Sky Burial
Nienapisanie o płycie Jeremiaha Cymermana poczytuję sobie jako jedno z większych recenzenckich zaniedbań 2013 roku. Album „Sky Burial” jest wydawnictwem, które w ostatnich tygodniach zrobiło na mnie doprawdy piorunujące wrażenie – pisanie o takich płytach to prawdziwa przyjemność, a zarazem nie lada wyzwanie. Muzyka utkana przez Cymermana nosi znamiona bezkompromisowej oryginalności, nowatorstwa, ciężko ją jednoznacznie skategoryzować, ale są to z pewnością dźwięki na miarę XXI wieku.
Często w zetknięciu z muzyką na wskroś nowoczesną słuchacz doznaje zaledwie szoku poznawczego, a intelektualny pierwiastek dominuje w recepcji dzieła, bądź całkowicie przytłacza oddziaływanie czysto emocjonalne. W przypadku „Sky Burial” wszystkie trzy wymienione aspekty osiągnęły stosunkowo rzadko spotykany balans, który w moim odczuciu czyni z klarnecisty jednego z ciekawszych improwizatorów młodego pokolenia. Czas na odrobinę kontekstu.
Jeremiah Cymerman jest nowojorskim klarnecistą i kompozytorem, znajdującym się w orbicie sceny zogniskowanej wokół Johna Zorna. Aktywność artystyczna Cymermana przebiega w sposób trójtorowy i nie sposób szczególnie w kontekście tej płyty traktować jej rozłącznie - artysta jest zarówno muzykiem jak i inżynierem dźwięku, a od niedawna także szefem autorskiej wytwórni 5049 Records. Zatem: kreacja - modulacja brzmienia – nagrywanie i eksperymentalna obróbka materiału. W procesie powstawania „Sky Burial” Cymerman czerpał całymi garściami ze stylu cut-up, techniki na gruncie literackim opracowanej przez William S. Burroughsa, która w telegraficznym skrócie stanowi rodzaj narracyjnego kolażu, często konstruowanego na zasadzie przypadku. Do kolażu, producenckiej wyklejanki, potrzebne są jednak prefabrykaty, które następnie można arbitralnie modelować. I w tym momencie należy wspomnieć o muzykach współtworzących dźwięki finalnie spięte nazwą „Sky Burial”. Płytę stworzył kwartet złożony z samych instrumentów dętych oraz wzmacniaczy i efektów, pod które zostały podpięte. W skład Amplified Quartet wchodzą: Peter Evans i Nate Wooley na trąbkach (których lider przedsięwzięcia nagrywał już na dosyć ekstremalnej płycie „High Society”), Matt Bauder na saksofonie oraz Cymerman na klarnecie. Nie będzie przesadą nazwać wyżej figurujące nazwiska mianem crème de la crème młodej eksperymentalnej sceny improwizowanej Nowego Jorku. Materiał został nagrany podczas trzydniowej rezydencji muzyków w klubie Roulette na Brooklynie, następnie Cymerman poddał go eksperymentalnej postprodukcji.
„Sky Burial” podzielone jest na 5 części, prezentujących muzykę będącą rodzajem odpowiednika filmu grozy, ewentualnie bardzo psychodelicznego kina surrealistycznego. Technologia, z której artyści skorzystali w celu modulacji dźwięku instrumentów dętych, stała się na albumie integralnym elementem całości struktury brzmienia. I to właśnie niesamowite brzmienie, które stawia słuchacza w sytuacji permanentnej czujności na niuanse, decyduje o wspaniałości i wysmakowaniu tej płyty. Już z pierwszymi sekundami tytułowego nagrania słuchacz zostaje wprowadzony w świat będący futurystyczną wypadkową dźwięków akustycznych i przetworzonych elektronicznie. Próżno szukać granicy pomiędzy jednymi a drugimi, czasami rozpoznawalny tembr trąbki bądź klarnetu brzmi niczym pojedyncze zrozumiałe słowa w monologu wygłaszanym w niesłyszalnym nigdy wcześniej języku, który uwodzi egzotyczną melodyką, onieśmiela nieznaną fonetyką, wreszcie obezwładnia pięknem wewnętrznej, enigmatycznej konstrukcji.
Cymerman wraz z trójką pozostałych muzyków tworzy w poszczególnych utworach oniryczne krajobrazy dźwiękowe, które z jednej strony brzmią na wskroś futurystycznie, industrialnie, z drugiej natomiast są bardzo organiczne - podział pomiędzy tymi wymiarami jest na tyle płynny, że nie sposób rozpatrywać ich zespolenia inaczej jak w kategoriach nowej jakości. Sonorystyczne walory „Sky Burial” są niesłychane, a płyta odtwarzana na dobrym sprzęcie brzmi niczym rytualna muzyka etniczna niezidentyfikowanych form żyjących gdzieś na innych planetach. Każda z producenckich improwizacji Cymermana jest przepełniona klimatem niepokoju, zagrożenia, wręcz szaleństwa, a paranoiczne „Crazy Wisdom” z tytułowymi odniesieniami buddyjskimi nie jest tu odosobnionym przypadkiem. Z pewnością dla wielu kontakt z tym albumem będzie jak wyprawa w nieznane, przez krainy pełne akustycznych osobliwości, które niewątpliwie poszerzą perspektywę postrzegania muzyki improwizowanej.
Mam szczerą nadzieję, że muzycy uraczą słuchaczy kontynuacją „Sky Burial”. Amplified Quartet pod producencką wodzą Cymermana ma wielki potencjał. Ciekaw jestem jak podobny materiał zabrzmiałby w zupełnie surowej, koncertowej realizacji. Jeśli tak miałby wyglądać jazz przyszłości, to nie miałbym nic przeciwko temu. Niezwykle eksperymentalny, a zarazem spójny i klarowny album, stanowiący w moim mniemaniu muzyczny ekwiwalent dobrego science fiction. Świetna, nowatorska płyta wymagająca od słuchacza jedynie skupienia i otwartej głowy. Odpłaca się z nawiązką.
1. Sky Burial, 2. Rogyapa, 3. Crazy Wisdom, 4. Mount Meru, 5. Skull Bowl
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.