Krakowska Jesień Jazzowa 2016: Barry Guy- Three Pieces For Orchestra

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Na naszych oczach konstytuuje się nowy duży zespół Barry’ego Guya. Nie chce przez to powiedzieć, że poprzednie formacje, legendarna London Jazz Composers Orchestra przestała działać, o czym niech zaświadczy pierwszy od 15 lat koncert zaplanowany na kwiecień przyszłego roku koncert w Lodynie, ani też że New Orchestra odeszła w niepamięć. Nie mniej Blue Shroud Band wydaje się formułą, której działanie uwarunkowane staje się nie tylko kompozycją o tym samym tytule, wydaną w pierwszej połowie tego roku w Intakt Records, ale i innymi dziełami mistrza.

Dla miłośników muzyki Bsrry’ego Guya fakt, że w finale krakowskiej rezydencji znalazło się wykonanie partytury „Three Pieces For Orchestra” był szczególnym wydarzeniem. Napisany blisko dwie dekady temu utwór zaplanowany był dla innej formacji i innych solistów. I szanse, że będzie jeszcze okazja zanurzyć się w tamtej muzyce były raczej nie wielkie. Tymczasem marzenia się spełniają i jak to wiele razy się zdarzało spełniają się w dawnej stolicy Polski.

Kiedy powstawała „Three Pieces For Orchestra” prężnie działała wspomniana już LJCO, w swoim wulkanicznym składzie, jeszcze z Paulem Rutherfordem na puzonie i Paulem Dunmallem na saksofonie barytonowym. Zamysł był śmiały, jak również i dedykacja utworu szczególna. Jeśli przyjrzeć się dobrze to kompozycja ta, zwłaszcza w swojej środkowej części, przypominała tak naprawdę składający się z trzech części koncert fortepianowy. Co więcej napisany dla samej Marilyn Crispell – pianistki zza Oceanu, którą zapewne pamiętamy i z cudownej gry w drugim kwartecie Antohny’ego Braxtona, i z działań pod własnym szyldem, które, jakbyśmy tego nie chcieli nazywać, weszły do kanonu muzyki improwizowanej. Skreślone przez Barry’ego Guya nuty powędrowały też w kierunku innej ikonicznej postaci światowej sztuki improwizacji, wokalistki Maggie Nicols.

Dzisiaj miejsce Crispell i Nicols zajęły inni artyści. Miejsce LJCO inny zespół. I tak na scenie Centrum Sztuki Techniki Manggha gościliśmy Blue Shroud Band, za klawiaturą fortepianu zasiadł Agusti Fernandez, a przy mikrofonie Savina Yannatou.

W ich wykonaniu kompozycja Guya zabrzmiała inaczej, choć w dalszym ciągu mogliśmy oczekiwać niekiedy wręcz porażającej siły brzmienia. Zmieniła się jednak znacznie kolorystyka - skrzypce, altówka, gitara klasyczna, tuba wymieniana na prastary serpent, pojedyncza obsada kontrabasu. Przede wszystkim jednak inny całkiem rodowód zgromadzonych muzyków. Mogliśmy przyglądać się całkiem innej dynamice zdarzeń wewnątrz kompozycji, choć i tutaj szczególnie w warstwie improwizowanej nacisk położony został na batalię, niekiedy równolegle toczące się spory duetów (fortepian-perkusja, gitara-perkusja, altówka-tuba). Młodzi improwizatorzy zajęli miejsce weteranów, pierwsza generacja solistów ustąpiła miejsca nowemu pokoleniu, które jednak wcale nie podeszło do  rzeczy z zamiarem dekonstrukcji, ale z wizją odnalezienia swojego miejsca w imponującej partyturze Guya.

Blue Shroud band to formacja, która nie tracąc bardzo wiele z siły LJCO, wniosła poza kolorem także ogromny ambitus dynamiki do muzyki Guya i fakt ten pozwalał cieszyć się z nut wpisanych we „Three Pieces For Orchestra” na nowo. Może nie przez cały czas z takimi wypiekami na twarzy jak przed laty, przy pierwszym kontakcie z dziełem, ale bez wątpienia z większym zaciekawieniem. Teraz tylko czekać, aż Barry Guy da się namówić aby na nowe rozczytanie swoich legendarnych partytur „Harmos”, „Double Trouble” oraz „Ode”. Jakby tak miało się stać, to czekają nas wspaniałe przeżycia.