Muzyka jak Formuła 1 albo sporty walki! Dominik Strycharski o samotności, fletach prostych, teatrze, improwizacji i elektronice

Autor: 
Maciej Karłowski

W sobotę prawie dwa tygodnie temu otworzyłeś duetowym koncertem z Jackiem Mazurkiewiczem cykl koncertowy w Jazzarium. To nie pierwszy raz gdy grasz na otwarcie jakiegoś przedsięwzięcia. Podobno masz kolekcję takich otwarć?

Tak, zdałem sobie właśnie sprawę z tego że jakoś przyklejają się do mnie takie sytuacje! Pierwszy koncert mojego Pulsarusa, w zupełnie innym składzie jeszcze, był pierwszym koncertem w krakowskiej Alchemii! Pulsarus grał również na pierwszym Jazzie w Ruinach w Gliwicach, oraz na pierwszych koncertach w Królikarni w ramach Warsaw Summer Jazz Days. O ile mnie pamięć nie myli grałem też na pierwszej Tanecznej Malcie w Poznaniu, i na pewno na otwarciu Instytutu Teatralnego.... Jakbym pogrzebał w pamięci to pewnie jeszcze bym coś znalazł...
 

Malta ma się dobrze, scena polska w obrębie WSJD rozwija się również, a i Alchemia i Jazz w ruinach ciągle działają. Można powiedzieć więc, że masz dobrą rękę. Do koncertu w Jazzarium Cafe zaproponowałeś duet z Jackiem Mazurkiewiczem. Opowiedz proszę o tej artystycznej kolaboracji. 

Chciałbym jeszcze żeby ta dobra ręka dotyczyła też moich składów... A na poważnie, duet z Jackiem to jest tak naprawdę zapowiedź nowego rozdziału w mojej nazwijmy to jazzowo/improwizowanej ścieżce. Bo działam również na kilku innych muzycznych polach, dość odległych... Przeprowadziłem się do Warszawy jakieś 6 lat temu, ale tak naprawdę dotąd zajmowałem się głównie swoim Pulsarusem, który zamocowany jest w Krakowie podobnie zresztą jak Max Klezmer Band. I w pewnym momencie pojawiła się silna potrzeba robienia czegoś tu, na miejscu. Ale potrzebowałem też jakichś nowych spotkań, nowych informacji. Z Jackiem mamy kontakt  od jakiegoś czasu, w sumie to on mi się trochę "zaproponował". Ja zresztą uwielbiam kontrabas i gitarę basową, to są jedne z najbardziej inspirujących instrumentów, i idealni partnerzy dla mojego typu muzykalności, typu improwizowania i komponowania. Moje pierwsze w życiu zespoły były oparte tylko o sekcję - bas i bębny. Nastąpiło więc porozumienie i decyzja żeby zacząć działać.

Duet jest w sumie początkiem, choć ta formuła sama w sobie jest bardzo interesująca i ważna - zmuszająca do intensywności i do gigantycznej odpowiedzialności za każdy dźwięk, za formę, w końcu za sens. Tu się nie ma za kogo schować, nie za bardzo jest też jak odpuścić. W sumie sytuacja idealna dla mnie, trochę jak boks, jak pojedynek. Z Jackiem jest plan na jeszcze dwa nowe składy z innymi muzykami, i najprawdopodobniej będzie członkiem nowego Pulsarusa. Generalnie poznajemy się jeszcze ale owoce są już widoczne, niektóre całkiem dojrzałe.

Lubisz boks? Myślałem, że rozpala Cię Formuła 1?

No tak, Formuła1 od 10 roku życia jest prawie tak ważna dla mnie jak muzyka, ale sporty walki czyli boks czy K1 też mnie interesują. To jest niesamowity challenge....

Formuła 1 to wyścig, scenariusz, koncepcja i sztab ludzi, bez których nic się udać nie może nawet jak jest się najlepszym, sporty walki to akcja bardziej jeden na jeden. Czy te dziedziny i muzykę daje się porównywać w jakiś sposób?

