Steve Swell na 14. Krakowskiej Jesieni Jazzowej - relacja

Autor: 
Bartosz Adamczak

Minął już tydzień od rozpoczęcia Krakowskiej Jesieni Jazzowej, ale warto wrócić na chwilę do tego wydarzenia, choć wrażeń muzycznych w tym miesiącu będzie jeszcze sporo. Krakowską Alchemię odwiedził Steve Swell – puzonista wybitny, którego festiwal gościł już wielokrotnie, często przy okazji festiwalowych rezydencji (m.in Resonance) ale o ile pamięć mnie nie myli, nigdy w roli lidera.

Obok Steve’a kilku bardzo dobrych znajomych (zarówno jeśli chodzi o festiwal jak i wcześniejszą grę z puzonistą). Mikołaj Trzaksa (głownie tym razem na barytonie) oraz Per-Ake Holmlander (obaj w Resonance a także kwartecie Inner Ear). Trochę czasu minęło już od ostatniej wizyty saksofonisty (a także klarnecisty basowego) Gebharda Ullmanna (Swell gra w jego zespole New Basemnet Research). Jon Rune Strom gościł w Krakowie parokrotnie, a w sekcji z Paal Nilssenem-Love tworzy mocarną machinę free-jazzową. Elisabeth Harnik wystąpiła na jesienie jazzowej wcześniej raz (z m.in Mikołajem Trzaską).

Jednocześnie pojawiła się grupa nowych twarzy (zarówno jeśli chodzi o festiwal jak i brak wcześniejszej gry z puzonistą). Zacznijmy od seniora grupy, wspaniałego skrzypka Carlosa Zingaro. Sekcję smyczkowa stworzyła z nim Elisabeth Coudoux grająca na wiolonczeli. Kolejne dwie Panie wzmocniły siłę dęciaków - na saksofonie barytonowym Hanne De Backer. Na alcie Signe Emmeluth. Sekcję blachy zasiłił jeszcze Niklas Brano – trąbka.

Dwa wieczory wypełnione zostały w formule dobrze już znanej czyli “małych składów”. Jednocześnie zachowano tutaj sporą dyscyplinę – każdego wieczoru dwa sety, w secie 3 kwartety dzięki czemu każdy z artystów mógł zaprezentować się publiczności w każdej odsłonie. W sumie 12 kwartetów, bardzo zróżnicowanych jeśli chodzi o składy instrumentalne, ale bez wrażenia przypadkowości czy niespójności, która często takim roszadom scenicznym towarzyszy. Dla ciekawych, lista poszczególnych zestawów do wglądu pod tekstem, nie ma potrzeby zatrzymywania się tutaj nad każdą z 12 improwizacji, ale momentów, które wywarły spore wrażenie nie brakowało.

Zacznijmy od rzeczy, którą zauważyć najprościej– coraz więcej na scenie muzyki improwizowanej kobiet, to cieszy ogromnie, nie tylko oczy - jak one grają! Elisabeth Harnik to pianistka, której gra z gracją nawet w najbardziej agresywnych momentach (jak klastry grane całym przedramieniem). Ale Harnik to postać już choć trochę znana. Zaskoczeniem większym jest bezkompromisowa gra debiutantek - obu saksofonistek a także wiolonczelistki. Młodzieńcza fantazja, zadziorność Signe i Hanne wniosła bardzo wiele dodatkowej energii do sekcji dętej. Wiolonczela natomiast znacząco ubogaciła brzmienie poszczególnych składów.

Rzecz druga to ciekawy skład instrumentalny, na początek potęzna bas-sekcja –dwa barytony, tuba oraz kontrabas (Jon Rune Strom lubi ciężkie brzmienie). Wiolonczela oraz skrzypce, a także fortepian wzbogacają paletę barw, tworząc przeciwwagę dla klasycznie jazzowych tonów dęciaków. Ciekawie zapowiada się zatem koncert finałowy, ale o tym za chwilę.

