Pieśni Legionów według Wojtka Mazolewskiego

Autor: 
Kajetan Prochyra

Wojtek Mazolewski i pieśni legionów - trudno na pierwszy rzut oka połączyć ze sobą te dwa światy.

Wojtek Mazolewski: Pieśni legionów towarzyszą mi od czasów szkolnych. Bardzo wcześnie nauczyłem się ich i często zdarzało się, że śpiewałem je na akademiach szkolnych. Można powiedzieć, że po części uratowały mi skórę i moją edukację. W tamtym czasie lubiłem już bardzo dużo rozrabiać i często zostawałem wywoływany do nagany podczas apeli, ale dzięki temu, że chwilę później występowałem w części artystycznej, większość słuchaczy zapamiętywała z tej lepszej strony. Kiedy śpiewałem „O mój rozmarynie” czy „Rozkwitały pąki białych róż” moje wybryki i błędy młodości szły w niepamięć.

A jak zabrzmią one w najbliższą niedzielę?

Moja interpretacja legionowych pieśni na pewno będzie inna niż te, które znacie do tej pory. Moją ambicją było pokazać je w wielu interpretacjach i stylistykach udowadniając jednocześnie, że mają wielki potencjał. Szukając interpretacji tych utworów odkryłem, że jest ich bardzo mało i są jedynie klasyczne. Kilka żołnierskich wykonań – chórów czy orkiestr – gdzie materiał ten jest bardzo zrytmizowany, zaaranżowany na takie mazurkowe, skoczne, marszowe rytmy i formy. Mi jednak te pieśni kojarzą się inaczej: odnajduję w nich taki romantyczny obraz żołnierza Bhothisatwy –czyli człowieka który poświęca swoje życie innym.

Wyobrażasz sobie współczesną piosenkę legionów?

Zaprezentujemy ich kilka w niedziele. Będzie to zupełnie nowa muzyka, ale i tło społeczno-historyczne. Dzięki wystawie „ŻYD POLAK LEGIONISTA 1914-1920” mogłem odświeżyć i poszerzyć moją wiedzę o wiele wątków. Warto pamiętać o tym, że zarówno legiony, jak i ich żydowskie frakcje prowadziły walkę o wolność nie tylko w wymiarze granic terytorialnych, ale także światopoglądowym. Jednoczyliśmy się by wypędzić stąd ten rosyjski ucisk i wprowadzić demokrację. To była walka o wolność i wartości. Właściwie trudno o lepszy materiał do zagrania dziś niż te pieśni legionowe, w momencie, w którym  Rosja znów pokazuje brak szacunku do idei i sposobu życia Europy. Dobrze życzę Rosji i Rosjanom, powinniśmy żyć w pokoju i poszanowaniu swoich odrębności, szukać wspólnego języka, trzymając się lepiej jednak zasady: wolność Tomku w swoim domku.

Do współpracy zaprosiłeś trzy wokalistki.

Tak. Chciałem w tej muzyce słyszeć głos. Oczywiście poruszający, damski ale także, jako wsparcie - mocny męski. Na początku myślałem,  że zaśpiewam je sam, przypominając sobie dziecięce lata, ale na scenie mam do ogarnięcia cały zespół i muszę poświecić dużo skupienia żeby to zagrało tak, jak sobie wymarzyłem. Więc śpiewać będzie cały zespół. To najprostszy i najgłębszy wyraz emocji. Będziemy z tego korzystać. Zaprosiłem do współpracy Sarę Brylewską, która choć jest bardzo młoda, ma głos, który potrafi zabrzmieć bardzo dojrzale. Znam jej talent, jestem pod jego dużym wrażeniem, a mam wrażenie, że nie wiele razy został dobrze wykorzystany. Mam tutaj taki mały plan by go przy tej okazji pokazać  - w takim, wydawałoby się, nietypowym repertuarze, dla wokalistki obdarzonej takim ciemnym, soulowym, jazzowym głosem. Tymczasem gdy zaproponowałem jej tę współpracę, okazało się, że Sara bardzo dobrze zna te piosenki, ponieważ śpiewała je jako dziecko ze swoją babcią. Do niej dołączą siostry Bernad – Anastazja i Zofia , które śpiewają w sposób tradycyjny. Dodadzą nam więc takiej głębokiej, korzennej tradycji. Chcemy wykorzystać ich doświadczenie: połączyć to z nowoczesnym jazzem, elektroniką no i z takim pazurem rock’n’rollowy, którego nie omieszkam dodać do tego wszystkiego. Orkiestrą, która będzie udźwiękawiać ten materiał będzie grupa Wojtek Mazolewski Quintet, czyli Joanna Duda przy fortepianie, Marek Pospieszalski na saksofonie, Qba Janicki na perkusji i elektronice i tylko zmiana na trąbce: zagra Adam Milwiw-Baron – przede wszystkim dlatego, że postanowiłem te pieśni uwspółcześnić, wykorzystując elektronikę, preparowaną trąbkę i jej pochodne. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego mieszanka, która ożywi i uwspółcześni słuchaczom te pieśni, które w jakiś sposób wszyscy znamy.

