Jorgos Skolias - artysta niesforny

Autor: 
Mateusz Magierowski
Autor zdjęcia: 
Bogdan Krężel

Przeglądając Pana stronę internetową, nietrudno odnaleźć na niej hasło „Jorgos Skolias – wokalista niesforny”.  Na czym miałaby polegać Pańska muzyczna niesforność?
Niesforność polega na nieograniczaniu się, nieograniczaniu się do jednej stylistyki. Wchodzę po prostu w różne stylistyki i do różnych stylistyk uciekam. To raz, a po drugie – jestem niezależnym muzykiem i nie chcę być ani szufladkowany, ani przyporządkowywany do jakichś muzyków, jakichś gatunków czy styli. To jest mi obce i chcę, żeby wciąż pozostało dla mnie czymś odległym.  Przede wszystkim w tym co robię szukam muzyki. Szukam dźwięków, które mi najbardziej by odpowiadały, nie tych, które odpowiadałyby danej stylistyce, formie, układom czy przyjaciołom.

To przekraczanie granic muzycznych gatunków należałoby chyba uznać za cechę charakterystyczną Pańskiej twórczości. Jak zdefiniowałby Pan dziś swoją muzyczną tożsamość? Czy da się w jakiś sposób ją zdefiniować?

Nie chciałbym jej definiować – właśnie dlatego jestem niesforny, dlatego uciekam. Chcę być postrzegany po prostu jako muzyk. Nie lubię tego typu określeń, zgodnie z którymi w zespole są muzycy i wokalista. Oczywiście takie podziały są przejawem poczucia humoru, nie zaś złośliwości muzyków, ale bez względu na to chciałbym być traktowany jako muzyk . Dlatego też jedyny instrument, którym mogę operować  -  głos, chcę faktycznie traktować jak instrument muzyczny. To, co robię, chcę traktować jako wkład jakiegoś jeszcze instrumentu do całokształtu muzyki.

Tworzenie tej muzyki to w Pańskim wypadku proces czerpania z dorobku wielu kultur, w szczególności polskiej i greckiej…

Wychowany zostałem w greckiej rodzinie, żyjącej w Polsce. W domu rozmawiałem po grecku, wychodziłem na podwórko, rozmawiałem po polsku, słuchałem muzyki polskiej, polskiego radia, polskich audycji. Słuchałem też muzyki greckiej – cały dzień u nas w domu grały stacje greckie, które ojciec gdzieś tam znalazł w swoim radio, kręcąc gałkami. Faktycznie ta wielokulturowość bardzo wzbogacała moje doświadczenia. Nie tylko te muzyczne, ale też ludzkie, intelektualne, psychiczne, duchowe. Myślę, że to też wpłynęło na muzykę, którą chcę robić i którą robię.

Która z inspiracji jest Panu najbliższa, jeżeli którąkolwiek z nich można w ten sposób określić?

Myślę, że każda kultura jest mi bliska. Nie ma takiej kultury, w której znalazłbym więcej elementów mi bliskich. Każda ma swoje części składowe, które są ważniejsze, piękniejsze itd. , ale każda z nich jednocześnie wznosi tę samą pulę doznań i wrażeń. Nie mogę w tym kontekście powiedzieć, że coś jest piękniejsze, a coś mniej. To coś może być bardziej interesujące, a coś innego mniej w tym momencie, w danej chwili. W tej chwili, w której akurat robię to, a nie coś innego.

Jedną z okoliczności naszego spotkania jest nadchodząca płytowa premiera projektu Sephardix, którego idea narodziła się podczas festiwalu Nowa Muzyka Żydowska. Skąd pomysł na granie muzyki sefardyjskiej z sekcją rytmiczną braci Olesiów?

Od początku do końca był to pomysł Mirona Zajferta, który zadzwonił do mnie i zapytał mnie, czy chciałbym wziąć udział w tym festiwalu i zaproponował muzykę sefardyjską, w szczególności tę tworzoną przez Greków sefardyjskich. Byłem w tym kontekście odpowiednim „materiałem” , bo jestem przecież Grekiem, może nie sefardyjskim, ale polskim, tak samo działającym nie w swoim rodzinnym kraju, kraju swoich rodziców, tylko gdzieś „na zewnątrz”. Żydzi sefardyjscy nie żyli przecież w Izraelu, ale poza jego dzisiejszymi granicami. W pewnym momencie zostali wygnani ze swoich miejsc zamieszkania i  zamieszkali w Grecji.  Muzyka grecka, kultura grecka, bałkańska, śródziemnomorska i ich kultura stworzyły nową jakość, tzw. muzykę Greków sefardyjskich. Istnieje również muzyka, której też musiałem posłuchać i dotknąć, tworzona przez innych Sefardów, gdzieś tam w Hiszpanii czy w innych regionach świata. To jest coś niesamowitego, jak to niesamowicie się splata, jak ci ludzie, wchodząc w relację z miejscem w którym żyją, „dodają” owo miejsce do swojej kultury, tworząc wspaniały „misz-masz”. Grecy sefardyjscy śpiewają dla mnie w wielu miejscach niezrozumiałym tekstem – chociaż znam grecki. W ich muzyce pojawiają się niesamowite sploty językowe i wyrazowe, trudne do zrozumienia.

