Marcin Olak Poczytalny - Requiem

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Miniony tydzień bez litości skonfrontował mnie z przemijaniem. Odeszła Kora, zmarł Tomasz Stańko, kilka dni wcześniej w zupełnie bezsensownym wypadku zginął Grzesiek Grzyb. Byli i już ich nie ma, tak po prostu. Tomasz Stańko i Kora bez wątpienia zapisali się w historii polskiej muzyki – nagrali wiele płyt, odeszli opłakiwani przez rzesze fanów. Grzesiek mógł jeszcze niejeden dźwięk zagrać, był zdrowy, silny i w pełni sił twórczych – ale nie, musi wystarczyć to, co już zagrał. Koniec. Ani jednego dźwięku więcej.

Ta rzeczywistość, której doświadczamy na co dzień jest domknięta, skończona. Dla każdego ma datę rozpoczęcia i, choć o tym raczej wolimy nie myśleć, datę zakończenia. A później nie da się zagrać już nic.

Oczywiście można wspominać. I warto, bo ci ludzie zasłużyli na naszą pamięć. Korę z tej trójki miałem okazję poznać – nagrałem dla niej gitary na jedną płytę, zagraliśmy krótką trasę. Pana Tomasza znam tylko z płyt, nie było okazji do spotkania. Z Grześkiem zamieniliśmy parę słów, ale nie graliśmy nic razem, nie złożyło się. Zupełnie różni ludzie, różne dźwięki… Sięgam do nagrań, słucham, a muzyka płynie tak, jakby nic się nie wydarzyło… Dźwięki oderwały się już od swoich twórców, po prostu są. Z tej perspektywy widzę wyraźniej jak ważna jest każda nuta. One wszystkie zostaną, tak po prostu.

Ta sytuacja skłania mnie też do uważniejszego słuchania. Rozumiem, że w jakimś sensie ta sytuacja jest niepowtarzalna – nawet, jeśli jutro sięgnę po te same płyty, to posłucham ich już z innym nastawieniem, inne rzeczy zwrócą moją uwagę. Będzie inaczej.

Ta niepowtarzalność bardzo stanowczo i wprost wynika mi z przemijania. Ponieważ czasu, jak każdy, mam tylko tyle, ile mam, to każda chwila, każda nuta staje się bardzo istotna, najważniejsza – bo niepowtarzalna i jedyna, a zatem domagająca się mojej pełnej świadomości i uwagi. Nie chodzi mi o ilość, intensywność czy różnorodność doznań, ale właśnie o świadomość, uwagę i skupienie. Oczywiście wiem, że to tylko jedna z możliwych postaw wobec przemijania – ta jest po prostu moja.

Właśnie w takich sytuacjach czasem zastanawiam się nad fenomenem dzieł ponadczasowych, na tyle głębokich i prawdziwych, że aż uniwersalnych. I oczywiście nie znajduję wyjaśnienia tego fenomenu – nie wiem, czy komukolwiek się udało, zresztą chyba nie o to chodzi. Po prostu smakuję fakt, że po raz kolejny, w absolutnie niepowtarzalny sposób słucham utworu skomponowanego w 1791 r., z płyty wydanej 34 lata temu.