To dobre pytanie bo mam w planach wykład na temat muzyki i Formuły 1 - porównanie, analiza, punkty styczne.... Oczywiście w muzyce - na szczęście! - nie ma wygranych i przegranych, na pewno nie w sportowym kontekście, w ogóle w sztuce nie o wygrywanie chodzi, przynajmniej zazwyczaj. Chociaż są przecież konkursy...  Ale cała reszta jest podobna.... Precyzja i technika. Sztab ludzi potrzebny do wykonania orkiestrowego na przykład. Technika, elektronika używana do działania, skomplikowany software.. Duet z kolei jest prawie jak walka w ringu, tylko rzecz jasna nie chodzi o pokonanie przeciwnika lecz raczej o bogactwo konwersacji.... Fantastycznym punktem stycznym tych dziedzin jest koncentracja. I często samotność.

Samotność?

No jasne. Wiesz, kierowca w bolidzie jest sam ze sobą. Jasne, sztab ludzi zapiernicza w tle, ciągle go wspierają, ale tak naprawdę nikt nie może tego zrobić za niego, to jest samotna walka ze sobą, własnymi ograniczeniami. Bokser przechodzi to samo, w ringu jest tylko on i przeciwnik. Przegrywa głównie ze swoimi słabościami, też niejako ze sobą. I nie jesteś w stanie zdjąć z niego porażki, ona dotyka tylko jego, tym się nie da podzielić z nikim.. W muzyce bycie kompozytorem też jest totalną samotnością, taką samotną walką. Kompozytor komponuje SAM. Koncerty improwizowane to trochę inna sprawa, tam rzeczywiście jest grupa, czasem nawet jedność, która się mocno wspiera. Ale taki solowy recital na przykład?

Daj koniecznie sygnał kiedy Twój wykład będzie gotowy, może warto byłoby także opublikować na stronach WWW.jazzarium.pl  Co o tym myślisz? Wróćmy jednak do czysto muzycznych działań. Dwa poważne i bardzo znane zespoły są w Twojej orbicie; Pulsarus i Max Klezmer Band. Ale o żadnym z nich jakoś przesadnie głośno nie jest ostatnio.

Wykład bardzo chętnie opublikuję, jak tylko do niego dojdzie... Jeśli pytasz o zespoły, sprawa ma się następująco: Pulsarus ma przerwę, Max Klezmer Band działa. Pulsarus którego jestem liderem, nagrał swoją ostatnią płytę kilka lat temu, z dość ciekawymi gośćmi (Adam Pierończyk, Mikołaj Trzaska, Wojciech Waglewski, Maria Peszek) po czym ja totalnie wpadłem w wir kompozycji teatralnej. I to na pewno zaszkodziło, przyblokowało naszą obecność na scenie. Ale teraz tego nie żałuję bo mogę rzeczywiście odrzucić to co było i zacząć całą historię od nowa, a to jest bardzo potrzebne całej koncepcji tego bandu, nazwijmy future-jazzowego. Muszę zrobić naprawdę duży krok do przodu w komponowaniu dla Pulsarusa, bo teren po którym się dotychczas poruszałem totalnie się wypalił. Nowy Pulsarus który zamierzam nagrać w końcu tego roku, będzie kwintetem albo sekstetem, i będzie chyba miał dość spektakularną formułę. Na pewno będzie bardzo precyzyjnie zaplanowaną całością... Się zobaczy, ale to będzie ewidentnie trzeci rozdział zespołu, bo pierwszy to pierwsza płyta, drugi to dwie kolejne. Trzeci nadchodzi wielkimi krokami.

Max Klezmer w sumie regularnie koncertuje ale często poza Polską. Nagraliśmy płytę na której gościnnie śpiewa Maciek Maleńczuk i cały czas finalizujemy sprawę wydawcy. Ale to są końcowe - mam nadzieję - ruchy i wkrótce krążek będzie na rynku. Gramy z tym projektem duży koncert w Och Teatrze w listopadzie. W Max Klezmer grają zresztą dwaj muzycy z Pulsarusa, Kuba Rutkowski (bębny) i Stefan Orins (piano).

 

No właśnie, podzieliłeś swoją aktywność muzyczną na tę związaną  czysto z muzyką i na tę teatralną. Co Cię popchnęło w stronę sceny teatralnej?

