Los Ludzi: Szamburski/Pop/Strycharski/Bunio w Pardon, To Tu

Autor: 
Kajetan Prochyra

Środowy koncert w Pardon, To Tu był inny od tych, do których przyzwyczaił nas klub. Owszem, na scenie zobaczyliśmy twórców dobrze znanych entuzjastom muzyki improwizowanej i niezależnej a także częstych gości przy Placu Grzybowskiem 12/16: Paweł Szamburski (SzaZa, Horny Trees, Cukunft, Ircha), Dominik Strycharski (Pulsarus, Organic Panic oraz DKS Trio) Bunio (Dick4dick, Lutosphere, Baabunio) i Tomek Pop (Ed Wood,  Hokei, Pictorial Candi, Innercity Ensemble) - jednak uważna Czytelniczka zauważy brak styczności tych muzycznych składów. Stąd właśnie wziął się pomysł na to muzyczne spotkanie. Podkreślał to przed koncertem Paweł Szamburski - To miało być spotkanie muzyków, przyjaciół, kolegów, którzy co i raz spotykają się w Pardon, To Tu, ale nigdy wcześniej ze sobą nie grali - pomysł banalnie prosty, ale, jak się okazuje, niezwykle trudny do zrealizowania gdy każdy zaangażowany jest w swoje własne projekty, trasy i płyty. Podczas pierwszych spotkań na scenie chemia może zadziałać albo nie. Rzadko kiedy wyławia się w takich sytuacjach prawdziwe perły. Często jest po prostu tak sobie. W środę jednak chemia dopisała.

Długi to wstęp do relacji z krótkiego koncertu. Czterech dżentelmenów zasiadło na scenie, Bunio i Doministry zastawieni dodatkowo szeregiem elektronicznych przetwarzaczy i kabli, obaj z mikrofonami, pierwszy z gitarą drugi z fletem. Szamburski - tradycyjnie z klarnetem. Pop za bardzo podstawowym zestawem perkusyjnym. Przez kolejne kilkadziesiąt minut każdy z nich pozostał w swoim muzycznym świecie a jednocześnie razem stworzyli nową, bardzo wielobarwną jakość. Większość utworów oparta była na prostym groovie intonowanym przez Szamburskiego. Każdy z muzyków potrafił jednak napełnić go treścią, przełamać, wzbogacić, wykorzystać jako przestrzeń do zabrania głosu. Niepostrzeżenie z wspólnego grania wyłaniał się blues, rock, electro czy wokalny eksperyment. Dobrze się bawili - to było widać. I na szczęście nie tylko oni.

Nazwali się Los Ludzi - i, jak sama nazwa wskazuje, trudno przewidzieć co z nimi dalej będzie. Bo nie o zespół tu chodziło, ale o spotkanie. Dziś na dźwięk słowa jam-session wielu unosi brew do góry, a częściej także własne siedzenie, kierując się do wyjścia. To już nie ten czas, nie te standardy. Jednak, jak podkreślał zapowiadając koncert Paweł Szamburski, scena Lado ABC, która w dużej mierze ugruntowała jakość muzyki improwizowanej w Polsce, jest konsekwencją procesu - tego, co działo się w nieistniejących już Jazzgocie, Galerii Off i Chłodnej 25. Dziś zaś dzieje się w Pardon, To Tu. Niezwykle cenne są takie inicjatywy jak 2 nights with Peter Brötzmann, Joe McPhee, Michael Zerang, Dave Rempis, jak warsztaty i koncert z Peeroanem akLaffem, ale także przedsięwzięcie takie jak Los Ludzi - jeśli nie pójdzie on marne i nie skończy się na jednym koncercie - spotkania muzyków z różnych środowisk - nie tylko sceny warszawskiej, improwizowanej, niezależnej - mogą wpuścić do naszej muzyki wiele świeżego powietrza.