Recenzje

  • HIC ET NUNC

    Pozornie nie wiem o Niej nic, a zarazem wszystko, co jest mi potrzebne, by stwierdzić, że debiutuje w znakomitym stylu i znakomitym towarzystwie.

    Zanim jednak o tym "jak" słyszymy parę słów o tym "co" słyszymy. Przeważająca część kompozycji, które znalazły się na albumie "Hic et Nunc" to utwory napisane przez samą wokalistkę. Enigmatyczne i lakoniczne nazwy sprawiają, że odkrywamy je z jeszcze większą ciekawością. Słuchamy również kompozycji kontrabasisty Macieja Grabowskiego oraz fińskiego trębacza Verneriego Pohjola.

  • The Livelove Series Volume 1: January 1975

    Jeśli ktoś czasem rzuci oparty na stereotypie żart o przesadnej dokładności niemieckiego narodu, niech ma w pamięci, że dzięki ich do dziś zachowanym archiwom można świetnie poznać muzycznych wszechświat przeszłości. Taką oczywistą oczywistością jest Beat Club, studio telewizyjne, które udokumentowało w formacie wideo występy setek zespołów. Kolejnym tytanem jest ulokowane na północnym-zachodzie kraju radio Bremen, które skrupulatnie przechowywało liczne występy.

  • New Song

    W świecie muzyki rozróżniamy dwa gatunki – muzyków i wokalistki. Wokalistka stawia pianiście tekst na pulpicie i każe grać. Instrumentalista za to gra szybko, dużo i z sensem. Zwykły odbiorca woli wokalistki ze zwrotką i refrenem, a najlepiej, żeby takie śpiewające po polsku. Dlatego jazz jest muzyką dla ludzi bardzo inteligentnych, bardzo świadomych i wykształconych. A co, jeśli instrumentalista zje wokalistkę? Oczywiście, raczej jest to nie do zrobienia, ale… Co, gdyby?

  • Double Windsor

    O tym, że Sylvie Courvoisier jest pianistką wybitną, nie trzeba nikogo przekonywać. Ja ostatnio miałem wielkie szczęście utwierdzić się w tym przekonaniu na fantastycznym koncercie, jaki zagrała w duecie z Markiem Feldmanem na początku listopada w Warszawie w ramach Mózg Festival. Słuszność takiej właśnie oceny sztuki Courvoisier potwierdza również jej najnowsza płyta pt. „Double Windsor”, którą nagrała w klasycznym jazzowym instrumentarium: fortepian, kontrabas, perkusja.

  • BAABA "EasterChristmas"

    Choć od czasów "Disco Externo" zmieniło się wiele (łącznie z roszadą w składzie), wciąż sporo o muzyce Baaby mówi singiel „Things I'm Not”. To winylowe wydawnictwo zawierało dwa remiksy utworów warszawskiej grupy autorstwa Maxa Tundry i zespołu Deerhoof. I rzeczywiście – materie, na których pracują artyści trochę się różnią, ale sposób podejścia do komponowania jest już dość podobny.

  • Live In Concert

    Gdyby ten koncert był grany w lato na miejskim rynku, bawiłbym się setnie. Gdy słucham takiego grania z płyty, zastanawiam się, kiedy się skończy i będę mógł włączyć coś ciekawszego. Mówiąc krótko – płyta jest zawodem, ale i nie zaskakuje w obliczu innych, wydawanych przez ACT Music albumów. Dokąd zmierza ten label?

  • Ask the Dust

    Improwizatorski background, rockowa energia i dość zaskakująca tendencja do porządkowania materiału w opowieści. Lotto to trio, któremu zdecydowanie warto się przyglądać. Nie tylko ze względu na nazwiska.

  • Maja S.K. Ratkje "Maja S.K. Ratkje in dialogue with Eugeniusz Rudnik"

    Trwa moda na Studio Eksperymentalne Polskiego Radio. I bardzo dobrze. Tym bardziej, że część z projektów mających na celu przypomnienie pionierskiego dorobku polskich – upraszczam – elektroakustyków przynosi naprawdę ciekawe rezultaty.