Trochę przypadek, jak wiele rzeczy w życiu. W 1997 roku poznałem Sławka Krawczyńskiego, reżysera teatralnego i pisarza. Zagaiłem go podczas festiwalu tanecznego, na którym występowałem (jako muzyk oczywiście), z naszej rozmowy wynikła współpraca i mój pierwszy spektakl "Dedal" w 1998 roku, dla Teatru Scena 96. Nasza współpraca trwa do dzisiaj, mamy na koncie jakieś 10 wspólnych premier i projektów oraz wspólny, niezależny Teatr Bretoncaffe. Ale moja pierwsza w ogóle praca teatralna to spektakl teatru tańca z moją ówczesną dziewczyną, tancerką i choreograf Jennine Willett. Z kolei dzięki znajomości z Michałem Zadarą, zadebiutowałem w "państwowym" teatrze jakieś 5 lat temu spektaklem "Odprawa Posłów Greckich". Od tej pory pracuję nieustannie i mam na koncie... Nie pamiętam już ile dokładnie spektakli. Kompozycja teatralna to bardzo specyficzna rzeczywistość dla kompozytora. Z jednej strony bardzo niewdzięczna robota gdzie muzyka zawsze czemuś służy, sama się nie liczy, jest dodatkiem, jest trybikiem. Z drugiej jednak strony często spektakle bez muzyki nie istnieją. To co bardzo ważne czy najważniejsze dla mnie to to że paradoksalnie w teatralnej muzyce mogę sobie pozwolić na najwięcej. Mam to szczęście że pracuję z reżyserami którzy chcą moich eksperymentów. Rozpiętość stylistyczna jest gigantyczna - w zasadzie od niby banalnej piosenki do muzyki konkretnej i noise. W teatrze muszę być erudytą, kompozytorem, producentem i sound designerem. To jest coś więcej niż granie czy komponowanie własnych rzeczy które niczemu nie muszą być podporządkowane. To jest jakaś totalna sytuacja, za każdym razem wynajdywanie koła na nowo, wymyślanie języka, kodu. To jest bardzo ważne dla mojego całego muzycznego świata, ja się w teatrze mnóstwo nauczyłem. Mnie akurat fascynuje poznawanie, wyzwania i ostatecznie - brak ograniczeń.

Czego teatr Cię nauczył?

Po pierwsze wymógł na mnie umiejętność szybkiego komponowania, czasem w dużym stresie i napięciu. Szybkiego wymyślania i reagowania.

Po drugie, ponieważ często sam wymyślam co chcę skomponować, w jakim stylu etc. więc niejednokrotnie są to rzeczy mi wcześniej nieznane... Ostatnio na przykład komponowałem muzykę, która była zainspirowana fado, muzyką kubańską, latynoamerykańską. Sam bym nigdy na to nie wpadł i pewnie nigdy tego nie zrobił, a tu nagle mam skomponować 6 takich piosenek... Więc muszę się czegoś nowego dowiedzieć, zrobić coś zupełnie inaczej.

Po trzecie nauczyłem się dzięki teatrowi produkować muzykę i nagrywać ją, złożyłem sobie przenośny system produkcji muzyki. Nauczyłem się pracować w bardzo różnych środowiskach akustycznych. Nauczyłem się bardzo wiele o naturze samego dźwięku.

 

 

Dźwięk, jego brzmienie to ogromnie ważna część Twojej muzyki. Grasz z perspektywy muzyki jazzowej, ale chyba nie tylko jazzowej, na szalenie oryginalnych instrumentach - flety proste. Skąd ta wielka miłość? 

Mnie się wydaje że ten instrument jest mi "przypisany" po prostu. Chociaż teorie o jakimś przeznaczeniu nie mają dla mnie w sumie żadnego znaczenia, to flety proste są najbardziej naturalnym instrumentem dla moich potrzeb. Tak, to jest dobrze ujęte... Jest oczywiście wiele powodów, dla których właśnie ten flet i nic innego. Choćby repertuar - od bardzo dawnej muzyki średniowiecznej, przez różne etniczne sprawy a skończywszy na muzyce współczesnej, sonorystycznej. Co jest też ciekawe to, że flet jest z konstrukcyjnego punktu widzenia wciąż bardzo rozwijającym się instrumentem. Cały czas powstają kompletnie nowe rzeczy. Do tego bardzo wiele rozmiarów fletów - od sopranino do kontrabasowych - daje totalną przestrzeń soniczną w ramach jednej rodziny.

