Marcin Olak Poczytalny - Zmiany

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Świat się zmienia na naszych oczach, czasem tak szybko, że za nim nie nadążam. Ot, choćby pogoda – już kolejny rok w grudniu mamy wiosnę, a ja i tak wyciągam z komórki sanki. I uparcie dziwię się, że nie mam po czym jeździć. Na Wielkanoc pewnie znów spadnie śnieg, i ja znowu będę zaskoczony, choć rok temu lepiłem wiosną bałwana. Klimat się zmienił, przynajmniej na razie i w jakimś stopniu, ale ja uparcie odmawiam przyjęcia tego do wiadomości.

Tak samo zmieniają się społeczeństwa i obyczaje. W ekskluzywnych wiedeńskich restauracjach obsłużą nas kelnerzy z ukrainy, w londyńskim pubie zamówimy piwo u naszego rodaka, na naszych ulicach coraz częściej będziemy słyszeć języki z całego świata… Zmiany, zmiany, zmiany. Co jakiś czas chyba tak się zdarza. Staram się zdobyć na otwartość i ciekawość, bo przecież na moich oczach dzieje się coś nowego i niepowtarzalnego – ale ku mojemu zdziwieniu często reaguję jakimś oporem. Przyzwyczaiłem się do istniejącego stanu rzeczy, i każda zmiana wprowadza mnie w zakłopotanie. Po chwili dostrzegam pozytywy i zaczynam obserwować z fascynacją rodzące się nowe… Ale i tak co rok szykuję w grudniu sanki, przyzwyczajenia okazują się być zdumiewająco silne.

Zmienia się także świat kultury. Jakiś czas temu to, co ważne w filmie, odbywało się w kinach. Tam wyświetlano największe obrazy, to dla kina powstawały najlepsze scenariusze i największe kreacje aktorskie… Ale to odchodzi już do przeszłości. W kinach wyświetlane są ekranizacje komiksów, którym do ambitnego kina jest tak daleko jak sylwestrowemu show TVP to jakkolwiek rozumianej kultury. Te superprodukcje mają jeden cel – zarobić. Tak dużo i tak szybko, jak tylko się da. Dopóki jeszcze można tu cokolwiek zarobić, bo kino powoli traci na znaczeniu. Widzowie przenoszą się do serwisów on demand, a te z kolei przejmują rolę wytwórni. To dla nich powstają przecież najlepsze seriale, dla nich pracują najlepsi scenarzyści, reżyserzy i aktorzy. I, jeśli chcemy szukać czegoś ambitnego w filmie, to najprędzej znajdziemy to tam. A nie w telewizji czy kinie, te media błyskawicznie tracą na znaczeniu.

No właśnie. Telewizja odchodzi do lamusa. To najważniejsze medium XXw., które miało ogromny wpływ w zasadzie na wszystko, przestaje być chciane przez odbiorców. I w sumie nie ma się czemu dziwić – skoro to widz może decydować o tym co i kiedy obejrzy, to po co w ogóle jakaś ramówka? Dlaczego mam oglądać akurat teraz to, co proponuje mi jakiś dyrektor czy inny prezes? Wolę sam być swoim dyrektorem programowym, ułożyć własną ramówkę. I nie wyświetlać sobie żadnych irytujących reklam. Wobec takiego stanu rzeczy nie dziwi mnie, że propozycje programów TV stają się coraz bardziej miałkie, schlebiające jak najniższym gustom, byle tylko masowym. Aby tylko choć o pół procenta podnieść słupek oglądalności, choć na chwilę. Panowie i Panie, przykro mi to stwierdzić, ale wy już przegraliście, tylko jeszcze o tym nie wiecie. Nie ma chyba już takiej siły, która utrzyma widzów przy telewizji. Przyszło nowe, i każdy może mieć to nowe w swoim telefonie, przy sobie. Wtedy kiedy ma na to ochotę. I, choć widowiska takie, jak sylwester TVP budzą mój sprzeciw, a ilość widzów tej osobliwości wydaje się być ogromna, to jakoś dziwnie jestem spokojny, że to tylko chwilowe wahnięcie. Myślę, że tych zmian nie da się już zatrzymać, i prawdę mówiąc jestem bardzo ciekawy, w którą stronę one pójdą.

Myślę o tym siedząc w pokoju bez telewizora. Słucham płyty Marii Schneider, ”The Thompson Fields”. Album z 2015, nienajnowszy – ale to bez znaczenia. Ta muzyka jest bezbłędna, i czas jej się nie ima. Zresztą nie bez powodu płyta zdobyła Grammy za najlepszy album jazzowy nagrany przez duży skład. Słucham i cieszę się nie tylko dźwiękami. Cieszy mnie też fakt, że ta płyta została wydana w ramach artistShare – a to, moim zdaniem, jest zdecydowanie zjawisko warte zauważenia. Okazuje się, proszę Państwa, że zmiany dotykają też najbliższego mi świata muzyki. Coś się na pewno skończy, coś nowego się zacznie. A ja tylko mam nadzieję, że moje przyzwyczajenia nie przeszkodzą mi w zobaczeniu tego, co najprawdopodobniej dzieje się już teraz, tuż przed moimi oczami. Żyjemy w naprawdę ciekawych czasach.

OK, wystarczy na dziś tego pisania. Idę schować sanki. Do kwietnia.