Michał Wróblewski Trio w poznańskim Blue Note

Autor: 
Krzysztof Grabowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Grabowski/mpc.encore7.com

W sobotę 25 stycznia w poznańskim klubie Blue Note wystąpił Michał Wróblewski ze swoim trio. Obok lidera zagrali Michał Jaros na kontrabasie i Paweł Dobrowolski na perkusji. Wszyscy muzycy, chociaż młodzi, mają w dorobku już wiele indywidualnych osiągnięć. Także wspólnie, pod szyldem „Michał Wróblewski Trio”, idą do przodu jak burza. Dość powiedzieć, że trio powstało w 2010 roku, a już w 2013 odbywała się ich trasa koncertowa wespół ze znakomitym amerykańskim trębaczem Terencem Blanchardem.

To właśnie Terence Blanchard, jego muzyka i wspólna trasa koncertowa stały się inspiracją dla Wróblewskiego do przygotowania materiału na nowy album. Te utwory zdominowały pierwszą część koncertu. Do przerwy muzycy zaprezentowali – można by rzec – prapremierowe wykonania autorskich kompozycji pianisty, które znajdą się na płycie. Dotychczas nie były one nigdzie indziej publicznie prezentowane. Materiał ma być nagrywany już wkrótce, a album na rynku ukaże się jeszcze w tym roku. Warty podkreślenia jest fakt, że oprócz niekwestionowanych umiejętności wirtuozerskiej gry na fortepianie, muzyk jest zręcznym kompozytorem, co samo w sobie jest niebagatelną wartością dodaną w czasach muzyki coraz częściej odświeżanej, zamiast komponowanej. Kilkusetosobowa publiczność wysłuchała utworów „Take nine” i „City Lights” oraz bardziej lirycznego „Ballad For Mary” zadedykowanego niedawno urodzonej córce artysty. Była także kompozycja z dedykacją dla Herbie Hancocka pt. „One For Herbie”. Potem zabrzmiał utwór „Warsaw Blues” napisany specjalnie, by wykonywać go podczas trasy z Blanchardem. Został on zarejestrowany na żywo podczas koncertu w Polskim Radiu w Studiu im. Lutosławskiego. Bez trąbki Blancharda utwór nabrał nowej, innej jakości i nie można powiedzieć, że gorszej. Zręczność i uniwersalność kompozycji jest atutem młodego artysty.

Chociaż grupa ma w repertuarze ballady, to jednak dominują utwory żywiołowe. Muzycy mają nadmiar energii, dzięki której ciągle są na fali wznoszącej swojej kariery. Kompozycje, chociaż bogate w dźwięki, nie stwarzają wrażenia przekombinowanych, przesyconych czy bałaganiarskich. Słucha się tego znakomicie, co też potwierdzała zadowolona publiczność. Sposób grania muzyków jest emocjonalny. Widać, że wkładają w to, co robią wiele pasji. Można było dojrzeć skupienie, pozytywną złość czy uśmiech i radość z grania. Trio jest ze sobą świetnie zgrane. Gdy miałem okazję słuchać próby przed występem, jeszcze szlifowane były niektóre elementy świeżych kompozycji, a nawet wprowadzane zmiany. Natomiast już kilkadziesiąt minut później na scenie wszystko szło, jakby muzycy grali swoje stare ulubione kawałki. Zapewne ostateczny kształt utworów na płycie wybrzmi nieco inaczej ale, jeśli będzie utrzymany w takiej konwencji, to zapowiada się kolejny bardzo dobry krążek tria, po który warto będzie sięgnąć.
W drugiej części koncertu, po kilkunastominutowej przerwie, słuchaliśmy kompozycji Blancharda zarówno z zeszłorocznej płyty „Magnetic” – „No Borders Just Horizons” i „Time to Spare”, jak i starszych, a na na bis „If I could I would”.

Michał Wróblewski jest liderem nieco wycofanym, a więc takim, który osobiście lubię – dającym pograć całemu zespołowi. Sekcja rytmiczna przejmowała od czasu do czasu pałeczkę i dominowała na scenie, chociaż w odmienny sposób. Dobrowolski za perkusją jest żywiołowy, a Jaros z kontrabasem bardziej skupiony. Niemniej, każdy z nich pokazał swoje umiejętności w taki sposób, by nie razić efekciarstwem, a jednocześnie dać o sobie znać. Zresztą obaj muzycy mają ten komfort, że nie muszą już słuchaczom niczego na siłę udowadniać.
Jedynym mankamentem koncertu dla tych, którzy siedzieli najbliżej, mogła być zbyt dominująca głośnością perkusja. Z racji tego, że pierwsze miejsca są bardzo blisko sceny, do nich docierał dźwięk niemal w czystej akustycznej formie. Im bardziej do tyłu sali, równowagę przekazu  zapewniało dobre nagłośnienie.

Nie był to pierwszy występ zespołu w tym znanym poznańskim klubie. Zasłużenie można wymieniać trio Michała Wróblewskiego jednym tchem wśród innych znakomitych muzyków jazzowych, którzy tu koncertowali, jak chociażby grającego w takim samym składzie tria nieodżałowanego pianisty i kompozytora Esbjorna Svenssona. Na ścianach klubu wiszą zdjęcia i plakaty upamiętniające występy Pata Methenego, Johna Scofielda, Jana Garbarka, Branforda Marsalisa i wielu innych.  Oby kariera polskiego pianisty rozwijała się nadal tak dobrze, jak dotychczas i przynosiła radość słuchaczom z możliwości sięgania po jego kolejne udane projekty.