Flety proste, wbrew obiegowym opiniom, są też bardzo elastyczne. Mają gigantyczne możliwości brzmieniowe a do tego zawierają w sobie bardzo ciekawy, niejako atawistyczny kontekst. Nieoczywistość fletów w muzyce jazzowej jest też chyba dość istotna dla mnie...

Czyżbyś i w ten sposób chciał zachować wobec jazzu dystans?

Dystans? To ciekawe pytanie. Tu chyba nie do końca o dystans chodzi. Raczej o to, że uważam że ciągłe odtwarzanie pewnych konwencji nie ma większego sensu. A szczególnie w przypadku muzyki częściowo chociaż improwizowanej czyli ze swej natury chwilowej, momentalnej. Zresztą grając na tych fletach niejako wiszę w próżni, bo do żadnego jazzowego wzorca nie mogę się bezpośrednio odwołać. Saksofoniści, trębacze etc. oni wszyscy funkcjonują w wyraźnie zarysowanej przez mistrzów przestrzeni, tymczasem ja muszę to wszystko sobie na flet tłumaczyć. Taka sytuacja zresztą mi odpowiada bo w sumie chodzi po prostu o muzykę... 

Ale ja wciąż wierzę w teraźniejszość dlatego niespecjalnie inspiruje mnie granie standardów, brzmienie retro, nagrywanie na stare taśmy i tym podobne sprawy. To są fantastyczne rzeczy, ja po prostu mam inny azymut. Mnie interesuje precyzja, może czasem nawet wycyzelowanie brzmienia do granic. Tak samo kompozycja - po co mam chodzić po totalnie wydeptanych, dawno rozjechanych ścieżkach? Chyba bardziej mnie interesuje ktoś taki jak Amon Tobin, który w ISAM  stawia na brzmienia przyszłości i nieistniejące instrumenty... 

No tak, ale mógłbyś może skorzystać ze znacznie bogatszej już estetyki gry czy lepiej powiedzieć literatury na flet poprzeczny? Czy takie rozwiązanie nie wchodzi w grę?

Bogatszej niż co? Niż flet prosty? Nie słyszałem wiele rzeczy na poprzecznym flecie, które by rzeczywiście zrobiły na mnie wrażenie. Mogę natomiast z całą pewnością powiedzieć że flety proste dają więcej niż poprzeczne - mają w sobie więcej sonorystyki i znacznie więcej dzikości. Thomas Chapin był genialnym flecistą poprzecznym i brałem z niego pełnymi garściami. W rzeczywistości korzystam z doświadczeń wszystkich jazzowych instrumentów i transponuję je na siebie, na mój instrument. Zdecydowanie najwięcej jednak skorzystałem z saksofonu.

 

Ale to saksofonowe doświadczenie nie jest bardzo dominujące, masz tego świadomość?

W takim razie jakie Twoim zdaniem jest dominujące, jeśli mówimy oczywiście o fletach bez elektroniki?

No właśnie wydaje mi się ono niemal czyste pod względem brzmienia, nie zabarwione niczym innym, jakby z natury samego fletu płynące, a nie z historii gry na innych instrumentach. A propos elektroniki. Lubisz, chętnie wykorzystujesz. To nie częsta sytuacja zwłaszcza w jazzie

Żeby to było jasne - kiedy mówię o doświadczeniu innych instrumentów, mówię jedynie o analizie ich gry, nie o moim graniu na nich..

Jest jasne, oddzielam te dwie sprawy!

