Showcase – druga odsłona – czas na jazz!

Autor: 
Maciej Karłowski

Wielu miłośników jazzu w tym także i dziennikarzy jazzem się zajmujących od chwili ogłoszenia listy wykonawców projektu Showcase nurtowało pytanie co robią na tej liście nazwiska Agi Zaryan i Marcina Wasilewskiego. Obydwoje tych artystów to przecież twórcy uznani już od dawna, choć przecież progres w ich karierze rozwijał się nieco inaczej i w innym tempie . To także muzycy, którym dane jest także wydawać płyty albo wprost w prestiżowych zagranicznych oficynach wydawniczych, albo opatrzone doskonale znanymi logotypami, co więcej mające dystrybucję na całym świecie. Aga Zaryan związana jest z amerykańską Blue Note  Records, wybraną w tym roku przez Jazz Journalist Association firmą płytową roku, a Marcin Wasilewski z równie utytułowaną monachijską ECM. 

Sukcesy obojga są niezaprzeczalne, niemniej byłoby chyba sporym nadużyciem stwierdzenie, że choćby nawet i europejski rynek stoi dzięki temu przed nimi otworem. Tak więc i w tej materii działania zarówno Agi jak i Marcina wymagają wsparcia promocyjnego, tym bardziej jeśli wsparcie to pochodzi z instytucji do tego powołanej, jaką jest Instytut Adama Mickiewicza, zwłaszcza, że żaden z wydawców na co dzień nie bierze udziału w organizowaniu swoim podopiecznym tras koncertowych ani w kraju, ani za granicą. Zatem dziwić się ich obecności na Showcase raczej nie potrzeba , co więcej można byłoby nawet się ucieszyć, choćby i z tego powodu, że ich obecność wprowadziła pożądaną równowagę w zaproponowanym przez organizatora wizerunku młodego polskiego jazzu. Co do kwintetu Wojtka Mazolewskiego i zespołu Macieja Obary kontrowersji już raczej nie ma, choć oczywiście wyobrażam sobie, że jest wielu, którzy mieliby swój pomysł na skonstruowanie odmiennej listy wykonawców.

To jednak tylko dygresja. Niedzielny koncert, tak jak i koncert w dzień poprzedni odbył się w Muzeum Powstania Warszawskiego rozpoczynając od występu Macieja Obary z kwartetem Dominika Wani. Obydwaj dżentelmeni to artyści, których na polskiej scenie jazzowej jest całkiem głośno. Pierwszy rozgłosem tym cieszy się zapewne także ze względu na dwie ostatnie płyty w karierze wydane, co prawda w Polsce, ale nagrane za to w towarzystwie jazzowych znakomitości takich jak Ralph Alessi, Mark Hellias, Nasheet Waits, John Lindberg czy Harvey Sorgen. Obydwie powstały jako efekt z jednej strony zabiegów menadżerskich prowadzonych tu na miejscu przez ludzi związanych z cyklem warsztatów Jazz i Okolice, który w jakiś zadziwiający sposób zniknął z mapy edukacyjnej Polski. Drugi natomiast to jak twierdzą niektórzy „nasz człowiek z USA”. Lubujemy się takich określeniach, prawdą jednak pozostaje, że to właśnie Dominik Wania wyszedłszy z dyplomem Krakowskiej Akademii Muzycznej stał się stypendysta New England Conservatory, którą zresztą ukończył pod okiem samego Danilo Pereza, zdobywając stopień  Master of Music in Jazz Performance, aby potem współpracować z takimi liderami jak Tomasz Stańko, Zbigniew Namysłowski, Don Byron, Eddie Henderson, Jacek Kochan, Bronisław Suchanek czy Dave Liebman. Oprócz tych związków z gwiazdami jazzu Dominik prowadzi także swoje zespoły i to właśnie w ich towarzystwie dał się poznać jako jedna z największych nadziei polskiej sceny jazzowej. A więc Dominik Wania – za klawiaturą fortepianu, z saksofonem altowym w dłoniach Maciej Obara, a w sekcji rytmicznej Maciej Garbowski na kontrabasie i Krzysztof Gradziuk na perkusji. Koncert wypełniły kompozycje z niedawno nagranej nowej płyty grupy, która swoją premierę będzie miała we wrześniu. Może się okazać, że ten kwartet, oparty z jednej strony na uznanej i niezawodnej sekcji rytmicznej, z drugiej na odważnych głosach pianisty i saksofonisty stanie się ważną częścią polskiej sceny.