Pan Zajfert proponując mi tę pracę, zaproponował również sekcję, wiedząc że lubię grać skomplikowane, dziwne formy bez harmonicznych czy też melodycznych instrumentów. Jedynym melodykiem w tym projekcie byłem ja – niby. Rzeczywistość była jednak trochę inna – tak naprawdę  wszyscy graliśmy tam swoją muzykę. Pan Zajfert przesłał mi trochę materiałów, abym się zorientował, o co w tym chodzi, spotkaliśmy się z braćmi Olesiami – Bartłomiejem i Marcinem. Nie znaliśmy się wcześniej, oczywiście wiedzieliśmy o sobie coś niecoś. Zrobiliśmy pierwszą próbę – wszystko gites. Marcin przyniósł jakieś gotowe numery,  ja również miałem ze sobą parę takich „zaczynów”. Przygotowałem teksty do tej muzyki, inspirując się tekstami, które dostałem od pana Zajferta. Stworzyliśmy dość ciekawy program, który zagraliśmy podczas Festiwalu Nowa Muzyka Żydowska. Został on bardzo dobrze przyjęty. Potem zagraliśmy jeszcze dwa lub trzy koncerty i w październiku ubiegłego roku nagraliśmy płytę, która pewnie w tym roku wyjdzie. Mam w domu wstępnie zmiksowany materiał, przesłany przez Bartka. Jest naprawdę bardzo ciekawy - kiedy się to odpowiednio zmiksuje, zrobi się dobry mastering, to będzie gites.

Czyli w drugiej połowie bieżącego roku możemy się już spodziewać tej płyty. Po tym, jak wyszliście ze studia pojawiły się pogłoski, że ma ją wydać słynny Tzadik Records Johna Zorna.

Myślimy o tym. Zobaczymy. Nie mówię nie, nie mówię też tak. W Tzadiku nagrałem już parę solówek do płyty „Balan”, którą dla Tzadika nagrał The Cracow Klezmer Band, teraz Bester Quartet, zdaje się. Myślę że pan Zorn coś tam usłyszał, jako że przesłuchuje nagrania, tym bardziej, że były to jego kompozycje, więc musiał zaakceptować to, co zaaranżował i zrobił Jarek Bester. Może to w jakiś sposób ułatwi tę sprawę – zobaczymy.

Prócz Sephardixu  realizuje Pan wiele innych projektów, tworząc m.in. kilka duetów. Duet wydaje się być częstą formą muzycznej ekspresji, którą Pan współtworzy. Pracuje Pan przy reinterpretacjach twórczości Raya Charlesa z Pawłem Kaczmarczykiem, ma Pan też na koncie albumy z Bronisławem Dużym i Bogdanem Hołownią. Są to muzycy, którzy reprezentują różne pokolenia i stylistyki w polskim jazzie. Czy znajdowanie wspólnego języka z muzycznymi partnerami odbywa się zazwyczaj w zbliżony sposób , czy za każdym razem jest to zupełnie specyficzna interakcja?

Zawsze są to specyficzne interakcje. Byłoby nudno, gdybym za każdym razem podobnie próbował „być” z tymi muzykami i z tą muzyką, którą oni proponują. Duet z Bronisławem Dużym funkcjonuje jako taki projekt, który wymyśliłem swojego czasu , zatytułowany „Zulu”. Chciałem śpiewać w duetach z instrumentami nieharmonicznymi i niemelodycznymi – m.in. pierwszą swoją płytę nagrałem z kongistą Radosławem Nowakowskim z zespołu Osjan. Płyta zatytułowana została właśnie „Zulu”. Drugi album nagrałem z Bronisławem Dużym, puzonistą, któremu zaproponowałem współpracę jeszcze wówczas, kiedy graliśmy razem w Young Power. Cały big band naśmiewał się ze mnie, że gram w duetach z Radkiem Nowakowskim, bo łatwiej w ten sposób dokonać podziału finansów. Faktem jest, że w Polsce był to okres – a był to koniec lat 80. – kiedy było dość trudno o koncerty, ale moim zamysłem nie było po prostu zarobić więcej. Akurat tak się złożyło, że w tym czasie pracując z Young Power zostałem zaproszony do zespołu Osjan, z którym pracowałem przez rok jako gość specjalny. Tam zaprzyjaźniłem się z Radkiem Nowakowskim i zauważyłem, że można coś stworzyć w duecie z nim, tym bardziej, że od dłuższego czasu nosiłem się z pomysłami na duety nieharmoniczne – nie z instrumentami harmonicznymi i melodycznymi, raczej instrumentami nietypowymi, gdzie głos ludzki funkcjonowałby inaczej niż w tych typowych konfiguracjach – z fortepianem, gitarą, z zespołem czy wręcz całą orkiestrą, gdzie wiadomo, śpiewa się po prostu po funkcjach i to jest dla mnie mało ciekawe. Chciałem funkcjonować trochę inaczej i to był powód, dla którego wymyśliłem tę formę, którą nazwałem „Zulu”, a do której zaprosiłem m.in. Radka Nowakowskiego i Bronisława Dużego. Grałem  też przez ponad rok, o czym wie niewielu,  w duecie ze ś.p. Zbigniewem Wegehauptem.  Tych „dziwnych” duetów było więc dużo. Potem już troszeczkę stonowałem, chciałem, by te duety, w których głos miałby jakieśznaczenie, trafiły do większego grona odbiorców niż te duety „trudne”, z kongistą , puzonistą czy kontrabasistą. Zacząłem więc współpracować z pianistami – m.in. z Bogdanem Hołownią nagraliśmy płytę „Tales” , która, notabene, wczoraj doczekała się chyba trzeciej reedycji – limitowana wersja 2000 będzie już niedługo na rynku. Współpracuję również z Arturem Dutkiewiczem, z którym jeszcze płyty nie ma, ale najprawdopodobniej będzie oraz z Pawłem Kaczmarczykiem, z którym też grywamy duety. W ten czwartek gramy koncert w duecie w Muzycznej Owczarni w Szczawnicy. Grywam również z jego formacją  Audiofeeling Band. Przygotowaliśmy projekt z muzyką Raya Charlesa w ramach cyklu Pawła zatytułowanego Directions in Music, gramy go w ten piątek w krakowskim Harris Piano Jazz Bar. Grywam też większe formy…