  • Nightshades

    Matt Bauder to artysta w sam raz na nowe czasy. Należy do pokolenia młodych, zdolnych, pozbawionych kompleksów – a przede wszystkim posiadających szerokie horyzonty muzyków, którzy orbitując wokół Brooklynu (bo gdzieżby indziej) tworzą i w dużej mierze odpowiadają za kształt współczesnej sceny jazzowej. Kipią od pomysłów, swobodnie poruszając się zarówno w awangardzie i w mainstreamie i wciąż zdolni są wypracować na tych polach oryginalny język oraz nagrywać nowe wysokiej próby albumy. Niby wszystko już było, ale dla ludzi takich jak Matt Bauder każdy dzień jest inny.

  • For Real

    „For Real” to siedemnasty już album, na którym puzonista Steve Davis występuje jako lider. Towarzyszą mu Abraham Burton na saksofonie tenorowym, Larry Willis na fortepianie, Nat Reeves na kontrabasie oraz Billy Williams na perkusji. Z trzema ostatnimi spotkał się już przy okazji sesji do swojej poprzedniej płyty sprzed dwóch lat zatytułowanej „Gettin' It Done”, zaś z kwartetem Burtona swego czasu wiele koncertował, także w Polsce. „For Real” dokumentuje zatem spotkanie muzyków dobrze znanych liderowi, co już można uznać za obiecujący prognostyk.

  • Rising Son

    Historia Kurody jest bardzo ciekawa i oryginalna. Postanowił wyjechać do Nowego Jorku i tam rozwijać się i poznawać jazz! Młody Japończyk początkowo grał w big-bandzie, ale nie do końca mu to odpowiadało, ponieważ, jak sam mówi, nie ma tam zbyt wiele miejsca na improwizację (nie wiem, co na to puzoniści albo kontrabasista, ale trębacz nie ma co narzekać, chyba, że nie jest pierwszą trąbką). Instrument wybrał idąc śladami starszego brata.

  • Spiral Mercury

    Zaczął się adwent, a więc część z nas czeka na przyjście Syna, a jak wiemy ze słynnej wypowiedzi Aylera – Syn jest czarny, ma 74 lata i nazywa się Pharaoh Sanders.

  • Dom Um Romao/Spirit Of The Times

    Historię piszą zwycięzcy. W przypadku historii muzyki są to ci, którym udało się przebić na listy przebojów, ci, którzy zwrócili sobą uwagę wytwórni i dostali duże pieniądze na promocję, stworzyli chociaż jeden radiowy hit. Tak było przez lata i nie omijało to jazzu. Na szczęście po latach możemy tę historię odczarować, co zresztą na łamach różnych mediów chętnie czynię. Dziś przedstawiam dwie znakomite płyty perkusjonalisty, którego zdecydowanie przyćmił rodak, Airto Moreira.

  • Shadow Theater

    Tigran Hamasyan – dla mnie jego nazwisko brzmi szczególnie – ten muzyk pochodzi z Armenii, kraju mojej matki. Nic dziwnego zatem, że sięgałem po jego płytę z wielką ekscytacją połączoną z niepewnością i drżeniem serca (czy zdoła mnie zachwycić, czy ma w sobie jakiś pierwiastek, ducha Kaukazu?)…

  • David Virelles "Mbókò"

    Jeśli David Virelles wyrósł w moich oczach na bohatera, to bynajmniej nie ze względu na wirtuozerię, z którą odgrywał kompozycje Tomasza Stańki. Kubański pianista zachwycił mnie dwa lata temu solowym „Continuum”, na którym swoje jazzowe doświadczenia (studiował wszak pod czujnym okiem samego Threadgilla) mieszał z fascynacją tradycyjną muzyką karaibską. Dodatkowym walorem tego wydawnictwa była wprzęgnięta w nią warstwa tekstowa – natchnione wiersze deklamowane przez weterana sceny, Román Díaza.

Strony