Ballister na Krakowskiej Jesieni Jazzowej - relacja

Autor: 
Bartosz Adamczak

Tegoroczna Krakowska Jesień Jazzowa pozwala zobaczyć na scenie wiele nowych twarzy – obok sezonowanych liderów (rezydencje Steve’a Swella oraz Kena Vandermarka) pojawili się artyści mniej znani, młodzi, piekielnie zdolni, grający bez żadnych kompleksów. To jest bardzo cenne – to jak nawiązywanie nowych, pełnych potencjału znajomości. Ale równie cenne jest też pielęgnowanie  znajomości starszych – takim właśnie spotkanie ze starymi dobrymi znajomymi był koncert Ballister. O ile Paal Nilssen-Love bywał ostatnio bardzo często (tego perkusisty przedstawiać nie trzeba fanom muzyki free), to Dave Rempis oraz Fred Londberg-Holm, choć to dobrzy znajomi festiwalu, którzy gościli w Alchemii wielokrotnie, mieli kilkuletnią przerwę jeśli chodzi o wizyty w Krakowie (Dave musiał chyba dokładnie sprawdzić kalenarz bo podał konkretną wartość tutaj - 6 lat).

Są tacy cenni znajomi, że choćbyś ich 6 lat nie widział, to jak się spotkacie to masz wrażenie, że minęło kilka tygodni może, może trochę więcej, ale to właściwie bez znaczenia, bo rozmawiacie od razu serdecznie, bez żadnej ciszy niezręcznej, bez skrępowania. I tak właśnie było w ostatni poniedziałek na scenie krakowskiej Alchemii. Dave, Fred oraz Paal weszli na scenę, zagrali. A dźwięki to w istocie były balistyczne. Prym w naturalny sposób wiedzie to mocarny, ostry ton saksofonu tenorowego lub altowego, towarzyszy przesterowany dźwięk wiolonczeli przepuszczonej przez gitarowy wzmacniacz, napędza muzyczną machinę motoryczna gra perkusji. Rempis potwierdza swoją klasę jako instrumentalisty oraz improwizatora – z saksofonu dobywa kaskady dźwięków, ale zachowuje logiczną, spojną konstrukcję narracji. Paal Nilssen-Love ręki nie szczędzi, nie od dziś wiadomo, że jazzman o duszy punkowca. Rolę dekonstukcjonisty pełni Fred Lonberg-Holm, który grając głownie smyczkiem wydobywa z wiolonczeli tony zgoła nieklasyczne.  Elegancki instrument podłączony jest to gitarowych efektów (między innymi wah-wah, looper oraz kilka produkcji DYI), Fred nie boi się efektów noise’owych, przesterów i tonalnych brudów.

Ballister, to mieszanka wybuchowa, kipiąca energię kinetyczną. Panowie wciskają pedał gazu i raczej nie ma możliwości stawiania oporu – albo trzeba dać się tej energi ponieść, albo zostać przez nią stratowany. Zwolnią czasem, żeby złapać oddech (kilka wręcz balladowych czy medytacyjnych fragmentów pięknej urody), ale to muzyka zdecydowanie mocnego uderzenia, które bigbeatowcom się raczej nie śniło. I jest w tym frajda ogromna dla słuchacza, bo Ballister to, przy zaakceptowaniu reguł gry, muzyka bezkopromisowa, ale bardzo komunikatywna. A to tylko potwierdza jakość komunikacji o wartość muzycznej dyscypliny artystów na scenie – dyscypliny pozwalającej budować długie narracje – każdy z czterech fragmentów trwa dobre 20+ minut.  Bez wyważania dawno otwartych drzwi, Ballister zaserwowało znakomitą porcję energetycznej muzyki.

Powiem tylko tyle, że warto było czekać 6 lat na powrót Dave’a Rempisa oraz Freda Londberg-Holma do Krakowa, ale mam najdzieję, że na kolejną wizytę przyjdzie nam czekać zdecydowanie krócej.

Ballister 28.10. Kraków. Alchemia
Dave Rempis – saksofon tenorowy i altowy
Fred Londberg-Holm – wiolonczela, elektronika
Paal Nilssen-Love - perkusja