiku. Jak opisać wielkie sekwoje w Kalifornii posilkując się tylko plastikiem? Nie da się. Myślę, że ludzie to wkrótce zrozumieją. Może zajmie to kolejne 10 lat, ale dźwięk, który dobiega do nas z głośników to właśnie plastik. Plastik jest świetny by przechowywać w nim np. pół litra wody, ale nie da się ująć w nim całego oceanu.

Mam teraz bardzo mądre pytanie, tak mądre, że muszę posłużyć się cytatem. Te słowa wypowiedział Junot Diaz, pisarz (autor m.in. powieści "Krótkie i niezwykłe życie Oscara Wao", laureat wielu wyróżnień w tym stypendium MacArthura - przyp. KP). "To, czym zajmuje się jako artysta, polega na wynajmowaniu w kulturze ciszy, przestrzenie, w których ludzie nie chcą rozmawiać. Znajduje je i zaczynam w nich budować. Artyści wszcynają rozmowy, których ludzie nie chcą prowadzić, wskazują pałacem na to, czego nikt nie ma ochoty oglądać.". Diaz mówił o pisaniu i w sporej mierze odnosił to do koncepcji Nowej Ameryki (w uproszczeniu: redefiniowaniu kultury i społeczeństwa amerykańskiego, uwzględniając jego wielokulturowości). Wydaje mi się jednak, że ta myśl idzie dużo dalej i, że w pewien sposób można ją odnieść także do Twojej pracy.

Świetny cytat. [po dłuższej chwili ciszy] Jest wiele sposobów w jaki można iść przez życie - w tym jako artysta. Większość twórców podczas tej drogi zmienia się, skręca, przyspiesza i zwalnia. W ogromnej mierze związane jest to z kulturą, w której przyszło im żyć. Co i rusz dochodzisz do miejsc, w których możesz coś albo przyjąć, albo odrzucić. W moim życiu chodziło głownie o to pierwsze. Starałem się wykorzystywać i przetwarzać to co trafiało w moje ręce najlepiej jak potrafiłem. Coraz lepiej zrozumieć to, co jest nam dane - np. wspomniane już rytm, melodię i harmonię. Często jednak rozmowa staje się głosem w dyskusji politycznej. Tak jest także z przytoczonymi przez Ciebie słowami. W sporej mierze przez całą moją karierę unikałem tego, nie chciałem głosić politycznych deklaracji. Wolałem by muzyka broniła się sama. I wydaje mi się, że był to dobry wybór.

Kiedy słucham teraz moich starych nagrań, wciąż wydają mi się żywe. Kiedy słyszę "Bright Size Life" nie załamuję rąk, nie pytam "co ja sobie myślałem?" To był prawdziwy, uczciwy sposób przekazania tego, co wtedy chciałem powiedzieć. Chcę przez to powiedzieć, że przez cały ten czas nie musiałem rysować linii na piasku i oświadczać: jestem artystą - jest tak a tak. Cały czas szukam i wszystkim co robię, staram się opisać lepiej to, co znajduję.

Mam też poczucie, że to co robię ma pewne czasowe zakrzywienie. Co to znaczy? Dziś myśle, że "Bright Size Life" było dość radykalną propozycją jak na swoje czasy. W dodatku tak też mówi się teraz o tej płycie. Ale 15 lat po tym jak ją nagraliśmy - nikt tak nie uważał. Kiedy album miał swoją premierę, został praktycznie niezauważony. I ta historia powtarza się bardzo, bardzo często. Nie mam tu na myśli tylko swojej muzyki. Często ludzie potrzebują 10, 15 lat, żeby dostrzec o co w tym tak naprawdę chodzi. Wracając do Twojego cytatu: nie potrafię powiedzieć jak ma się to do mojej pracy. Zobaczymy za jakiś czas.