Energia, fantazja, żywioł: Angles na X Krakowskiej Jesieni Jazzowej

Autor: 
Bartosz Adamczak

Warto czekać na jesień – wie to każdy fan jazzu w Polsce. W Krakowie od lat 10ciu jesień to Jesień Jazzowa właśnie, tworzona niestrudzenie przez klub Alchemia oraz Marka Winiarskiego reprezentującego renomowany label Not Two. Jubileuszową edycję festiwalu rozpoczął koncert formacji Angles dowodzonej przez Martina Kuchena.

Angles zadebiutowało w 2008 roku doskonale przyjętą przez krytykę i publiczność płytą „Every Woman Is A Tree”. Licząca obecnie 5 pozycji dyskografia zespołu pozwala na kilka obserwacji. Po pierwsze, pomimo różnych zmian personalnych (zmienia się też wielkość zespołu – na scenie od 5 do 11 osób) Angles zachowują spójny, rozpoznawalny sound – zasługa to kompozycji Martina Kuchena, które tworzą ramy brzmieniowe zespołu. Po drugie, Angles to zespół wybitnie koncertowy, tylko jedna płyta (konkretnie„Injuries” Clean Feed 2014) została nagrana w studio – wszystkie pozostałe to rejestracje live.

Angles grają jazz żywiołowy, energiczny, nieskrępowany i jednocześnie niezwykle przystępny. Rytmiczny drive zapewniają Andreas Werlin i Johann Berthling. Sekcja znana bardzo dobrze skądinąd z metalowo rockowej ekspresji Fire! tutaj zachwyca pazurem bardziej rasowym. Za fortepianem zasiada Alexander Zethson, skupia się często na niższym rejestrze instrumentu i podbudowuje brzmieniowo linię basu, ale potrafi też zauroczyć delikatną impresją. Na koncert niestety nie dotarł wibrafonista Mattias Stahl – szkoda, bo specyficzne, kontrastujące brzmienie instrumentu jest jednym ze znaków rozpoznawalnych Angles, trzeba jednak dodać od razu, że podczas koncertu nie było poczucia jakiegokolwiek brzmieniowego braku czy luki na scenie. Ta zresztą i w sensie dosłownym wypełniona była dość szczelnie. Na samym froncie Eirik Heigdal na barytonie (zamiennie z sopranem), Martin Kuchen na tenorze, alcie lub flecie, Mats Aleklint na puzonie oraz Magnus Broo na trąbce.

Słuchając Angles trudno oprzeć się wrażeniu, że na scenie jest osób jeszcze więcej, siedmioosobowy skład brzmi o wiele poteżniej niż by liczba siedem na to wskazywała. Dęciaki dmią pełną piersią i wypełniają dźwiękowe ramy – zasługa po równo wkładu indywidualnego poszczególnych muzyków i kapitalnych aranżacji. Pojawiają się kompozycje z najnowszej płyty (np. European Boogie) jak i te znane z pierwszych płyt zespołu. Jest w muzyce Angles jakiś element waleczności, duch bojowniczego buntu, natchnienia, majestatu z odrobinką patosu. Napędzany przez sekcję Andreas – Johann – Alexander zespół zachwyca energią, ale kiedy ta na chwile przestaje grać, na scenie pozostaje kwartet dęty, który potrafi wybrzmieć z pełną powagą chóru gregoriańskiego, surowych harmonii przeplatanych z czystymi unisono. Nasuwają mi się nieustannie skojarzenia hiszpańskie – dramaturgia Corridy (jak piękne i cudownie przeszywające solo zagrał na trąbce Magnus Broo na początku drugiego seta!). Bojowniczość i natchnienie partyzantki, fantazyjność tańca flamenco. Nie przypadkiem mówiąc o Angles często przywołuje się muzyczne dokonania słynnej Liberation Music Orchestra Chargliego Hadena. Ale też Angles potrafią wcielić w dźwięki ducha Fela Kuti i jego afrobeatu porywającym tańcu (utwór „Ubabba”)!

Tego alchemicznego wieczoru scene wypełniła niespożyta energia, fantazja, żywiołowość. Muzyka bezpośrednia, pełna barw i emocji. Znając płytowe rejestracje koncertów Angles obiecywałem sobie po tym wieczorze wiele i wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione z nawiązką. Chciałoby się zakrzyknąć „Partyzanci wszystkich krajów: instrumenty w dłoń!”. Jubieluszową edycję Krakowskiej Jesieni Jazzowej można uznać za otwartą. Z przytupem.
Nie pozostaje nic innego jak przybywać tłumnie na następne koncerty oraz życzyć jubilatce 100 lat!