Japoński rock z duszą - KIKI Band na inaugurację Krakowskiej Jesieni Jazzowej

Autor: 
Bartosz Adamczak
Autor zdjęcia: 
mah, publiczna galeria picassa

Mocnym rockowym kopniakiem rozpoczęła się 6ta edycja Krakowskiej Jesieni Jazzowej! Kopniak ten wymierzony został celnie przez formację Kazutoki Umezu KIKI Band, dobrze z resztą znanej krakowskiej publiczności. Na tyle dobrze, że inauguracja ta miała miejsce w zawsze gościnnej sali koncertowej Muzeum Manggha, która świetną akustyką i dużą przestrzenią (widownia dopisała) wynagradza brak specyficznej klubowej atmosfery.

Pisanie o koncercie KIKI Band jest zadaniem stosunkowo łatwym bo dokładnie wiadomo czego od tego zespołu należy wymagać a ten konsekwentnie te (wysokie) oczekiwania spełnia. Dodatkowo można poprzeć swoje słowa całkiem sporą ilością przyzwoitej jakości nagrań video dostępnych w sieci.

 

Muzyka japońskiego (w ¾ i w ¼ amerykańskiego) zespołu to mocno wstrząśniety koktajl: szwajcarska precyzja, odrobina (charakterystycznego dla sceny japońskiej) szaleństwa, chwytliwe melodie, miażdżące riffy, masywne brzmienie, szalone tempa i wariackie popisy solowe, którymi muzycy sypią jak z rękawa. To wszystko w ramach żelaznej dyscypliny i formy jaką jest rockowa piosenka (zwrotka-refren-przejście; wyjątkiem rozbudowana, wielowątkowa prog-rockowa kompozycja otwierająca drugi set tego koncertu). Techniczna biegłość podparta jest instrumentalnym showmanship bo melodyczne sola basu przywołują na myśl Victora Wootena, pod free-jazzowym zabrudzeniem barwa saksofonu Kazutoki jest czysta i słodka jak alt Davida Sanborna (i zastrzegam, że jest to komplement), Natsuki Kido mógłby być wcieleniem Gary’ego Moore’a (lub innego wymiatacza) a i perkusista się nie oszczędza broniąc honoru amerykańskiego rocka.

 

W ramach hard rockowego fundamentu KIKI inkorporuję całą gamę stylistycznych inspiracji: od metalu (ciężkie, plemienne brzmienie bębnów, podwójna stopa), przez blues-rocka (sola gitarowe), funky (bas), soul (specyficzny żar w tonie saksofonu), free-jazz (ekspresja solówek Kazutoki), po rock progresywny (podniosły temat „Izumoya” czy, wspomniany już, początek drugiego seta) a w poszczególnych melodiach pobrzmiewają echa klezmerskie (jedna z fascynacji lidera, który prowadzi również japoński zespół klezmerski [!]), skocznego ska czy azjatyckiego folku. I jest czymś kulturowo znamiennym ta wszechstronność i otwarcie stylistyczne podobnie jak fascynująca jest możliwość obserwowania tych gatunków muzyki zachodniej przetworzonych i ‘oddanych’ publiczności przez zespół z Japonii.


Dobrze sprawdzają się kompozycje z nowej płyty („A Chrysalis’ Dream”) ale największą radość (i to kolejny dowód na rockowy charakter koncertu – czekamy na przeboje) sprawiły mi utwory, które znam dobrze z płyt czy poprzednich koncertów grupy. W tym szaleńczy „Monkey Mash” (patrz video powyżej) czy oparty na ultra-niskim basowym riffie „Dressler #36” (z drapieżnym duetem saksofon-perkusja). Podobnie ballada „Izumoya”, dedykowana przez Umezu ofiarom tsunami w Japonii i rozpoczęta wzruszającym solem saksofonu a’capella. Na bis zagrany został, znany z nagranego w krakowskiej Alchemii i wydanego przez Not Two kompaktu „Alchemic Life”, utwór „Vietnamese Gospel” z żarliwym solem saksofonu (wbrew tytułowi kompozycja soulowa, z pięknym harmonicznym intro Takeharu).

W muzyce KIKI jest niesamowita energia, jest instrumentalny kunszt, jest śpiewność i taniec i rozbrajająca szczerość, wszystko elementy, których często w jazzie ostatnio brakuje. Jednym słowem : jest czad. Rockowy soczysty stek jako przystawka przed serią jazzowych dań? Ja jestem jak najbardziej za.

 

Autor prowadzi bloga: www.jazzalchemist.blogspot.com

 

KIKI Band:

Kazutoki Umezu – alto sax, soprano sax, clarinet

Natsuki Kido – electric guitar

Takeharu Hayakawa – bass guitar

Joe Trump – drums



Krakowska Jesień Jazzowa

Kraków. Muzeum Mangha. 20.09.2011