Marcin Olak Poczytalny

Marcin Olak Poczytalny: Truskawki

Pamiętam kilka lekcji z historii, typu „Sytuacja w Europie przed wybuchem wojny światowej”. Zazwyczaj polegało to na tym, że do władzy dochodzili z jednej strony populiści, gotowi zrobić wszystko dla władzy, a z drugiej strony „ludzie z wizją”. Wiesz, tacy, którzy chcieli coś zjednoczyć, podbić, wyzwolić, którzy mieli jakąś „wyższą rację”, którzy chcieli kształtować przyszłość. No i, cholera, ukształtowali. Zawsze tam był rozdział o nastrojach społecznych, żeby jakoś wytłumaczyć, jakim cudem ich wybrano, dlaczego ktokolwiek za tym poszedł. Brzmi trochę za bardzo znajomo.

Marcin Olak Poczytalny: Śniadanie

Hotel, cichy poranek. W zasadzie przedpołudnie, te ciężkie zasłony skutecznie wyciemniały pokój, słońce uderzyło mnie dopiero, kiedy jakoś wstałem i odsłoniłem okno. Dobra, zaspałem. Może jeszcze zdążę na śniadanie. A nawet jeśli nie, to nie szkodzi. Do końca doby hotelowej jeszcze chwila, ogarnę to. Łyk zimnej kawy, słuchawki na uszy, żeby jakiś rytm. Zbieram się.

Marcin Olak Poczytalny: Na prochach

Leżę. Zgodnie z zaleceniem lekarza stopniowo zjadam antybiotyk, a ten z kolei zjada chorobę we mnie. Przynajmniej taki jest plan. 

Marcin Olak Poczytalny: Murolo

Kolega zadzwonił. Że trzeba szybko nagrać gitarę do filmu, do piosenki neapolitańskiej. Że granie w zasadzie proste, ale trzeba uważnie, z wyczuciem. I że na gitarze klasycznej. Następnego dnia miałem wolne przedpołudnie, umówiliśmy się. Dostałem link do referencyjnego nagrania.

Marcin Olak Poczytalny: Ciemniej.

To było tuż przed jakimś koncertem, chyba tydzień temu.

 

Marcin Olak Poczytalny: Nic Takiego

Już ciemno. Zimno. Spadło trochę śniegu. Odgarnąłem z podjazdu. Kilka minut, nawet się nie zdążyłem zmęczyć. Nic takiego. Stoję z tą łopatą, czekam. Patrzę w górę, może jeszcze coś spadnie?  Nie, nie spada, dziwne. Ja wiem, przy tych zmianach klimatu nie ma co za bardzo liczyć na śnieg, ale żeby choć jakiś meteoryt… Dobra, poczekam jeszcze chwilę, może coś?

Marcin Olak Poczytalny: Nadmiar

Dzwoneczki w marketach dzwonią na całego. Prezenty, kapusta, grzyby, ryby, bombki, światełka, renifery, wszystko. W nadmiarze. Nadmiar się rozdyma i robi się jeszcze bardziej potężny, wszechogarniający, wszystkomający… Dzyń, dzyń.

 

Marcin Olak Poczytalny: Deska

Siedzę w dość obskurnej kawiarence przy skateparku. Jakoś tak wyszło, że tu siedzę. A że obskurnie? Myślę, że pewnie ma coś wspólnego ze stylem. Takim trochę podziemnym, że niby bunt, że off, że to poza głównym nurtem, no wiesz. Jasne, wiem. Napoje kosztują tyle samo, co w innych knajpach, tylko wybór mniejszy. Za to ceny w skejtszopie na pewno nie są jakoś szczególnie podziemne.

Marcin Olak Poczytalny: Szary

Hotel. Za oknem szaro. Tak naprawdę szaro, jakby ktoś przykrył wszystko burą, brudną szmatą. W hotelu zaraz będą dawać śniadanie. Zamykam okno, głośno, hotel jest przy trasie. Zresztą z to i tak nie jest jakoś przesadnie świeże powietrze. Chrzanić to. Słucham muzyki. Marvin Gaye, What’s Going On. Taki stary soul. Zaangażowany.

Marcin Olak Poczytalny: Na zderzaku

Wieczór, taki późny. Wracamy z koncertu. Kolega prowadzi, dobrze, spokojnie. Droga jest zupełnie pusta, tylko my i jakieś dwa samochody daleko przed nami. Na autostradzie. A ten drugi samochód siedzi temu pierwszemu na zderzaku. Naprawdę blisko. To wygląda po prostu idiotycznie, przecież cholerna droga jest p u s t a! Obaj zwracamy na to uwagę, patrzymy. A tamten podjechał naprawdę blisko, jakby chciał pogonić, zepchnąć?

Strony