In Between

Autor: 
Dominik Strycharski
Erik Truffaz
Wydawca: 
EMI/ Blue Note
Dystrybutor: 
Universal Music Polska
Data wydania: 
31.08.2010
Ocena: 
0
No votes yet
Skład: 
Bass, Contrabass – Marcello Giuliani, Drums [Batterie], Percussion, Vocals [Voix] – Marc Erbetta, Organ [Hammond], Piano, Electric Piano [Fender Rhodes] – Benoît Corboz, Greg Dubuis, Trumpet, Vocals [Voix] – Erik Truffaz

Eric Truffaz nie uchodzi dziś za jakąś wybitnie pierwszoplanową postać jazzu. Albo dokładniej – za osobę, która nadaje temu gatunkowi jakieś nowe nieznane sensy i kierunki. Nie uchodzi za „klasyka”, jak również pojęcie jazzowej awangardy niespecjalnie do niego przylega. Kim więc jest Truffaz? Kolejnym jazzowym hochsztaplerem i „ściemniaczem” pokroju Kennego G? Popowym artystą snobistycznie ubierającym swoją działalność w szaty „świętego” jazzu?

Nie zgadzam się z żadnym z tych - możliwych - poglądów. Truffaz jest wybitny, nie waham się tego napisać. I jest jeden powód, dla którego nie boję się tego hasła wypowiedzieć – melodia. Tak, Truffaz naprawdę dobrze zagospodarowuje teren melodii. Ten teren, który w muzyce free jest częściowo wyparty czy raczej często odsuwany innymi składnikami jazzowej konstrukcji. Ten teren, który u takich twórców jak Pat Metheny jest doprowadzony do prawie absurdalnych rozmiarów (wiem, kontrowersyjne to stwierdzenie). A tu? Jakaż prostota i klasa.

Okej, Truffaz nie boi się nawet flirtu z piosenką, co w całej historii jazzu nie jest może żadną nowością, ale w ostatnich latach czy nawet dziesięcioleciach twórcy rzadko bawią się mariażem muzyki instrumentalnej i wokalnej, ba – często jest to wręcz źle widziane.

Truffaz być może nie bawi się w zastanawianie. Nie bawi się być może także w zamiary tworzenia dzieł. Ale za to bardzo inteligentnie i czujnie opowiada swoją historię. Zresztą klimat tej płyty jest niezwykły. Nowoczesny, ale nienachalny. A mnie się wydaje mi się, że klimat to jednak wciąż jest jakaś wartość w muzyce.

Truffaz gra mało i poniekąd jest to "w duchu" sposobu myślenia Cheta Bakera, który tu urzeka. Przymajmniej mnie. Ma swój ton, bardzo indywidualny mimo, że prawie nie uświadczymy tu jakiejś „solówki”. Zresztą pozostali muzycy też bardziej bawią się w budowanie wspólnoty niż w popisy, co z kolei czyni płytę dodatkowo interesującą.

Do płyty w wersji DeLuxe dołączone jest DVD. Ten pełnowymiarowy dodatek jest bardzo dobrym komentarzem do tego co mówię. Melancholia, podróż, spotkanie z innymi muzykami i kulturami. Koncerty w fajnych miejscach, muzykowanie sprawiające radość słuchaczom i twórcom.

Nie, Truffaz mimo możliwych wad, nie jest jednak żadnym jazzowym populistą. To nie wspomniany Pat Metheny. Nie proponuje rozwiązań nazbyt banalnych czy zbyt ostentacyjnych, a jego droga jest całkowicie autentyczna. Tak, jest trochę marzycielem, i trochę bywa jednak konceptualistą, i te dwa wymiary się świetnie uzupełniają. Świetnie, bo efekt jest spójny i przekonywujący.

Znam trębaczy którzy uważają Truffaza za zero, null. Kompletnie mnie to nie interesuje, tak samo jak to czy moja ulubiona kawa, którą sobie sam przyrządzam jest uznawana przez baristów za wartą uwagi czy nie. Wiem że muzyka Truffaza jest prosta i pełna zarazem, i nigdy nie mdła czy pretensjonalna. A tyle mi wystarczy, by miło jej słuchać.

The Secret Of The Dead Sea, Let Me Go ! (Feat. Sophie Hunger), Mechanic Cosmetic, Fujin, Dirge (Feat. Sophie Hunger), In Between, Lost In Bogota, Balbec, Bc One, Les Gens Du Voyage