No to bardzo dobrze, że moja gra wydaje się organicznie związana z naturą mojego instrumentu. Tak powinno być! Jak wcześniej mówiłem flety mają bardzo wiele do zaoferowania..... Ale pomocą w tym procesie dochodzenia do obecnego stanu była dla mnie baczna analiza większości solowych instrumentów jazzu… 

Elektronika? Tak! Stosuję często, w Pulsarusie właściwie permanentnie. Ja zauważam duży lęk środowiska jazzowego przed rzeczywistymi innowacjami brzmieniowymi. Dla mnie to naturalne środowisko, zresztą słucham dużo muzyki elektronicznej. Jakoś w Stanach czy Skandynawii mniej się tego boją, a często się wręcz tym delektują. Przetwarzanie dźwięku jest dla mnie czymś absolutnie fantastycznym, a często koniecznym. Znowu - brzmieniowo znacznie bardziej mnie interesuje post klubowa produkcja niż czysto akustyczne sytuacje.

Skąd sądzisz bierze się ta rezerwa jazzowych środowisk przed elektroniką, przed tego rodzaju przetworzeniem?

Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem o co chodzi. Może jestem kompletnie inny, a może trudno jest innym znaleźć pomost między improwizacją i elektroniką, procesorami?

To na pewno wymaga jeszcze innego typu kreatywności niż zaawansowane nawet gry konwencjami, harmonią i rytmem. To wymaga dużej świadomości i pasji dla samego dźwięku. I umiejętności wplecenia tej wrażliwości w całość jazzowej narracji.

Opowiedziałeś co z Pulsarusem, Max Klezmer Band, wiemy o działaniach z Jackiem Mazurkiewiczem i teatrze. To całkiem sporo zajęć, ale wspominałeś kiedyś, że masz plany współpracy z Marcinem Maseckim. Dalej o tym myślisz?

Z Marcinem coś próbujemy upichcić ale o tym chyba powiem jak się rzeczywiście okaże że możemy to pokazać. Nad czymś pracujemy. Ale wydaje się na dzień dzisiejszy, że nasze przeróżne wybory w muzyce jazzowej czy "jazzowej" coraz bardziej się różnią. Ja jestem otwarty, and never say never.

Mam jeszcze jedno pytanie na zakończenie, czy planujesz powrócić szybko na scenę Jazzarium Cafe, a jeśli tak to z jakim projektem i kiedy?

Na pewno wrócę na scenę Jazzarium Cafe. Myślę że tym razem z trio, na pewno z Jackiem. Ale to się wyjaśni po 21 października. Bo wtedy jest akcja "Pardon It's NOW"

No właśnie akcja „Pardon Is NOW” opowiedz o tym więcej. Wiem, że będzie jej częścią perkusista Andrew Drury - muzyk mający na swoim koncie m.in. udział w znakomitej moim zdaniem formacji Edge założonej przez amerykańskiego skrzypka, pochodzenia chińskiego Jasona Kao Hwanga.

Andrew ma w Polsce trasę koncertową właśnie z Jasonem Kao Hwangiem i Edge. Chwilę wcześniej odezwał się do mnie i Maćka Bielawskiego, jak pamiętam dzięki Tobie żeby pograć z polskimi muzykami. No i wspólnie organizujemy akcję - dwudniowy improwizowany set! Skład: Dominik Strycharski, Maciek Bielawski, Ray Dickaty, Tomasz Dąbrowski, Jacek Mazurkiewicz i oczywiście Andrew Drury. Miejsce też ciekawe, bo to super klub "Pardon To Tu" na placu Grzybowskim, miejsce które gościło koncerty podczas Warszawy Zingera. Większość muzyków nigdy ze sobą wcześniej nie grała i to jest bardzo ciekawy eksperyment. Ja akurat bardzo lubię takie ryzyko, wtedy powstają często rzeczy absolutnie wyjątkowe. Poza tym Drury wydaje się być ciekawym muzykiem więc to spotkanie jest bardzo obiecujące.

Wszystko zatem rozstrzygnie się na scenie, dokładnie o której zaczynacie?

O 20.00 w obydwa dni czyli 20 i 21 października. Ja myślę że to może być dość fascynujące!
 

Jak Formuła 1 czy sporty walki?

Właściwie i to i to!!! A najbardziej jak kibolska ustawka.