Riverloam w Teatrze w Oknie

Autor: 
Piotr Rudnicki

Pracowitość Mikołaja Trzaski jest nieoceniona. Niecałe dwadzieścia cztery godziny od zakończenia równie pięknego co długiego koncertu Ohel Warszawa, pojawił się wraz z Olie Brice'm i Markiem Sandersem w Teatrze w Oknie w centrum Gdańska, aby zagrać jako Riverloam Trio.

Koncert był pewnym przedłużeniem niedzielnego, warszawskiego koncertu. „Wczoraj graliśmy pierwszy tak wielki koncert Nowej Muzyki Żydowskiej w Polsce. Każde większe miasto miało swoje małe getto i tak naprawdę wszędzie działo się to samo” - powiedział zmęczony, ale szczęśliwy Mikołaj Trzaska tuż przed wybrzmieniem pierwszych tonów. Riverloam Trio było w Warszawie częścią składu Ircha Gdola. W Gdańsku zagrało samodzielny koncert. „Jest nas mało, dlatego do grania takiej muzyki zapraszamy artystów z zagranicy” - dodał, przedstawiając współtowarzyszy. Muzyków może było niewielu, ale nikomu to nie przeszkadzało. Malutka salka Teatru W Oknie niemalże pękała w szwach. Zachęceni dźwiękami ludzie wchodzili jeszcze długo po rozpoczęciu koncertu. Większość zostawała a ci, którzy przyszli na samym początku siedzieli w coraz większym tłoku, chętni poddać się magii tworzonej na ich oczach przez muzykę tria.Warto było zatrzymać się w niej na dłużej, bo trzej panowie na scenie prowadzili za pomocą swych instrumentów niezwykle zajmującą konwersację. Z początku najwięcej do powiedzenia miały kontrabas i alt, które współgrały w przedziwny sposób – dzięki użyciu smyczka przez Ollie Brice'a można było odnieść wrażenie, że grają dwa instrumenty dęte. W innym fragmencie dialog z kontrabasem rozpoczął Mark Sanders, i dopiero po dłuższej chwili dołączył do nich Trzaska.

Przez cały zresztą występ podstawą muzyki tria była równorzędność każdego z instrumentów – nie obowiązywał podział na sekcję rytmiczną i solistę. Wszystko odbywało się na prawach rozmowy, zaś ów brak muzycznej hierarchii przysłużył się całości. Efekt? Potoczystość emocji. Gładkie podłączanie się muzyków w różnych momentach poszczególnych utworów pozostało niezachwiane. Lekkość zachowali nawet gdy ster przejął Mikołaj Trzaska, przeprowadzając jedną z kompozycji – tak jak to tylko on potrafi - z ciszy półdźwięków w pełen wyrazu krzyk i z powrotem w sposób tak płynny, że, zdawałoby się, oczywisty.

Pełna energii Nowa Muzyka Żydowska bywa niełatwa w odbiorze, ale otwartym na jej działanie może zaoferować w zamian bardzo wiele. W niecałą godzinę można przeżyć lawinę intensywnych, oczyszczających emocji. Przy odpowiednim nastawieniu droga od wybuchu ekspresyjnych improwizacji w środku występu do jego wspaniałego zakończenia w postaci subtelnego utworu zamkniętego cytatem ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Róży" Wojtka Smażowskiego, staje się zadziwiająco prosta. Wystarczy tylko chcieć nią powędrować.