Rok 2019 w najlepszych płytach ze Świata, Europy, Polski i Trójmiasta

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 

Nikogo nie zaskoczy, że rok 2019, podobnie jak 2018 obfitował w doskonałą muzykę. Dopracowaną, złożoną, wielowątkową, a także co istotne: łatwo dostępną, dzięki nowoczesnym mediom, platformom streamingowym, a także wydarzeniom kulturalnym. Absolutnym „wow” w roku 2019 okazały się dla mnie następujące wydania. Zapraszam na moje wspominkowe podwórko. Zapraszam do siedemnastu najciekawszych albumów roku 2019.

Świat:
Muzyka, która w tym roku mną zawładnęła dzieli się na dwa odłamy. Pierwszy to muzyka zaangażowana społecznie, dedykowana ważnym wydarzeniom politycznym, historycznym. Muzyka z ładunkiem, niosąca ze sobą potężny przekaz. Drugi odłam jest bardziej złożony wykonawczo: to muzyka dużych składów. Improwizowana, wielowątkowa i nieprzewidywalna. Pełno w niej mocnego, tłustego brzmienia i kolektywnej improwizacji. Wisienką na torcie są natomiast przeszywające wokale i niebanalne linie melodyczne.  

-Damon Locks Black Monument Ensemble – „Where Future Unfolds”
-Amirtha Kidambi – „From Untruth”
-Jaimie Branch – „FLY or DIE II: bird dogs of paradise”
-Fire! Orchestra – „Arrival”

Europa:
Rok 2019 na naszym kontynencie zdominowany był przez 50. urodziny wytwórni ECM. Ale całoroczne obchody imprezy Manfreda Eichera, nie są  jedynym aspektem wartym podsumowania minionego roku. Trendy w Europie coraz śmielej idą w kierunku improwizowanej muzyki tanecznej, fuzji stylistycznej pomiędzy elektroniką, improwizacją, jazzem, hip-hopem i neosoulem. Muzyka oparta na tłustym groovie, często powtarzalnej rytmice i w gruncie rzeczy prostych motywach spodobała się już nam za sprawą zespołów Shabaki Hutchinsa. Powód jest prosty: mocno buja. Zdecydowanie bardziej do tańca niż do różańca. Z drugiej zaś strony w Europie mamy muzykę bardziej improwizowaną: nieśmiertelną scenę skandynawską: przestrzenną i mistyczną, coraz śmielej romansującą z elektroniką. A także nowe projekty z głębi kontynentu, wymykające się klasyfikacjom.

-Ezra Collective – „You Can’t Steal My Joy”
-Cykada – „Cykada”
-Nills Petter Molvær – „Khmer”
-Friends – „Seed”
-Julia Hülsmann Quartet – „Not Far From Here”

Polska:
A w Polsce nadzwyczaj owocnie. Świetnych zróżnicowanych albumów co niemiara. Doskonałe zagraniczne współprace i muzyka, z której przebija słowiański duch w nowoczesnej odsłonie. Wszystko to za sprawą artystów zarówno o mocno ugruntowanej pozycji, jak i tych bardzo młodych, nie wszystkim jeszcze znanych. Niezależnie od rozmachu wydania (niektóre z płyt umieszczone zostały w kultowym katalogu Polish Jazz, inne wspierane są przez wytwórnię ECM), wszystkie imponują poziomem co najmniej światowym, jeśli nie międzygalaktycznym.

-Piotr Damasiewicz & Power of the Horns Ensemble – „Polska”
-Maciej Obara – „Three Crowns”
-RGG – „Memento”
-Kuba Więcek- „Multitasking”

Trójmiasto:
Sczególnie mi bliska scena trójmiejska, to muzyka ożywcza i nowoczesna. Nie zawsze stricte jazzowa, co stanowi wyłącznie o jej wartości. Trójmiejskie składy są skore do wszelkich przeobrażeń. Zarówno osobowych, jak i brzmieniowych. Nie brak więc tu elementów muzyki elektronicznej, rockowej, ambientu, minimalizmu a także awangardy. Trójmiasto trwale poszukuje coraz to ciekawszych rozwiązań i niczym rozpędzonej kuli śniegowej – nie da się go już zatrzymać.

-Quantum Trio – „Red Fog”
-Algorhythm - „Termomix”
-Irek Wojtczak, Kamil Piotrowicz- „Plastic Poetry”
-Awatair- „Awatair Plays Coltrane”
-Olo Walicki, Jacek Prościński – „Llovage”