W trakcie improwizacji kwartetów, o przeróżnym charakterze, wynikającym z ciągłego tasowania składem uwagę moją zwróciły zwłaszcza konfiguracje duetowe. Z jednej strony np dialogi Steve’a Swella z Gebhardem Ullmannem – przecież oni zagrali razem setki razy, a objawia się w tych dźwiękach nie tylko szacunek i porozumienie ale też wciąż ciekawość wspólnej gry. Zupełnie inny charakter, nie znaczy, że gorszy, maja np rozmowy Swella z trębaczem Niklasem Barno, ale za to jak wyśmienicię współbrzmią te blaszane tony.
Wspaniale wypadły duety saksofonowe Mikołaja Trzaski – zmasowane brzmienie barytonów z Hanne De Backer albo bardziej lotne, giętkie i splecione linie melodyczne saksofonów altowych z Signe Emmeluth. Pierwszy kwartet pierwszego wieczoru – to własnie ta trójka, wraz z Elisabeth Coudoux na wiolonczeli, rozpoczęła mocnym akcentem całą rezydencję, w pewnym momencie zawodząc rzewnie niczym chór płaczek w greckiej tragedii.
Czystą minimalistyczną poezją dźwięków był set ostatni pierwszego wieczoru, gdzie fortepian, skrzypce, wiolonczela oraz trąbka stworzyły hipnotyczną narrację z delikatnych dźwięków.
Nie przedłużając dodam tylko, że na zakończenie drugiego wieczoru wszyscy muzycy ścisnęli się na scenie (pod nią, przed nią) żeby zagrać razem – z chaosu wyłoniły się tutaj akordy niezwykłej urody jak i kanonady dźwięków tak przepełnione energią, że trudno było nie czekać z ekscytacją na koncert finałowy dnia następnego.

Dnia trzeciego zatem orkiestra zaprezentowała w całym składzie kompozycje Dances With Questions przygotowaną przez Steve’a Swella. Tytuł znaczący bo całość przeplatała fragmenty melodyczne (Dances?) oraz improwizowane (Questions?) przy czym dokładna kolejność poszczególnych sekwencji była sygnalizowana za pomocą róznych karteczek przez dyrygującego lidera (być może w części losowo). Poszczególne fragmenty zostaly zakomponowane tak, że każdy z muzyków mógł w pełni pokazać brzmienie swojego instrumentu i własną wyobraźnię. Fragmenty bardziej kameralne sprzyjały ekspozycji sekcji smyczkowej oraz fortepianu, inne akenctowały wspomnianą już sekcję zmasowanego basu (często w rytmicznym kontrapunkcie na przeciw sekcji dętej tenor/alt/puzon/trąbka). Swell terminował na początku swojej kariery w big bandach a i brzmienie nowoorleańskich brass bandów zdecydowanie nie jest mu obce. Kulminacja była absolutnie ekstatyczna, podszyta soczystym bluesowym riffem.

Wyśmienitych improwizacji solowych  była obfitość cała, ale trzy sczególnie wbiły mnie w fotel. Elisabeth Coudoux szorstką grą smyczkiem zagrała bardzo ciekawe, nastawione na chropawą sonorystykę solo. Niklas Brano zbudował fantastyczne, pełne dramaturgi crescendo, w którym główną rolę pełniła nie głośność, nie wysokość dźwięku ale coraz mocniejsze wibrato. A zupełnie w stratosferę pomknęła szalonym lotem na alcie Signe (panowie Jon Rune Strom i Paal Nilssen-Love też zasługi tutaj niemałe mają bo dali sporo do pieca). Fantastyczna rzecz tutaj też się dzieję bo przysłuchujący się w tych momentach muzycy aktywnie angażują się w muzykę, widać jak wzajemnie motywują się do swobodnej ekspresji, napedzają w swoich działaniach, nawet kiedy gra jedna osoba, uczestniczy w tym cały zespół. Najzwyczajnie w świecie muzyka ci muzycy dzielą się na scenie swoją radością a to jest bardzo zarażliwe.

Rezydencja Swella przyniosła doskonale zbalansowaną dawkę wrażeń – obok starych znajomych, nowe muzyczne odkrycia, szalone, energetyczne improwizacje obok bardziej stonowanych, kameralnych brzmień, wreszcie wyśmienici improwizatorzy, którzy doskonale współpracowali razem na scenie. Należy mieć nadzieję, że to nie tylko jednorazowe spotkanie przy festiwalowej okazji, ale też że będzie muzycy bedą mieli możliwość kontunowania współpracy bo zdecydowanie zaiskrzyło między nimi na wielu płaszczyznach.

Steve Swell Residence na otwarcie 14ej Krakowskiej Jesieni Jazzowej
Dzień 1 07.10.2019 Alchemia Kraków
set I
Signe, Hanne, Mikołaj, Elisabeth C
Elisabeth H, Steve, Gebhard, Jon
Carlos, Niklas, Per-Ake, Paal

set II
Hanne, Mikołaj, Jon, Paal
Signe, Steve, Gebhard, Per-Ake
Elisabeth H, Elisabeth C, Carlos, Niklas


Dzien 2 08.10.2019 Alchemia Kraków
set I
Elisabeth C, Steve, Gebhard, Per-Ake
Elisabeth H, Hanne, Mikołaj, Paal
Signe, Carlos, Niklas, Jon

set II
Signe, Elibeth C, Steve, Niklas
Elisabeth, Mikołaj, Gebhard, Per-Ake
Hanne, Carlos, Jon, Paal

bonus – all ensmeble

Dzień 3 09.10.2019 Radio Kraków