Krakowska Jesień Jazzowa: Prophetic Fall - Strycharski, Wójciński i Szpura - między buddyjską medytacją a jungle fever

Autor: 
Bartosz Adamczak
Autor zdjęcia: 
mat organizatora
Na gorąco spisuję tych słów kilka o koncercie Prophetic Fall ale napiety harmonogram koncertowy tego tygodnia nie pozwoli raczej na złapanie oddechu i dystansu a tymczasem o koncercie Dominika Strycharskiego, Ksawerego Wójcińskiego oraz Pawła Szpury napisać trzeba i to jasno i wyraźnie – był znakomity.
 
Freejazzowa scena stoi niezliczoną ilością pianoless trio, które często brzmią niestety bardzo podobnie kiedy receptą na free staje się saksofonowe przędęcie bez większego pomysłu. Flet, zwłaszcza prosty, wydaje się być wyjątkowo nie (free)jazzowym instrumentem jednak Dominik Strycharski ze swoim arsenałem (od fletu basowego wielkości saksofonu tenorowego po fujarkę) pokazuje, że instrumentu nie należy lekceważyć. Ograniczenia dynamiczne są rekompensowane wielością barw i świeżością brzmienia. Szarpane wibrato, przydźwięki i świsty, gwizdy, dwutony, echa etniczne ale też i funkowe – gra Strycharskiego jest zarówno melodyczna jak i szalona. 
Do tego należy dodać sekcję rytmiczną z gatunku samograj. W rękach Ksawerego kontrabas sam tańczy groovem (ostatnio szlify zdobywa u samego Charlesa Gayle'a), a Paweł Szpura potrafi naładować bębny plemienną, transową energią (dość pomyśleć o projekcie Wovoka). Nie przeszkadza bynajmniej, że sekcja jest podstawą jednego z najbardziej cenionych zespołów polskiej sceny jazzowej czyli HERY, wyborne zgranie duetu jest kwestią bezsporną.
 
Trio zagrało trzy dłuższe improwizacje. Rozpięte muzycznie między buddyjską medytacją (dronowe, wibrujące tony kontrabasu traktowanego smykiem) a prawdziwą jungle fever – szaloną, dziką i radosną, free jazzową galopadą. Raz rozpędzeni byli nie do zatrzymania. Trzej wojownicy, z ułańską fantazją. Prawdziwie męskie granie.
 
Koncert należał do najbardziej energetycznych i ekscytujacych momentów tego festiwalu. Duma rozpiera, że taki koncert reprezentuje polską scenę i otwiera najważniejszy tydzień festiwalu, krakowska publiczność chyba zbiera siły na następne dni bo stawiła się na koncercie w składzie okrojonym – to był błąd. Wielbłąd nawet bo taki koncert powinien tylko dostarczyć więcej energii potrzebnej do przetrwania nadciągającego maratonu.
 
Przy okazji koncertu miała miejsce premiera płyty tria wydanej nakładem Not Two Records – kto był, przekonywać do zakupu nie trzeba było, kto nie był, może dzięki płycie przekonać się, że warto być było.