Recenzje

  • Aura

    Aura, najnowsza płyta RGG jest wielkim sukcesem zespołu. Wiadomo wydać album w OKEH Records, w wydawnictwie istniejącym od 1918 roku, która wydawała niegdyś Louisa Armsotornga, niedocenianego u nas ciągle Bixa Beiderbecka czy wielkiego Ahmada Jamala, a teraz błyszczy albumami Sonny’ego Rollinsa, Billa Frisella, Dee Dee Dridgewater czy Branforda Marsalisa to jest coś.

  • Qui Pro Quo

    Qui pro quo to łacińska sentencja oznaczająca nieporozumienie będące efektem wzięcia kogoś za inną osobę. Równie dobrze pomyłka może dotyczyć rzeczy czy zdarzeń. Takie błędy zdarzają się nam niemal na każdym kroku, wywołując niekiedy zabawną konsternację.

  • Essence of Mystery

    W cieniu Billy’ego Cobhama, dysponującego najpotężniejszym brzmieniem i grającego najbardziej widowiskowo perkusity, żyło sporo wysokiej klasy perkusistów. Cobham zbratał się jednak z McLaughlinem i wspólna gra w Mahavishnu zapewniła mu dożywotnią populnarość. Mouzon z Coryellem aż tak dużego szczęścia nie mieli. Ale tak naprawdę nie wiem co stanęło na przeszkodzie, żeby Mouzon był wymienieny chórem obok Billa, bo grał iście po wirtuozowski – raz szybko i głośno, raz z etniczną delikatnością.

  • The String of Horizons

    Powiem szczerze, że powiedzenie czegokolwiek o tej płycie wymagało ode mnie przesłuchania jej wiele razy. A i tak trudno o niej mówić. Bo jest to płyta wymagająca. Wymagająca przez to, że doskonała i jednocześnie niełatwa.

  • Chapters

    Po czym najłatwiej poznać klasowych muzyków jazzowych? Po tym, że grając razem, nigdzie się nie spieszą oraz zachowując spokój, wytrwale poszukują różnych form swobodnej wypowiedzi. Ta sztuka, co trzeba przyznać, udaje się jednak nielicznym.

  • Invitation To Openess

    Kilka ostatnich roczników lat 60. i kilka pierwszych lat 70. ma coś w sobie z epoki odkryć geograficznych. Ruszano w nieznane, odkrywano rzeczy, o których wcześniej nikt nie śnił, poznawano smaki i przyprawy, które diametralnie zmieniały proste potrawy. To taki okres, w którym znany głównie z soulowo-bluesowych wokaliz i gry fortepianie muzyk mógł na chwilę zmienić swoje oblicze i zanurzyć się w mistycznym, elektrycznym fusion.

  • Flutistry

    Zarejestrowana w 1990 roku we włoskim studiu nagraniowym Barigozzi płyta Flutistry to krążek ze wszech miar wyjątkowy. Mamy bowiem do czynienia z unikatowym ansamblem złożonym z czterech flecistów.

  • Emphasis & Flight

    „Folkowy jazz osadzony w bluesie”. Tak sam Jimmy Giuffre lubił określać swoją muzykę. Pod tymi skromnymi, wydawałoby się, słowami kryją się jednak rewolucyjne przemiany, których to klasyczne trio, w klasycznych koncertach z 1961 roku, jest doskonałym wyrazem.

  • Popyt

    Pierwsze albumy w karierze często przypominają papierki lakmusowe. Oczekujemy, że posłużą do wykrycia stężenia substancji potocznie zwanej "talentem". W przypadku płyty kwartetu Mateusza Pałki i Szymona Miki nasza percepcja gwałtownie zmienia swoje zabarwienie. Jest talent, pomysł, lekkość, chciałoby się powiedzieć - szlachetność w brzmieniu. Imponuje nie tylko wysoki poziom instrumentalny, ale przede wszystkim jakość kompozycji.

  • Symmetries

    Barry Guy to bezwzględnie jeden z najwspanialszych wizjonerów, a jednocześnie wirtuozów kontrabasu w nowoczesnej muzyce jazzowej. Prawdę mówiąc, z tym jazzem to lekka przesada, bowiem jazzu jako takiego muzyk ten nigdy nie grał.

  • Bird Calls

    Rudresh Mahanthappa znany jest z tego, że o swoich korzeniach opowiada z dużą ochotą. Czynił to już wielokrotnie, włączając elementy tradycyjnej muzyki południowych Indii w wiele spośród płyt, które dotychczas pod jego nazwiskiem się ukazały. Nie inaczej sprawa się miała z jego poprzednimi nagraniami wydanymi pod szyldem wytwórni ACT – Samdhi oraz Gamak. Tytuł najnowszej płyty z tej serii nie brzmi już co prawda egzotycznie, ale też o innego rodzaju korzenie tym razem chodzi.

  • Something’s Coming

    Hej fani elektrycznego Milesa. Oto album z epoki, która na pewno zainteresuje fanów „Get Up With It”, „Jack Johnson” i pozostałych płyt z tego klimatu. Japoński trębacz wziął do składu paru muzyków od Davisa i zagrał secik inspirowany jego muzyką. Tak bardzo inspirowany, że początkowo brzmi jak zerżnięty.

  • KnowingLee

    To Brubeck? Mamy rok 2012 i ktoś zaczyna album Brubeckiem?! Romantycznie, nastrojowo, bez pośpiechu? Prawie pościelowo, ale jakże jazzowo zaczyna się ta płyta! Może trochę słodki jest fortepian, ale jakoś zupełnie nie wzdryga. Panowie muskają granicę zwierzenia i obnażenia – i robią to zniewalająco. A to dopiero początek.

  • Sevastopolis

    Na swoim drugim albumie Wovoka kontynuuje wątek restaurowania i opowiadania na nowo tradycji afroamerykańskiego południa. Robi to bardzo dobrze. Być może – zbyt dobrze.

  • ONE WORLD

    W poszukiwaniu szczęścia zawsze idziemy w parze z pragnieniem czegoś nowego. To nie znaczy, że nie ma szczęśliwych powrotów. Jednak nawet przeżycie wspomnień jest niepowtarzalne. Gdy tęsknimy za nowością, stać nas na wiele kilometrów do przebycia. A niepowtarzalność jest tym, co najbardziej cieszy i zachwyca, gdy już gdzieś dotrzemy. Taka niepowtarzalna jest najnowsza płyta Grzecha Piotrowskiego „One World”. Nie pokonałam tylu kilometrów, ile on przed dla jej tworzenia. Po mniejszej, ale zawsze podróży, wtuliłam się w poduszkę i czwarty utwór, „One World Intro”.

Strony