Wyobraźnia, luz i ekspresja - Pocket Corner w Galerii Pionova

Autor: 
Piotr Rudnicki

Norweski Pocket Corner to prawdziwy working band. Swoją muzyką omija zarówno mainstreamowe i awangardowe mody bieżące, jak też niespecjalnie ubiega się o zainteresowanie jazzowych mediów, a mimo - nie tylko w kraju macierzystym - stale znajduje przestrzeń do występowania. Dowodzona przez doświadczonego trębacza Didrika Ingvaldsena grupa po raz drugi zawitała do Polski – i swoją tygodniową wyprawę ponownie rozpoczęła koncertem w Gdańsku.

Tym razem „areną otwarcia” trasy koncertowej była dla zespołu położona nieopodal gdańskiej starówki Galeria Pionova, miejsce nastawione dotąd przede wszystkim na działalność wystawienniczą, które ostatnimi czasy przejawia ambicje poszerzenia oferty o wydarzenia muzyczne. Jakkolwiek nie jest ona póki co dostosowana do takich zadań akustycznie, to specyficzne, surowe warunki otwarci na podobne wyzwania muzycy potrafią odpowiednio wykorzystać. Tak stało się właśnie w przypadku kwartetu ze Stavanger, który w tej trudnej do opanowania przestrzeni wypadł więcej niż dobrze.

W dwuczęściowym występie Pocket Corner zaprezentował autorską, odświeżoną i uwspółcześnioną formułę free jazzu z początku istnienia tego gatunku. I choć rzecz jasna elementu przełomowego długo by tu szukać, to mocno zarysowane kompozycje Ingvaldsena, improwizatorski talent całej czwórki i energia, z którą swemu zajęciu na scenie się oddają przypomina, ile ducha w tej nienowej przecież formule można zawrzeć.            

Na pierwszym planie szorstkim atakiem na frazy tonu nadawał kierownik zespołu – trąbka Didrika Ingvaldsena wspomagana wiernie przez alt Glenna Bruna Hendriksena wygrywała wyraziste tematy i snuła silne, naglące towarzyszy do odpowiedzi improwizacje – szarpanemu chwilami dialogowi instrumentów dętych w sukurs szli znakomici Ståle Birkeland, perkusista o awangardowej inwencji i rockowym natężeniu oraz grający w tym składzie po raz pierwszy nowy nabytek Pocket Corner – na stałe mieszkający w Berlinie kontrabasista Andreas Langs, który w swoim „arsenale” posiada zarówno okrągły groove jak i dobrze osadzony puls, ale i gustuje w bardziej osobliwych metodach na uzyskiwanie dźwięku jak pocieranie pudła swego instrumentu bezpośrednio dłonią. Podobnymi środkami szafował zresztą sam lider – w quasicolemanowskiej balladzie jak i podczas całego koncertu Ingvaldsen zaprezentował bogaty asortyment szumów i pomruków trąbki, a jego wyciszony duet z perkusją z drugiej, bliższej współczesnemu free/impro części występu był jednym spośród wielu ciekawych momentów.
Szerokość muzycznych zainteresowań kompozytora materiału Didrika Ingvaldsena zdecydowała zresztą, że chwil takich dostarczyły także utwory odwołujące się do kameralno-filmowych tradycji europejskiego jazzu lat sześćdziesiątych a nawet mocno odstający charakterem od reszty repertuaru fragment wyraziście klezmersko-bliskowschodni. Co jednak do Pocket Corner przyciąga najbardziej – to połączenie wyobraźni, luzu i ekspresji, które dowodzi, że żadna estetyka muzyczna uprawiana z pasją i otwartością się nie starzeje. I byłoby bardzo dobrze, gdyby mogło się o tym na własne oczy i uszy przekonać ci, którzy jeszcze grupy usłyszeć nie mieli okazji.