In case you’ve missed the flight – relacja z koncertu Strycharski – Kacperczyk – Szpura w SPATiF-ie

Autor: 
Anka Początek

Do gwiazd band ruszył w trasę przez Polskę. Lecz nie dotarł daleko, bo - jak wiemy - Polska przeszła w tryb stand-by. Dlatego musi wystarczyć relacja nie z Jazz Jantaru, bo festiwal został odwołany, ale z występu sprzed tygodnia, z 5 marca, ze stołecznego SPATiFu. Dla orientacji w terenie materiał prezentowany w Warszawie znajdziecie na Jazzarium w sekcji płyta dnia.

Nie wiem, jaki był pierwotny zamysł na ten skład. Tytuły kawałków podpowiadają inspiracje kosmosem, i to tym daleko poza naszym układem. Natomiast specyficzna jest na pewno współpraca tych – a nie innych – instrumentów. I to głównie brzmienie jest paliwem dla ewolucji tego tria na przestrzeni czasu. Słyszałam ten skład ze dwa lata temu w CH25, jakiś czas później wyszedł album i teraz znowu koncert – i słyszę jakby trzy zespoły. Może przesadzam, ale parsek… tfu… progres jest wyraźny.

Zespół prezentuje kilka utworów, które są  bazą dla dźwiękowych poszukiwań. Jako że można tej muzyki posłuchać na bandcampie, to nie próbuję jej nawet szczegółowo opisywać, posłuchajcie sobie. Grunt, że w tej formule próbują się w różnych relacjach instrumenty niejako z innych planet, a może raczej instrumenty, które spotykamy razem tylko czasem, ale w większych składach - w muzyce filmowej, we współczesnej. Tu ryzyko wyprawy tkwi w ograniczeniu formuły do tria – i ten trip się udaje.

W obrębie starannych, wycyzelowanych kompozycji, jest przestrzeń i dla dynamiki każdego instrumentu, i dla poszukiwań brzmieniowych w konstelacjach między nimi. Wydaje się, że ta ekipa dogadała już system komunikacyjny na tyle sprawny, że to wspólne granie jest żywe, zmienne i te kilka utworów inaczej brzmi na nagraniu, a inaczej na żywo, no i inaczej niż dwa lata temu.

I jakoś jedyne, co zaczęło uwierać, że te kawałki są już dla tego tria w dzisiejszym brzmieniu za krótkie. Że się te brzmienia i poszukiwania rozrastają, że wyobraźni tych trzech głów przydałoby im się nie osiem, ale raczej kilkadziesiąt minut, na taką porządną odyseję. Na kolejną płytę?