Współpracował Pan też z legendami polskiego jazzu i rocka – m.in. Tomaszem Stańko i Dżemem…

Właściwie to z Tomkiem Stańko nagrałem tylko jeden numer, kiedy uczestniczył w nagraniach z zespołem Young Power. Grywałem z nim też swojego czasu koncerty w trio – bodaj dwa czy trzy koncerty, bo wtedy Tomek trochę inaczej funkcjonował i trudno było takie projekty zrealizować, bo gdzieś tam np. nagle zginął. To było trio z Radosławem Nowakowskim na kongach, Tomek Stańko i ja - wokal.   

Dżem z kolei zaprosił mnie do nagrania ich pierwszej płyty, zatytułowanej „Dżem”. Zaproponowali mi śpiewanie do materiału, który zaśpiewał już bardzo dobrze Rysiek. Wszedłem więc do studia i mówię: „Panowie, no co wy, kurczę, co ja mam tutaj robić?” „Nie no, to może to zaśpiewaj”. Ja mówię: „Nie no, przecież on to świetnie zrobił!” Coś tam mieli chyba na pieńku. Nie chciałem się w to wtranżalać, bo to przecież nie moja działka i nie chciałbym być kimś, kto wygryza Ryśka – on wtedy był w świetnej formie, bardzo dobrze funkcjonował. Mówię zatem: „to może ja zrobię jakieś chórki, dobarwię, itd?”. I tak się zdarzyło, chyba w trzech utworach coś tam zaśpiewałem, w „Whisky moja żono” i czymś tam jeszcze, nie pamiętam, to już było tak dawno…  Teraz, współcześnie współpracuję z wieloma formacjami, m.in. gram koncerty z orkiestrami filharmonicznymi, którymi dyryguje pan Jerzy Kosek w ramach projektu „Jimi Hendrix symfonicznie”.  Grają w nim Leszek Cichoński wraz ze swoim trio i cała orkiestra symfoniczna. Zdarza mi się też grywać symfonie pana Krzesimira Dębskiego, gdzie jestem jednym z dwóch solistów. Drugą solistką jest pani Agata Zubel, słynna interpretatorka muzyki współczesnej, która zresztą również komponuje. Prócz tego jestem członkiem bardzo dużej formacji Era Schaeffera, w ramach której są grane projekty pana Bogusława Schaeffera. W projekcie w którym uczestniczę bierze również udział zespół Amadeus pani Agnieszki Duczmal, pani Olga Szwajgier ze swoim kwartetem i pan Michał Urbaniak, grający solo. Ja również  śpiewam tam solo. Projekt funkcjonuje bardzo dobrze, dosyć często gramy – ostatnio graliśmy w Warszawie, wcześniej byliśmy w Madrycie, teraz szykuje się chyba Japonia. Grywam też własne koncerty solo, które cieszą się bardzo dużym uznaniem.

Jeśli już zaczęliśmy mówić o Pańskich planach – z pewnością  płycie wieńczącej projekt Sephardix towarzyszyć będzie trasa koncertowa. Możemy się spodziewać koncertów w Polsce?  

Myślę że tak. Oprócz tego, pracujemy nad płytą pana Joachima Mencla i zespołu El Greco, którego jestem stałym członkiem . Płyta jest już skończona – wczoraj dogrywałem jeszcze wokale. Niesamowita muzyka, świetna płyta. Cóż więcej mówić – parę płyt w tym roku pewnie się ukaże.

Prócz płyty El Greco i Sephardixu możemy się jeszcze czegoś spodziewać?

Myślę o swojej płycie solowej. Zobaczymy.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji muzycznych planów.