Koncert „Pieśni Legionów” nie będzie Twoim debiutem w Muzeum Historii Żydów Polskich. Czym różni się dal Ciebie ta scena od innych?

Scena w Muzeum jest dla mnie miejscem wyjątkowym. Miałem okazję ją otwierać, grać tu pierwsze dźwięki  - spotkać się tu z ludźmi, pierwszy raz w tej przestrzeni dokonać jakieś wymiany energetycznej. To było poruszające doświadczenie. Czuło się, że rodzi się coś nowego – coś co w głowach tysięcy, jeśli nie milionów ludzi istniało. I kiedy materializowały się marzenia, czuło się w tej przestrzeni, że emocje, choć trzymane na wodzy, po prostu zalewały cię gorącą falą. Kiedy weszliśmy na scenę, mogliśmy tylko rozpędzić się na swojej desce i wskoczyć na tę falę i popłynąć dokąd nas ona poniesie. Mam nadzieję, że uczestnicy tego koncertu to poczuli i pamiętają. Dla nas był to wyjątkowy wieczór. Cieszę się, że będę mógł tutaj wrócić.

Kiedy w Twoim słowniku pojawiło się słowo „Żyd”?

Nie pamiętam konkretnego momentu ale bardzo wcześnie. Od dziecka słyszałem je i polubiłem. I nie zmienił tego fakt ze potem docierało do mnie jak nie elegancko, mówiąc delikatnie jest ono czasem stosowane w ignoranckich wypowiedziach czy złośliwych zaczepkach. Moją wyobraźnię roznieciła na dobre muzyka żydowska, najpierw tradycyjna, później awangardowa. Natrafiłem na postać Johna Zorna i wszystkich jego kolegów, którzy później skupili się wokół wytwórni Tzadik. To było coś nowego. W bardzo interesujący sposób eksplorowali ten świat . Klasyką jest już dziś np. zespół Masada: obok Zorna Dave Douglas, Greg Cohen i Joey Baron – wspaniałe muzykowanie, odświeżenie melodii, które na ziemiach polskich są bardzo dobrze znane. W ogóle to jest bardzo ciekawy wątek do dyskusji z historykami i muzykologami, na temat pochodzenia  muzyki jazzowej. David Krakauer, podczas którejś swojej wizyty w Polsce wsparł teorię, którą bardzo lubię rozpowszechniać, że można widzieć oczami wyobraźni migrację dźwięków z Europy do Stanów Zjednoczonych, kiedy wielu muzyków ludowych żydowskiego pochodzenia dostało się do USA i tam, grając bardzo swobodnie, improwizując na bazie swoich tematów byli inspiracją dla pierwszych muzyków jazzowych, którzy w połączeniu różnych dziedzin znaleźli swoją niszę, inspirację i ducha.

Czego nauczyło Cię spotkanie z muzyką żydowską?

Uwielbiam spotkania z kulturą żydowską, tak te spontaniczne: w Krakowie na Placu Nowym, gdy mam okazję spotkać wspaniałych młodych ludzi z Izraela, albo natrafić na koncert zespołu, którego nie znam, a później wymieniać uwagi i poglądy na temat muzyki – jak i te profesjonalne spotkania, na które zdecydowałem się czując więź z tym językiem, emocjami i melodiami. Zanim założyłem zespół Bund Band, jeszcze z zespołem Pink Freud krążyliśmy wokół tego tematu, pisząc melodie, które odwołują się do kultury żydowskiej. Mamy gdzieś to w sobie, cały czas. Od dziecka nasiąkaliśmy tymi dźwiękami. Później wpadłem na pomysł interpretacji pieśni partii Bund zaprezentowany pierwotnie na Festiwalu Mizrah jako Pink Freud, a potem na zamówienie Muzeum Historii Żydów Polskich. Miało to nas wzbogacić, ale i pokazać naszą wizję tej muzyki – z preparowaną elektroniką, współczesnymi elementami i formami, zachowując siłę i zadziorność tej muzyki. Zagraliśmy na paru festiwalach, zagraliśmy kilka koncertów. Zdałem sobie sprawę, że jest to tak interesujący, żywy i ważny temat, że chciałem to rozwinąć w oddzielny zespół. I tak powstał Bund Band z dwoma fortepianami, dwoma perkusjami i rozwiniętą sekcją dętą. Marzę o tym, żeby ten zespół mógł nagrać płytę.

