Istnieją tylko dźwięki - Krakowskiej Jesieni Jazzowej dzień drugi

Autor: 
Bartosz Adamczak

Drugi dzień koncertowego maratonu z Nu Ensemble przedstawia kolejne twarze (maski?) muzycznej improwizacji.

Rozpoczyna reprezentacja polskiej sceny - duet Dominika Strycharskiego (flety drewniane o różnych strojach) oraz Rafała Mazura (akustyczna gitara basowa). Nazwiska obu muzyków osobom śledzącym koncertowe wydarzenia z kręgu  free improv powinny być znajome. Charakterystyczne brzmienie basówki Rafała zagęszcza muzyczną przestrzeń w dolnych rejestrach, przywołuje na myśl obraz płynnej masy bulgoczącej lawy. Gra Dominika Strycharskiego łączy natomiast elementy wokalne, echa etniczne i transowe. Zapętlone frazy eksponują zarówno brzmieniowe kontrasty jak i współbrzmienia, najefektowniej wypadają chyba rejestry ekstremalne - z jednej strony świsty i flet piccolo, z drugiej flet basowy i długo wybrzmiewające ruchy smyczka na strunach gitary.
Polska scena improv została zaprezentowana godnie, choć miałem wrażenie, że zarówno muzycy jak i publiczność potrzebowali rozgrzewki – im dalej, tym chemia była lepsza.

Drugi set podzielono ponownie na trzy wystąpienia w kolejności solo + duo + solo. Na początek Joe McPhee, w rękach kieszonkowa trąbka, z której dobywają się szmery i szepty i świsty na granicy słyszalności. Poetycko-minimalistyczny wstęp. Kiedy sięga po sax tenor McPhee pokazuje cały swój kunszt, całe bogactwo artystycznego doświadczenia i życiowego bagażu. Jest w jego grze emocjonalna głębia i namacalny wręcz feeling. Przez niecałe pół godziny Joe McPhee opowiedział nam swoimi dźwiękami całą historię czarnej muzyki. Echa Mississipi, Harlemu, Broadway'u, Nowego Orleanu. Żarliwość i pragnienie wolności zawarte w starych pieśniach negro spirituals, soulowy ton, melodie przerywane aylerowskich zadęciem, całą historia jazzowego
saksofonu. Profesor.

Ingebrigt Haker-Flaten i Jon Rune Strom to spotkanie wagi ciężkiej. Z dwoma kontrabasami na scenie nie ma żartów. A muzycy względem swoich instrumentów są absolutnie bezlitośni – struny są rwane, szarpane, uderzane, wyginane, piłowane (jednym słowem maltretowane niemiłosiernie) z zacięciem ognistego cygańskiego skrzypka i brawurą mistrza fechtunku. Intensywność ekstremalne w związku z czym obaj parę razy przystają, biorą krótki oddech, po czym rozpoczynają kolejne drapieżne crescendo, z których największe wrażenie chyba budzi bitwa na smyczki w najwyższych rejestrach – jestem pewien, że następnym razem przepiłują struny.

Ostatni występ w tej części to solo Christer Bothen na klarnecie basowym i była to wypowiedź niezwykle poetycka i minimalistyczna, muzyczna akcja toczyła się na granicy subtelności dźwięków, niejako schowana pod samą nutą - oddech, szmer, szept oraz zapętlone frazy, pauzy i zawieszony dźwięki, które znikają jedna w drugiej, niczym powtarzane przez echo. Muzyka gęsta i spokojna niczym mgła unosząca się przed świtem nad wodą, dźwięki unoszą się swobodnie, dochodzą nie wiadomo z jak bliska lub z jak daleka, a część z nich zapewne pojawia się tylko w naszej wyobraźni.

Set trzeci to trio EFG czyli Peter Evans, Agusti Fernandez i Mats Gustafsson. To jest muzyka dźwięków wyzwolonych, swobodnie rozmieszczanych w czasoprzestrzeni, swobodnie dobieranych z biura odgłosów zagubionych. Brzmi przerażająco abstrakcyjnie i intelektualnie? Na szczęście muzyczna erudycja Gustafssona nie przeszkadza mu przyjąć postawy rzezimieszka na scenie. Muzyka EFG jest abstrakcyjna, momentami do bólu, ale jednocześnie rozbuchana, energetycznie rozpasana, pełna dźwiękowych erupcji, napięć i sprzężenia zwrotnego. Fernandez jest niemal cały czas schowany pod pokrywą fortepianu, dobywając dźwięki ze ścieżki dźwiękowej czarno-białego horroru, Gustafsson cedzi muzyczne kopniaki a Evans momentami bawi się na trąbce w Kaczora Donalda. To wszystko nie ma znaczenia. Klasa tych muzyków, wyczucie muzycznej akcji, dramaturgii, narracji, sprawia, że pozorny chaos staje się podstawą muzycznego katharsis. Okazuje się, że instrumenty właściwie nie są po to, żeby na nich grać nuty. Nuty są zbędne. Istnieją tylko dźwięki.
Doskonała puenta wieczoru.