Po piętnastu minutach przerwy technicznej na scenę festiwalową wyszła formacja doskonale znana polskiej publiczności, i co nie mniej ważne bardzo przez nią lubiana, Wojtek Mazolewski Kwintet. O osobie Wojtka Mazolewskiego nie potrzeba za wiele mówić, ponieważ już od dobrych 10 lat, niepokornie miesza w na naszym jazzowym podwórku. Robi za każdym razem tak, że grupa jego fanów nieustanie rośnie, na co niezaprzeczalny wpływ ma jego nowe nagranie płytowe „Smells Like Tape Spirits”, z którego zresztą pochodzi kompozycja „Newcomer” goszcząca nawet na liście przebojów  Programu 3. Ten koncert mógł być zaskoczeniem właściwie tylko dla zagranicznych gości projektu Showcase no i może tych nielicznych, którzy wcześniej nie mieli okazji posłuchać kwintetu na żywo. Z Joanną Dudą na fortepianie, Markiem Pospieszalskim na saksofonach, Michałem Bryndalem na perkusji i czeskim trębaczem Oscarem Torokiem na trąbce Wojtek stworzył sobie wehikuł, który doskonale spełnia jego plan zagłębienia się w muzykę o bardziej jazzowych korzeniach i stworzenia w oparciu o ten kręgosłup nowocześniejszej propozycji muzycznej. W warunkach koncertowych grupa sprawdza się świetnie, a jej dobrze skomponowane brzmienie, zgranie i niezaprzeczalnie chęć wspólnego muzykowania  skłania do refleksji, że w dobrze pomyślanym i zebranym working bandzie można pozwolić sobie na dużo więcej niż w grupie luźno ze sobą współpracujących muzyków. Ten aspekt dostrzega także publiczność. Dla wielu z niej, chwilami brawurowo zagrana muzyka Wojtka Mazolewskiego jest odpowiedzią na pytanie jak powinien brzmieć jazz dnia dzisiejszego.

Odpowiedzi na to pytanie jest jednak bardzo wiele i każda z nich może okazać się tak samo dobra. Dowodem na to, kto wie czy nie najbardziej dobitnym może być choćby występ tria Marcina Wasilewskiego, które wkroczyło na scenę festiwalową jeszcze przed 22.00. Skład grupy jest znany, więc z dziennikarskiego tylko obowiązku przypomnę, że na kontrabasie zagrał Sławek Kurkiewicz, a na perkusji Michałem Miśkiewiczem. I tu szczerze mówiąc nie za bardzo jest co napisać, żeby nie narazić się na zarzut powtarzania obiegowych sformułowań w stylu „doskonała, organiczna, intuicyjna współpraca wszystkich trzech muzyków” czy „cudowny feeling i niezachwiana praca sekcji rytmicznej”. Oczywiście wszystkie te słowa to prawda, a sam Marcin Wasilewski…cóż jest wybornym pianistą i ma równie wyborne trio. Dodatkowo jeszcze jest to grupa, którą lubię, cenię, i która przyzwyczaiła mnie do świetnych koncertów. Ten występ jednak miał w sobie w moim odczuciu coś więcej niż wynika z artystycznych i warsztatowych predyspozycji muzyków. Może sprawiło to miejsce, może akustyka pomieszczenia, a może właśnie na taki koncert tria czekałem, ale gdzieś ponad dźwiękami zaistniał dla mnie duch, a niech tam - światowej pianistyki, która może się objawiać zupełnie niezależnie czy pretekstem jest „Diamonds And Pearls” Prince’a czy autorski temat Marcina „A Night Train To You”.

Na finał drugiego dnia Showcase zaplanowany został koncert Agi Zaryan. I prawdę powiedziawszy w taki właśnie sposób powinny kończyć się dobre koncerty. Michał Tokaj za klawiaturą fortepianu, z gitarą w dłoniach David Doroużka, Michał Barański na kontrabasie, Łukasz Żyta – perkusja, a więc zespół na stałe współpracujący z Agą i sądzę, że jakiejś mierze wprost stworzony dla niej. W repertuarze utwory zarówno starsze, z pierwszej płyty Agi, kompozycje z późniejszych albumów, jak również z najnowszej, świeżo wydanej  płyty „Book Of Luminous Things”. Wśród nich m.in doskonale znane jej fanom wykonanie „Throw It Away” Abbey Lincoln i cudownej ballady pióra Davida Dorużki „Wanting The Moon” skomponowanej do wiersza Denise Levertov. Wszystko zagrane świetnie, zaśpiewane jeszcze lepiej, ze swobodą i pewnością siebie, która nigdy nie przechodzi w manierę scenicznej arogancji i błyszczy elegancją.  Nie ma się co dziwić, że Aga swoją dbałością o słowo, atencją dla muzyki i umiejętnością zachowania równowagi pomiędzy tymi dziedzinami zjednuje sobie dusze i serca słuchaczy. Za dowód niech posłuży fakt, że pomimo późnej pory widownia była tak samo liczna i tak samo żywiołowo wyrażała swój entuzjazm jak na kilka godzin wcześniej.