A co dają takie spotkanie z kulturą żydowską Tobie, Wojtkowi Mazolewskiemu?

Potwierdzenie, że muzyka niesie takie wartości jakie zawsze chciałem nią przekazać. Pozytywna energia, radości życia i siła tworzenia.  Nawet  w utworach balladowych smutnych,  pragnę dać nutę nadziei i wiary w człowieka.
Ponadto taka praca daje mi siłę do działania. Świadomość, że ludzie poświęcili tak wiele i tak dużo z siebie dali jest poruszająca – często wzruszająca. Przy okazji pracy nad Bund Bandem rozczytywałem się w literaturze poświęconej Markowi Edelmanowi – człowieka, walczącego o życie, o życie innych. Czy to w czasach partii Bund, w czasie wojny czy po niej – swoją postawą, intelektem czy rękoma. Bronił wartości wolnościowych albo walczył o ludzkie życie jako lekarz kardiolog. Jest to tak inspirujące i silne, że w obliczu historii takiego człowieka, wiem jak bardzo dużo mam do zrobienia, i jak wiele muszę jeszcze pracować. Mamy pokój, wolność, możliwości – to jest potencjał, którego nie wolno nam marnować. Trzeba koncentrować się na tym co możemy robić dla innych. Wstawać rano i próbować być po prostu lepszym człowiekiem.

Wielkimi krokami zbliża się także nowa płyta Twojego kwintetu.

Tak. Będzie nosiła tytuł „Polka”. Pomysł na nią powstawał przez wiele lat. Związany jest z taką polską tułaczką po świecie. Materiał powstawał w ciągu ostatnich kilku lat, w trakcie wielu tras koncertowych. Są więc utwory o Krakowie, Gdańsku ale i Londynie, Paryżu, Rzymie, New Delhi, Bangalore, o Dallas, w Stanach Zjednoczony i dzielnicy Oaklif, gdzie zabrał mnie Dennis Gonzalez. Zapraszam już jesienią – na przełomie października i listopada. Ponownie nagraliśmy ją w sposób analogowy, na kształt nagrań z lat 60tych, 70tych. Staraliśmy się odwzorować sposób nagrywania, jakim rozkoszowali się czy to Coltrane, Ayler, Beatlesi, Led Zeppelin czy Deep Purple. Taki sposób nagrywania pokazuje najlepiej jak brzmi zespół ze sobą – a to jest moim zdaniem najwyższa wartość wszystkich artystów, których tu wymieniłem. Mam nadzieję, że powoli staje się to także znakiem zespołu Wojtek Mazolewski Quintet. Gramy w tym składzie już wiele lat. Dzięki dużej ilości koncertów nauczyliśmy się w każdych warunkach grać swoje, brzmieć jak WMQ – nawet jeśli mamy pożyczone instrumenty, jeśli warunki zdają się nienajlepsze, my wiemy jak się ze sobą skomunikować, i grać swoje. Mam nadzieję, że „Polka” będzie to pokazywać idealnie. staliśmy się zespołem mówiącym wieloma głosami. Choć to bardzo młodzi muzycy, to wiem, że są to artyści bardzo znaczący na mapie polskich improwizatorów. Czy to Marek Pospieszalski czy Asia Duda to ludzie, którzy za chwile będą mieli swoje zespoły i będą nas czarować swoimi koncepcjami muzycznymi. Mam nadzieję, że przez najbliższe dziesięciolecia będziemy słuchać ich wspaniałej gry.  Teraz ich energię spożytkuję jednak na cześć POLKI ;) Jesienią ruszamy w wielką trasę promocyjna – szczegóły znajdziecie na www.mazolewski.com - już teraz zapraszam serdecznie.


CO? Wojtek Mazolewski Quintet Plus: Pieśni Legionów
KTO? Joanna Duda / Marek Pospieszalski / Adam Milwiw-Baron / Wojtek Mazolewski / Qba Janicki + Sara Brylewska + Anastazja i Zofia Bernad
GDZIE? Skwer Willy’ego Brandta (na tyłach Muzeum Historii Żydów Polskich)
KIEDY? 24 sierpnia 2014, godzina 20:00
BILETY? WSTĘP WOLNY
Koncert jest projektem specjalny Muzeum Historii Żydów  Polskich - wydarzeniem towarzyszącym wystawie „Żyd, Polak, legionista 1914 – 1920” i częścią programu Festiwalu Kultury Żydowskiej „Warszawa Singera”.